ďťż

- Jeśli masz ochotę, może to być kolacja na gorąco z przystawkami...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wyjrzała do holu i z wielkim naciskiem krzyknęła: - Justynka!!! Po czym bez pośpiechu zajęła swoje zwykłe miejsce przy stole. Coś w głosie ciotki spowodowało, że Justynka, która wcale jeszcze nie była głodna, a za to żywo zajęta swoją lekturą, porzuciła czytane dzieło i czym prędzej zbiegła na dół. Orientowała się doskonale w kontrowersjach, jakie stopniowo rozkwitały w tym domu, i z całej siły unikała wtrącania się do nich, szczególnie, że nie była pewna, po czyjej stronie powinna stanąć,. Agresję, jej zdaniem, prezentowali obydwoje, trochę więcej wuj, za to głupie fochy ciotka. Nie rozważała tej kwestii dotychczas zbyt wnikliwie, uparcie starając się pozostać na uboczu, ale tajemnicze przeczucie mówiło jej, że sytuacja dojrzewa do pęknięcia, i ogarniał ją lekki niepokój. W okrzyku ciotki brzmiał jakiś osobliwy przydźwięk, jakby wołanie o pomoc albo naglący rozkaz, jakby ktoś kogoś dusił, względnie trzymał lont i przy nim zapaloną zapałkę... Wyobraźnię Justynka miała nader bujną. Wpadając do jadalni, oczyma duszy widziała wuja z rzeźnickim nożem w dłoni, ewentualnie ciotkę czyniącą zamach salaterką z gorącym makaronem, i prawie zdziwiła się, ujrzawszy dwie osoby siedzące spokojnie przy apetycznie zastawionym stole. Mignęły jej w głowie jeszcze dwa obrazy, już niepotrzebne, jeden, jak ona sama składa przed sądem zeznania w charakterze świadka, i drugi, jak wuj cały ten stół odwraca do góry nogami. Odsuwając swoje krzesło, zdołała rozsądnie pomyśleć, że owszem, może i mógłby odwrócić, ale i dopiero po zjedzeniu doskonałych potraw. Nie przed. - Zacznij, kochanie, od tego na gorąco, bo potem wystygnie - podsunęła z troską Malwina. - To po chchcholerę stawiałaś na stole? - wysyczał Karol dziko. - Można chyba coś takiego trzymać na ogniu, nie? Idiociejesz na starość w piorunującym tempie! I na złość włożył sobie na talerz marynowanego śledzika. Justynka uczyniła to samo, też zabrała się do śledzika, bo oznajmić, że nie jest głodna i poprzestać na sałatce z pomidorów, nie miała odwagi. Ukradkiem spojrzała na ciotkę, która wyglądała, jakby z wysiłkiem liczyła do dziesięciu, nie mogąc przy tym rozstrzygnąć, czy po pięciu następuje sześć, czy też może cztery. Wybrnęła zapewne z tych rachunków, bo wzięła głęboki oddech i podniosła się od stołu. - Masz rację, kochanie... - Ja zawsze mam rację - poinformował ją Karol jadowicie. - Nie zauważyłaś tego dotychczas? Słodycz i demonstracyjna skrucha Malwiny grubą warstwą nałożyły się na bunt, wściekłość i śmiertelną urazę. - Zauważyłam. Zaraz to postawię na ogniu. Podam ci gorące. Sięgnęła po makaron i potrawkę. Karol uświadomił sobie nagle, że po pierwsze, żona, która powinna była warknąć na niego wzajemnie, względnie obrazić się i rozpłakać, okazuje anielskość nadludzką i nawet nie bardzo głupią, a po drugie, istotnie, ma przed sobą świetną kolację z przystawkami i może ją jeść dowolnie długo. Nikt go nie pogania, a te grube rury z sosem uwielbia. Woń to ma zgoła niebiańską... - Wino - mruknął nieco łagodniej. Przechodząca już do części ściśle kuchennej Malwina zerknęła za siebie. Jeszcze był przy śledziku, zatem białe. Do potrawki oczywiście czerwone. Obydwoje lubili wino i w tym też byli zgodni dwadzieścia lat temu. Właściwie pozostali zgodni przez cały czas. Wbrew rosnącej nienawiści do męża Malwina odruchowo i wręcz bezwiednie dbała o zaspokajanie jego, a przy okazji swoich, upodobań. Zawsze leżało w lodówce białe Mouton Cadet, Pinot Blanc, Bordeaux albo coś innego na poziomie, co najmniej dwie butelki, w szafce zaś kilka butelek czerwonego, niezależnie od zapasu w piwnicznej spiżarni. Z satysfakcją doniosła na tacy napoje i sięgnęła po kieliszki. Oczywiście musiała to wino sama otworzyć, ale w tym, na szczęście, miała już wielką wprawę. - Chcesz trochę? - spytała życzliwie Justynkę i ugryzła się w język. Jakże, zamierzała przecież częstowaćją drogimi potrawami wyłącznie Karolowi na złość, teraz zaś nie chwila po temu. Żadne na złość, ma robić za anioła! - Białego, bardzo chętnie - odparła Justynka, nie zdając sobie sprawy ze skomplikowanych zgryzot ciotki
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.