ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Zainteresowanie jedzeniem nie pochłaniało nas bowiem bez reszty. Co
jakiś czas para oczu odrywała się na krótką chwilę od spożywanych w skupieniu gulaszu i fasolki
i w samoobronnym odruchu omiatała niespokojnie całą salę, jakby właściciel tych oczu
miał nadzieję tym błyskawicznym wzrokowym rekonesansem odkryć nieomylne oznaki identyfikujące
znajdującą się między nami parszywą owcę, po czym z przedziwnym poczuciem winy
powracała - do pożywienia. Zbyteczne chyba dodawać, że nic nie wskazywało, by owa parszywa
owca kwapiła się z manifestowaniem oznak, które mogłyby ją zdradzić, a problem
identyfikacji mocno się zagmatwał i skomplikował, gdyż większość obecnych zachowywała się na
tyle nienaturalnie, że w normalnej sytuacji każdy z nich z miejsca wzbudziłby
podejrzenia. Jest bowiem osobliwą cechą ludzkiej natury, że wystarczy, by człowiek dowiedział się,
że jest podejrzany, a choćby był najbardziej niewinny, zaczyna gwałtownie przejawiać
skłonność do przesadnych reakcji, okazywać wystudiowaną obojętność, brak zainteresowania i
wymuszoną beztroskę, które tylko wzmagają pierwotne podejrzenia.
Otto nie należał do ludzi, którzy by ulegali tej skłonności. Czy to z powodu
świadomości, że zaliczony został do grupy osób poza podejrzeniem, czy też dlatego, że jako
prezes wytwórni i producent filmu uważał się za kogoś, kogo problemy zwykłych szarych ludzi po
prostu nie dotyczą, zachowywał budzący podziw spokój, a nawet, ku memu zdumieniu, zaczął
zdradzać siłę i stanowczość. Choć do tej chwili wydawało się to zupełnie nieprawdopodobne,
chwiejny zazwyczaj i niezdecydowany Otto mógł należeć do ludzi objawiających swe
najlepsze strony w chwilach kryzysów. Kiedy pod koniec posiłku zabrał głos, nie było w nim śladu
chwiejności czy niezdecydowania.
- Dla nikogo z nas nie jest tajemnicą - zaczął z niezwykłą energią - co zaszło w
ciągu ostatnich dwóch dni, i sądzę, że nie pozostaje nam nic innego, jak przyjąć
interpretację tych strasznych wydarzeń, którą przedstawił nam doktor Marlowe. Co więcej, obawiam
się, że musimy także uznać za niezwykle realne ostrzeżenia doktora przed tym, co może
się zdarzyć w najbliższej przyszłości.
Przed tymi faktami nie ma ucieczki, a wyjaśnienia doktora wydają się niezwykle
prawdopodobne, proszę zatem ani przez chwilę nie sądzić, że próbuję
zbagatelizować powagę sytuacji. Wręcz przeciwnie, nie sposób byłoby ją wyolbrzymić, nie sposób byłoby
tu z czymkolwiek przesadzić. Oto znaleźliśmy się w głębi Arktyki, poza zasięgiem
wszelkiej pomocy, niczym rozbitkowie wyrzuceni na bezludną wyspę. Wiemy, że kilkoro z nas
zmarło nagłą i gwałtowną śmiercią i że taka sama śmierć może nadal grozić każdemu z
nas. - Przesunął powoli spojrzeniem po zgromadzonych, a ja uczyniłem to samo. Zauważyłem, chłodna
ocena sytuacji Gerrana wywarła na wielu osobach równie złe wrażenie Jak na mnie. - I
właśnie dlatego, że sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest aż tak niewiarygodna i nienormalna,
proponuję, byśmy postępowali jak najnormalniej i jak najbardziej racjonalnie. Pogrążanie się w
histerii nie odwróci tragicznego biegu wydarzeń, a wszystkim może wyrządzić wiele szkód.
Moi koledzy i ja postanowiliśmy zatem, że, zachowując oczywiście wszelkie
możliwe środki bezpieczeństwa, powinniśmy w jak najbardziej naturalny sposób przystąpić do
realizacji zadania, które sprowadziło nas na tę wyspę. Z pewnością zgodzą się państwo ze mną, że
lepiej zająć swą uwagę realizacją jakiegoś konkretnego i konstruktywnego celu, niż siedzieć
bezczynnie i dręczyć się ponurymi myślami. Nie proponuję udawać, że nic się nie stało; proponuję
postępować tak, jakby nic się nie stało. Według mnie będzie to z korzyścią dla nas wszystkich.
Jeśli pogoda pozwoli, jutro wyruszą w teren trzy zespoły. - Otto niczego z nikim
nie konsultował; wydawał polecenia. Ja na jego miejscu zrobiłbym to samo. -
Pierwszy, pod kierownictwem pana Neala Divine'a, uda się na północ Szlakiem Lernera. To droga
do następnej zatoki zbudowana mniej więcej na przełomie stulecia, choć nie sądzę, by wiele z
niej pozostało. W grupie tej znajdą się oczywiście Hrabia, Allen i Cecil. Ja także zamierzam się
do niej przyłączyć i chciałbym, żeby i pan się z nami zabrał, Charlesie. - To do
Conrada.
- Czy ja będę panu potrzebna? - spytała Mary kochanie, podnosząc dwa palce jak uczennica.
- Hm, to będą praktycznie same plenery... - Urwał, zerknął na poobijaną twarz
Allena, po czym spojrzał z powrotem na Mary kochanie z grymasem, który wziąłem za filuterny
uśmiech. - Jeśli ma pani ochotę się z nami wybrać, to oczywiście bardzo proszę
|
WÄ
tki
|