ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Pojawiały się dokładnie co pół godziny. Wzorowa organizacja.
Było dziesięć minut przed południem, gdy wyłączyłem zdalne sterowanie i zjechałem z głównego pasa komputerostrady. Zawyła głośno syrena. Igor zerwał się przerażony i wyrwał z moich rąk koło kierownicy. Nacisnął hamulce i zatrzymaliśmy się z piskiem opon.
- Próbujesz nas zabić!
- Nie. Chcę się zatrzymać.
- Zatrzymać. Po co?
- Mam potrzebę. Taki mały pokoik.
- Mały pokoik?
- Muszę się odlać, ty tępaku.
- Aaa - najwyraźniej przeprowadzał w myślach test kontroli pęcherza, bo jego twarz wyrażała niezwykłe skupienie. - Dobra.
Weszliśmy do środka.
Bez przerwy kontrolowałem czas. Szybko opróżniłem pęcherz i zmierzałem do wyjścia z toalety.
- Gdzie idziesz? - zainteresował się Igor.
- Żreć. Spotkamy się przy ciężarówce.
Był bardzo podejrzliwy, ale nie bardzo mógł cokolwiek zrobić. Odczekałem, dopóki nie zobaczyłem go zmierzającego na parking. Jeszcze trochę do południa. Wystarczy, żeby wziąć z automatu kokain-colę - wciąż jeszcze byłem zmęczony po nocy - oraz wielką kanapkę z fasolą. Usiadłem w bufecie i zabrałem się do jedzenia, uważnie obserwując przeszklone drzwi.
Telefon zadzwonił dokładnie w południe.
- Bolivar?
- Nikt inny. - Powiedz... nie, nie teraz!
Nagle w polu widzenia pojawił się Igor, zmierzający w stronę drzwi.
- Daj mi numer i czekaj na telefon o pomocy.
Zamoczyłem palec w coli, pochyliłem się pod stół, i namazałem szybko numer na podłodze. Kiedy pojawił się mój kompan, telefon miałem już w kieszeni.
- Czas. Trzeba jechać.
- Tak. Już idę - wstając, zapamiętywałem numer.
Im dalej zmierzaliśmy na pomoc, tym wszystko wokół zmieniało się na lepsze. Zakłady przemysłowe, kopalnie i dymiące fabryki zaczęły ustępować miejsca zautomatyzowanym farmom. Miło było zobaczyć nieco zieleni. Potem pojawiły się drzewa, coraz więcej, aż droga w końcu naprawdę przecięła wielką połać dziewiczych lasów. Zanurzyliśmy się w tunel pod znajdującymi się przed nami wzgórzami. Kiedy wynurzyliśmy się po drugiej stronie, ujrzeliśmy malownicze wybrzeże opadające ku błękitnemu morzu. Zrozumiałem, dlaczego Igor twierdził, że dobrze jest jechać na północ. Pojawiły się pierwsze domy, prawdziwe dwory otoczone ogrodami. Teraz nawet brzeg szosy był udekorowany krzewami i kwiatami.
- Tu mieszkają szefowie? - spytałem.
Potwierdzające mruknięcie w odpowiedzi. Cóż, to było bardzo spolaryzowane społeczeństwo - niewiele pośrodku, byłem tego pewien. Zjechaliśmy przy pierwszej bramce i wjechaliśmy na teren zautomatyzowanej posiadłości, którą od strony drogi osłaniały drzewa. Igor najwyraźniej już tutaj był. Jechał bez wahania pomiędzy rozlicznymi alejkami wprost do samotnie stojącego budynku.
Słońce grzało mocno. Jego promienie odbijały się od zroszonej wodą trawy, od znajdującego się pod wielkim parasolem stolika oraz od siedzącego tam Kaiziego i szklanki ze zmrożonym napojem, którą trzymał w dłoni.
- Wyglądasz obrzydliwie - powiedział na mój widok, kiedy wylazłem z ciężarówki. Miał rację. Moja nie ogolona twarz zaczynała swędzieć pod sztuczną maską. Moje oczy były podkrążone i zaczerwienione jak u królika. A zmoczone przez deszcz moje ozdobne ubranie nie było już takie ozdobne.
- W sprawie Angeliny...
