ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Zechce Pan sam osądzić, jak ważkie pobudki
skłoniły pana Godfreya do podjęcia tego ryzyka. Była to dla niego wprost sprawa życia lub
śmierci.
Zanim skończę niniejsze sprawozdanie, chcę jeszcze przypomnieć Panu, że istnieje pewna
nadzieja schwytania Hindusów i odzyskania Kamienia Księżycowego. Hindusi znajdują się
obecnie według wszelkiego prawdopodobieństwa w drodze do Indii Wschodnich. O ile nie
zajdą nieprzewidziane wypadki, statek nie zawinie w drodze do żadnego innego portu, w
Bombaju zaś władze uprzedzone już listownie wkroczą na pokład natychmiast, skoro statek
znajdzie się w przystani.
Mam zaszczyt pozostać Pańskim uniżonym sługą
Ryszard Cuff (były sierżant Policji Śledczej, Scotland Yard, Londyn)
RELACJA SIÓDMA
ZAWARTA W LIŚCIE DOKTORA CANDY'EGO
Frizinghall, środa, 26 września 1849 roku.
Drogi Panie Blake!
Domyśli się Pan zapewne smutnej wieści, którą muszę Panu zakomunikować, gdy znajdzie
Pan w załączeniu swój zapieczętowany i nie otwarty list do Ezry Jenningsa. Ezra umarł w
moich ramionach w ubiegłą środę o świcie.
Proszę nie mieć do mnie żalu, iż nie powiadomiłem Pana o jego zbliżającym się zgonie. Ezra
Jennings zabronił mi pisać do Pana. Zawdzięczam Panu Franklinowi Blake'owi kilka
szczęśliwych dni rzekł. Proszę go nie zasmucać, panie doktorze, proszę go nie
zasmucać.
Aż do ostatnich sześciu godzin życia cierpiał straszliwie. W krótkich chwilach ulgi, gdy
odzyskiwał pełną przytomność umysłu, błagałem go, aby wymienił mi jakichś krewnych, do
których mógłbym napisać. Prosił o przebaczenie, że musi odmówić moim prośbom. Potem
dodał bez rozgoryczenia że chce umrzeć tak jak żył, nieznany i zapomniany. Wytrwał
w tym postanowieniu do końca. Nie ma już teraz nadziei, że uda się dokonać jakichś odkryć
w związku z jego osobą. Dzieje Ezry Jenningsa pozostaną białą kartą.
W przeddzień zgonu powiedział mi, gdzie mam poszukać jego papierów. Przyniosłem mu je
do łóżka. Była tam paczuszka starych listów, którą odłożył na bok. Była jego nie dokończona
książka. Był ponadto pamiętnik w kilku tomach zamkniętych na kluczyki. Otworzył tom z
bieżącego roku i wyrwał jedną po drugiej strony dotyczące okresu, który spędził razem z
Panem. Niech pan to odda panu Franklinowi Blake'owi powiedział. Może będzie miał
kiedyś ochotę rzucić okiem na to, co tu pisałem. Potem złożył ręce i modlił się gorąco, aby
Bóg pobłogosławił Panu i wszystkim, którzy są Panu drodzy. Oznajmił, że chciałby jeszcze
Pana zobaczyć, ale zaraz się z tego wycofał. Nie odparł, gdy zaproponowałem, że do
Pana napiszę. Nie chcę go martwić! Nie chcę go martwić!
Na jego prośbę zebrałem następnie pozostałe papiery plik listów, nie dokończoną książkę
oraz wszystkie tomy pamiętnika i zrobiłem z nich jedną paczkę, którą zapieczętowałem
własną pieczęcią. Niech mi pan przyrzeknie rzekł Ezra Jennings że włoży mi pan tę
paczkę własnoręcznie do trumny i dopilnuje, aby nikt inny jej nie tknął.
Przyrzekłem mu i dotrzymałem przyrzeczenia.
Miał do mnie jeszcze jedną prośbę, której spełnienie przyszło mi z wielkim trudem. Rzekł:
Niechaj mój grób będzie zapomniany. Proszę mi dać słowo, że nie pozwoli pan, aby
jakikolwiek pomnik choćby nawet najprostszy kamień nagrobkowy znaczył miejsce, w
którym mnie pochowano. Pragnę spoczywać bezimienny i nieznany. Gdy go zaklinałem, by
zmienił postanowienie, po raz pierwszy i jedyny począł zdradzać oznaki wielkiego
wzburzenia. Nie mogłem na to patrzeć, ustąpiłem więc w końcu. Jedynie niewielki wzgórek
pokryty trawą oznacza miejsce jego spoczynku. Z czasem otoczą go wokoło nagrobki. A
ludzie, którzy przyjdą po nas, będą patrzyli ze zdziwieniem na bezimienny grób.
Jak już wspominałem, na sześć godzin przed śmiercią cierpienia jego ustały. Zapadł w
drzemkę. Mam wrażenie, że śnił, bo uśmiechnął się parę razy. Powtórzył też kilkakrotnie imię
kobiece Ella. Na kilka minut przed końcem prosił, żebym podniósł go na poduszkach, bo
chce widzieć przez okno wschód słońca. Był bardzo słaby. Głowa opadła mu na moje ramię.
Szepnął: To już! Potem powiedział: Pocałuj mnie! Ucałowałem go w czoło. Ezra
podniósł nagle głowę. Promień słońca dotknął jego twarzy. Odbił się na niej piękny, anielski
wyraz. Zawołał trzykrotnie: Pokój! Pokój! Pokój! Złożył znów głowę na moim ramieniu i
udręka jego żywota dobiegła kresu.
Tak odszedł od nas. Był to zdaniem moim człowiek wielki aczkolwiek świat nic o nim nie
wiedział. Znosił dzielnie trudy i męki życia. Miał najłagodniejsze usposobienie, jakie
zdarzyło mi się spotkać. Po stracie tej czuję się bardzo osamotniony. Być może zresztą od
czasu choroby nie powróciłem do zupełnej równowagi. Myślę niekiedy o tym, żeby
zrezygnować z praktyki lekarskiej, wyjechać za granicę i tam spróbować kuracji u
cudzoziemskich wód.
Krążą tu pogłoski, że Pan i panna Verinder mają się w przyszłym miesiącu pobrać. Jeśli to
prawda, proszę przyjąć najserdeczniejsze powinszowania.
Karty z pamiętnika mojego zmarłego przyjaciela czekają na Pana w moim domu
zapieczętowane, z Pańskim nazwiskiem wypisanym na kopercie. Lękałem się powierzyć je
poczcie
|
WÄ
tki
|