ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
W izbie pachniało mocno jak zawsze, a większość tych zapachów była słodka i przyjemna. Z naczynia stojącego
13
obok destylatora unosiła się tak upajająca woń, że rozkoszowałam się nią wypełniając polecenia mojej pani. Wykonałam polecenie - rozlałam płyn do butelek i wedle zwyczaju trzykrotnie umyłam aparat - a Dama Alousan jeszcze nie wróciła. Popołudnie ustąpiło miejsca zimowemu zmierzchowi. Zdmuchnęłam lampy, zamknęłam drzwi i skierowałam się do głównego budynku opactwa.
Usłyszałam podniecone kobiece głosy, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej piskliwe, jak zawsze wtedy, gdy nie towarzyszą im niższe męskie tony. Dwie pracujące siostry stawiały na stole posiłek dla gości, lecz nie zauważyłam ani jednej damy. Przy kominku skupiły się wszystkie kobiety i dziewczęta, które znalazły schronienie w tych murach.
Powiesiłam mój szal na haku przy drzwiach i podeszłam do ognia. W tym towarzystwie nie byłam ani psem, ani wydrą. Sądzę, że część gości opactwa nie wiedziała, jak mnie traktować: czy jako dawną wychowanicę szlachetnego rodu w randze, powiedzmy, córki dowódcy kompanii, czy też jako jedną z mniszek, chociaż nie nosiłam welonu i kornetu. Kiedy teraz przyłączyłam się do nich, wcale nie zwróciły na mnie uwagi. Ich trajkotanie mnie ogłuszało. Niektóre, zazwyczaj małomówne, starały się przegadać swoje towarzyszki. Naprawdę, jakaś kuna dostała się do naszego kurnika!
- Gillan! - Mariamme spojrzała na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. - Oni tu jadą. Czy sądzisz, że dotrą w Godzinie Piątego Płomienia?
Krewni powracający z wojny, pomyślałam. Tak, coś wzburzyło spokojne wody opactwa Norstead. Tylko... tylko dlaczego zgromadzenie mniszek trwało do tej pory? Damy nie zareagowałyby w taki sposób na przyjazd żadnych gości, nawet całej kompanii jazdy. Po prostu wycofałyby się do przydzielonej im części klasztoru i pozostały tam do chwili, aż mężczyźni opuściliby to schronienie przed światem zewnętrznym.
- Kto tu jedzie? Czy pan Imgry? - zapytałam wymieniając imię jej najbliższego krewnego.
- On i żony, Gillan, żony przyrzeczone Jeźdźcom
14
Zwierzołakom! Jadą północną drogą na Wielkie Pustkowie i będą gościć w opactwie dzisiejszej nocy! Gillan, oni robią straszną rzecz... Biedaczki, biedaczki! Powinniśmy się za nie pomodlić...
- Dlaczego? - Sussia podeszła jak zawsze niespiesznie. Wprawdzie nie miała uderzającej urody Mariamme, ale przez cale życie zachowa majestatyczną postawę i będzie ściągać na siebie wszystkie oczy nawet wtedy, gdy jej ładna twarz zbrzydnie z wiekiem.
- Dlaczego?! - powtórzyła Mariamme. - Dlaczego?! Ponieważ czeka je zła przyszłość, Sussio, i już nigdy nie wrócą do Krainy Dolin! - Była oburzona.
Wówczas Sussia wypowiedziała na głos moją własną myśl.
- A może oddalają się od tej złej przyszłości, ptaszynko? Nie na wszystkie z nas czeka ciepłe gniazdko i opiekuńcze skrzydła chroniące przed złem. - Musiała mówić o sobie. Czy naprawdę przeczuwała, że poczet, który miał nocować w opactwie, zabierze ją stąd rano?
- Wolałabym poślubić stalowy miecz, niż wyruszyć z takim orszakiem ślubnym! - zawołała Mariamme.
- Ty nie musisz się niczego obawiać - powiedziałam wtedy, gdyż odgadłam, że choć jest wzburzona, mówi prawdę. Strach ściskał jej serce i mroczył umysł.
Sussia spojrzała na mnie dziwnie ponad ramieniem Mariamme. Czy znów coś przeczuwała? A we mnie po raz drugi obudziło się ostrzegawcze uczucie. Wdychałam niepokój jak zapach aromatycznych liści palonych wraz z pola-nami na kominku dla odświeżenia powietrza w refektarzu.
- Mariamme, Mariamme...
Przerażona dziewczyna odwróciła się od nas w odpowiedzi na wołanie i podeszła do zaręczonych panien z taką radością, jakby ich poczucie bezpieczeństwa mogło i jej się udzielić. Sussia nadal patrzyła na mnie z twarzą nieruchomą jak maska.
- Pilnuj jej tej nocy. Ja również to zrobię - szepnęła korzystając z dźwięcznej paplaniny swych towarzyszek.
- Dlaczego?
- Ponieważ... ona jedzie!
15
Wpatrzyłam się w nią, oniemiała ze zdumienia. Zdałam sobie jednak sprawę, że to jest prawda.
- Jak... skąd...? - Nie dokończyłam wszakże żadnego z tych pytań, gdyż Sussia ujęła mnie za ramię, odciągnęła nieco na bok i jęła mówić tak cicho, że tylko ja ją słyszałam.
- Skąd o tym wiem? Tydzień temu otrzymałam prywatny list. O tak, ja też myślałam, że mogą mnie wybrać, bo wiele za tym przemawiało. Jednak moi krewni mieli inne plany na najbliższy rok i gdy im zaproponowano włączenie mnie do grona kandydatek na żony Jeźdźców Zwierzo-łaków, natychmiast zaręczyli mnie za pośrednictwem miecza. Podczas wojny byłam biedna. Teraz zaś, gdy wyparto Ogary Alizonu do morza, zza którego przybyli, jako ostatnia z rodu w prostej linii jestem panią kilku zamków. - Uśmiechnęła się blado. - Stałam się więc prawdziwym skarbem dla moich krewnych. Tak, wyjdę za mąż na wiosnę, lecz za szlachcica z High Hallacku. Co do Mariamme... Jej uroda przyciąga mężczyzn nawet bez posagu, który napełniłby im sakiewkę lub pozwolił lepiej ufortyfikować zamek. Ale człowiek, który pragnie władzy, próbuje ją zdobyć na różne sposoby. Pan Imgry jest opiekunem Mariamme. Gromadzi władzę jak dowódca żołnierzy - póki trąbka nie zagra do ataku. Dopiero wtedy zaryzykuje wiele, aby zdobyć to, czego chce. Zaproponował rękę Mariamme w zamian za pewne przysługi. Inni panowie sądzą, że taka piękność osłodzi Jeźdźcom to postne danie, ponieważ nie wszystkie dziewczęta są równie ładne.
- Ona nie pojedzie...
- Pojedzie... dopilnują tego. Ale umrze... Nie przeżyje tego.
Spojrzałam z oddali na Mariamme
|
WÄ
tki
|