ďťż

Aż do tego czasu Trude tylko jeden jedyny raz odważyła się wstąpić po niedzielnym spacerze do kawiarni sióstr Ruettgers razem z Jakobem i Benem...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Namówiła ją do tego Antonia Laessler, która przy tej sposobności dała jej wykład na temat zgubnych następstw fałszywego wstydu. Jakob bardzo się wtedy zdenerwował, ponieważ Ben – jak można się było tego spodziewać – dał niezły popis ku uciesze zgromadzonej publiczności. Najpierw wysmarował Jakobowi odświętną koszulę bitą śmietaną, a potem grzmotnął niespodziewanie talerzem o ziemię. A kiedy był zajęty wyrywaniem widelca z ręki Trude, ponieważ chciał sam jeść swoje ciastko, przewrócił niechcący wazonik z goździkami. Teraz obie kobiety uznały, że najwidoczniej było to szczęśliwe zrządzenie losu. Przecież gdyby nie tamto sensacyjne wystąpienie i stłuczony wazonik nikt w kawiarni nie wiedziałby, kto przemyka pod oknem. Wieczorem Trude dowiedziała się od Jakoba, że tę niekłamaną sympatię Ben zawdzięcza przypuszczalnie małej Chriście von Burg. Sibylle Fassbender jako młoda dziewczyna opiekowała się Christa. Poza tym siostry Ruettgers straciły na froncie wschodnim jedynego brata. Zdaje się, że ten też nie miał tak do końca po kolei w głowie, powiedział Jakob, ale na mięso armatnie był w sam raz. Po tych słowach Jakob nagle się uśmiechnął i po raz pierwszy podziwiał pamięć Bena. „Przecież byliśmy z nim tam tylko raz. Że też zapamiętał drogę, no, no... Wiesz, coś mi się zdaje, że on dobrze pamięta miejsca, gdzie ludzie są dla niego mili. A jeśli jeszcze do tego dostanie coś słodkiego...”. Trude nie mogła jednak uwierzyć, że źródłem owej zadziwiającej pamięci była ludzka uprzejmość lub kawałek tortu. Według niej, Ben biegał po prostu tu i tam, szukając matki, i całkiem przypadkowo trafił do kawiarni. Ale nie zaoponowała, nie chciała sprawiać Jakobowi przykrości. Cieszyła się, że są ludzie, którzy lubią Bena. I wbrew pozorom, nie było ich wcale tak mało. Adwokat Heinz Lukka wyprowadzał regularnie rano i wieczorem swojego owczarka, spacerując z nim po polnej drodze i za każdym razem przystawał na chwilę, kiedy zobaczył bawiącego się na gminnej łące lub w ogrodzie Bena. Szpakowaty pan, uśmiechając się życzliwie, rozmawiał z nim jak z każdym innym, zawsze przyjaźnie i z widoczną sympatią. Nazywał go „swoim przyjacielem” i wtykał mu w ręce słodycze. Stara Gerta Franken, która często obserwowała go z okna swojego pokoiku, a czasem przychodziła do warzywnika Trude, żeby z nią pogawędzić, powiedziała pewnego dnia: „Kiedy go tak porównuję z gburowatym chamkiem Richarda i Thei albo z tym małym diabłem, którego Bruno Kleu uwiązał swojej biednej żonie jak kulę u nogi, to sobie myślę, że ten chłopak wart jest złota”. Również druga sąsiadka Trude, Hilde Petzhold uważała, że Ben mimo wszystko jest ładnym chłopcem, a co ważniejsze – ma miłe usposobienie. Dlatego jeśli Trude będzie musiała jechać do internisty do Lohbergu, zaofiarowała się pewnego dnia Hilde, ona chętnie zaopiekuje się jej miłym synkiem przez godzinkę lub dwie. Hilde Petzhold nie miała swoich dzieci, ona i jej mąż byli właścicielami jednego z mniejszych gospodarstw w okolicy liczącego sobie zaledwie pięćdziesiąt mórg. Otto Petzhold nazywał czasem swoją żonę pustym orzechem. A kiedy za dużo wypił, wyrywało mu się nawet: „Tak to jest moi kochani, jak człowiek kupuje kota w worku”. Kiedy Ben przyszedł na świat, Hilde zapalała najwięcej świec przed ołtarzem Maryi nieustającej pomocy. Sibylle Fassbender i siostry Ruettgers były wyraźnie uszczęśliwione, kiedy Trude odważyła się po raz drugi odwiedzić ich kawiarnię razem z synem. Sibylle zabrała Bena do pokoiku na zapleczu, gdzie z dala od krytycznych spojrzeń mógł jeść tak jak chce swoje ciastko, co zresztą zrobił, o czym Trude przekonała się rychło, kiedy stanął przed nią z zadowoloną miną wysmarowany od stóp do głów bitą śmietaną i kremem czekoladowym. Antonia Laessler, która od dawna była zdania, że dla każdego dziecka nie ma nic lepszego jak kontakt z innymi dziećmi, przychodziła często w niedzielę po południu, zabierając ze sobą swoich synów i trzyletnią Anette, i za każdym razem polecała swoim chłopcom, aby bawili się z Benem. Ale Ben, chociaż skończył już sześć lat, nie bardzo wiedział, co ma począć z piłką, rowerem lub wrotkami – tak jak kiedyś z odpustowym wiatraczkiem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.