- Nic ci nie powiem - warknął krótko. Pod twardą powierzchownością kryło się jeszcze twardsze serce. - Jesteś moim pracownikiem i masz wykonywać moje polecenia. Trzeba przyspieszyć pewne sprawy. - Położył przede mną kartę płatniczą. - Na czternastej alei jest mechatarg. Kup jakieś ubranie, dobre ubranie, sprzęt do golenia, mydło, sam wiesz co. To nie jest takie miasto jak tam. Chcę, żebyś wyglądał jak ludzie tutaj, bo inaczej policja się tobą zainteresuje. To jest najbogatsze osiedle na tej planecie. Kiedy już kupisz ubranie, zachowuj się jak bogaty człowiek. I postaraj się, żeby nikt nie zobaczył cię ubranego jak teraz. Zupełnie nie pasujesz do tego miejsca. A policja rutynowo kontroluje każdego, kto tu nie pasuje. Nie zapominaj, że oni wciąż cię szukają. A jeśli cię złapią, to pamiętaj, że nie tylko ty będziesz miał kłopoty.
Nie bardzo można było z nim dyskutować.
Klomby kwiatowe znikły, gdy wszedłem pomiędzy centra handlowe. Przyjrzałem się uważnie tabliczkom i skręciłem w czternastą aleję. Ulicami przemknęło kilka pojazdów, ale starałem się, żeby mnie nie dostrzeżono. W mechatargu była tylko jakaś parka kupująca wino. Przemknąłem obok nich i wpadłem do działu z ubraniami. Wybrałem tam jakąś lekką sportową marynarkę, którą natychmiast założyłem na grzbiet. Już miałem wyrzucić mój poprzedni strój, ale przemyślałem to w ostatniej chwili. To byłby wspaniały prezent dla poszukującej mnie policji. Dokończyłem zakupy i ze wszystkim wróciłem do rezydencji. Okazało się, że gdy ja wydawałem pieniądze, ciężarówka odjechała, a wraz z nią na szczęście także Igor. Chciałem coś powiedzieć, ale Kaizi uciszył mnie gestem dłoni.
- Najpierw się umyj, bo czuję się w twoim towarzystwie równie źle, jak w towarzystwie Igora.
Wyjątkowo się z nim zgadzałem.
- Tam - wskazał pomieszczenia biurowe nieopodal.
"Chafuka - doradztwo inwestycyjne" - głosił napis na drzwiach. Jeszcze jedno przedsiębiorstwo Kaiziego?
Na zapleczu biura było małe studio mieszkalne z pojedynczym łóżkiem. Zdjąłem twarz. Wziąłem relaksujący gorący prysznic, a potem pobudzający zimny. Umyłem się dokładnie. Ogoliłem się i przebrałem w sportowe ciuchy. Poczułem się znacznie lepiej. Otarłem też kurz z mojej nowej twarzy i założyłem ją ponownie. Po drodze minąłem mały dobrze wyposażony barek, który mocno mnie kusił. Nie opierałem się długo. Już z kolorową szklaneczką w ręku udałem się na poszukiwanie mojego pracodawcy i znalazłem go tam, gdzie był poprzednio - przy stole. Zmierzył mnie wzrokiem i skinął aprobująco głową.
- Jeszcze jakieś banki, które mam obrabować? - zapytałem cierpko.
- Nie. Coś znacznie większego. Co wiesz o elektrowniach atomowych?
- W ogóle niewiele wiem o elektryczności. Włączam przycisk na ścianie i pojawia się światło.
Rzucił na stół jakieś plany techniczne.
- Weź na razie to. Wkrótce będę miał dla ciebie dalsze materiały. Ta sprawa jest jeszcze we wczesnym stadium planowania. Porozmawiamy o tym później. Teraz jest jednak bardziej pilna robótka. Nie pojedynczy bank, ale źródło zaopatrzenia dla wielu banków. Porwiesz opancerzoną i uzbrojoną ciężarówkę, która rozwozi gotówkę do wszystkich banków w mieście. Masz dwa dni na przygotowanie szczegółowego planu. Za trzy dni przypada kolejna dystrybucja...
- A jaki dokładnie jest twój plan?
Uśmiechnął się, ale był to uśmiech zupełnie pozbawiony ciepła.
- Powiedziałem ci przecież, żebyś sam przygotował plan. Nie mam absolutnie pojęcia, jak można tego dokonać. Ty jesteś ekspertem, więc się tym zajmij. - Wyciągnął z kieszeni projektor i położył go na stole. - Tu są szczegóły trasy i czasy poszczególnych dostaw, dane o pojeździe, kierowcach. Jednym słowem - wszystko, co może być potrzebne. Ja osobiście sądzę, że jest to niemożliwe do wykonania
|
WÄ
tki
|