ďťż

Kobieta z Jazbo potknęła się o Tolly w ciemności i o mało nie przewróciła, a potem nagle Kufel zeskoczył na podłogę, gdzie zaczął gorączkowo obwąchiwać nieznajomego kota,...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Potężny kocur zawahał się przez chwilę, ale ostatecznie podążył za nim. - Wracaj, do jasnej cholery! - wrzasnęła Tolly Mune. - Kufel, ty przeklęty kocie, chcę tu zaraz widzieć twoją tłustą dupę! Jej wołanie powróciło wielokrotnym echem, ale kot nie posłuchał wezwania. Tymczasem pozostali uczestnicy wycieczki zdążyli już dość znacznie się oddalić, więc Tolly zaklęła głośno i pospiesznie ruszyła w ich kierunku. Najpierw ujrzała wyspę światła, a kiedy dotarła na miejsce, zastała ambasadorów sadowiących się na fotelach ustawionych po jednej stronie długiego metalowego stołu. Haviland Tuf, nadal na swym latającym tronie, unosił się po przeciwnej stronie stołu z twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu i białymi rękami splecionymi na brzuchu. Po jego ramionach w tę i z powrotem przechadzał się Dax, mrucząc donośnie. - Niech cię szlag trafi! - warknęła Tolly pod adresem Tufa, po czym odwróciła się twarzą do nieprzeniknionej ciemności. - KUFEL!!! - wrzasnęła co sił w płucach. Echo było przytłumione, jakby spowite całunem z miękkiego materiału. - Kufel! Cisza. - Mam nadzieję, że nie przybyliśmy tu tylko po to, żeby przysłuchiwać się wrzaskom Przewodniczącej Rady Planety - odezwał się wysłannik Skrymiru. - Zaiste - odparł Haviland Tuf. - Przewodnicząca Mune, gdyby zechciała pani zająć miejsce, moglibyśmy bezzwłocznie przystąpić do rzeczy. Skrzywiła się i opadła ciężko na ostatni wolny fotel. - Gdzie się podział Kufel, do wszystkich diabłów? - Doprawdy, trudno mi wyrazić jakąkolwiek opinię na ten temat - powiedział gospodarz. - Bądź co bądź, to pani kot. - Ale pogonił za jednym z twoich! - Zaiste. Bardzo interesujące. Tak się akurat składa, że jedna z moich najmłodszych kotek znajduje się w okresie rui. Być może, to tłumaczy jego nieobecność. Ale wątpię, żeby pani zwierzęciu coś groziło. - Ale ja chcę mieć go przy sobie podczas tej cholernej konferencji! - parsknęła Tolly Mune. - "Arka" jest ogromnym statkiem, w którego wnętrzu znajdują się tysiące trudno dostępnych kryjówek, a poza tym, przeszkadzając kotom w ich miłosnych igraszkach postąpilibyśmy bardzo nieetycznie, przynajmniej według standardów obowiązujących na S'uthlam. Doprawdy, za nic w świecie nie chciałbym urazić pani uczuć. Co więcej, sama pani wielokrotnie podkreślała wagę upływającego czasu oraz fakt, iż stawką w tej grze są miliony istnień ludzkich, dlatego wydaje mi się, że powinniśmy natychmiast przystąpić do pracy. Dotknął jednego z przycisków na miniaturowym pulpicie sterowniczym i część długiego stołu zapadła się, a zaraz potem w tym miejscu, tuż przed Tolly Mune, pojawiła się jakaś roślina. - Oto właśnie manna - oznajmił Haviland Tuf. Bladozielone, splątane łodygi wyrastały z płytkiej donicy. Roślina przypominała żywy węzeł gordyjski, gdyż niezliczone pędy bez przerwy chwiały się i kołysały, jakby usiłując rozpełznąć się na boki. Gęste, błyszczące liście były nie większe od paznokcia, ich powierzchnię pokrywała zaś delikatna sieć czarnych żyłek. Kiedy Tolly Mune dotknęła jednego z liści, przekonała się, że na jego spodniej stronie znajduje się mnóstwo białego pyłu, którego spora część została jej na palcach. Gdzieniegdzie można było dostrzec skupiska białych, nabrzmiałych bąbli, przypominających nieco pięciopalczaste macki, tym większych, im mniejsza odległość dzieliła je od centralnej części rośliny. Jedna z tych macek, częściowo ukryta za zasłoną liści, była prawie tak duża jak ludzka ręka. - Paskudne zielsko - wyraził swoją opinię Ratch Norren. - Doprawdy nie rozumiem, dlaczego trzeba było ogłaszać zawieszenie broni i wyruszać w tak długą podróż tylko po to, żeby obejrzeć jakąś wynaturzoną cieplarnianą potworność - powiedział wysłannik Skrymiru. - Lazurowa Triuna zaczyna tracić cierpliwość - szepnął osobnik spowity w hologramowy kokon. - W tym szaleństwie musi być jakaś przeklęta metoda - zwrociła się Tolly Mune do Tufa. - Dalej, nie każ nam czekać. Manna, powiadasz? I co z tego? - Ona zaspokoi potrzeby żywnościowe S'uthlamczyków - odparł Tuf, a Dax zawtórował mu mruknięciem. - Na ile dni? - zapytała kobieta z Planety Henry'ego słodkim tonem aż ociekającym sarkazmem. - Pani Przewodnicząca, gdyby zechciała pani rozerwać którąś z większych macek, przekonałaby się pani, jak smaczny i pożywny jest to owoc. Tolly Mune skrzywiła się, pochyliła do przodu i zacisnęła palce na największym owocu. Był miękki, jakby gąbczasty. Kiedy pociągnęła, oderwał się bez oporu. Rozdzieliła go ostrożnie; jej oczom ukazał się miąższ przypominający wyglądem i konsystencją świeży chleb
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.