ďťż

Zeus budzi się z rykiem...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Hefajstos dotrzymuje słowa i znika zaraz po wstrzyknięciu Ojcu Bogów końskiej dawki adrenaliny, wyciągnięciu igły i odrzuceniu strzykawki. Trzy sekundy później Zeus siada, wrzeszczy tak głośno, że Achilles musi sobie zatykać uszy. Ojciec Bogów zrywa się na równe nogi, przewraca stół i rozbija całą południową ścianę domu Odyse- usza. - Hero! - dudni basem. — Bądź przeklęta! Achilles nie kuli się ani nie ucieka, choć mimo woli cofa się, kiedy Zeus roztrzaskuje ostatni kawał ściany, wyrwanym dźwigarem roz- bija wielki jak koło rydwanu kandelabr na tysiąc kawałeczków, jed- nym ciosem gigantycznej pięści druzgocze masywny stół i zaczyna nerwowo przechadzać się po komnacie. W końcu zauważa Achille- sa, stojącego w drzwiach do westybulu. -Ty! - Ja -przytakuje Achilles, syn Peleusa. Miecz trzyma za pasem, tarczę grzecznie zawieszoną na plecach, nie na przedramieniu, dłonie ma puste. Bogobójczy sztylet, który dała mu Atena, każąc zabić Afrodytę, tkwi - niewidoczny - za pasem. 122 - Co robisz na Olimpie? - grzmi Zeus. Wciąż nagi, łapie się lewą ręką za czoło. W jego przekrwionych oczach widać pulsujący ból głowy. Wygląda na to, że Sen Absolutny wywołuje potężnego kaca. - To nie Olimp, Zeusie, mój panie — odpowiada półgłosem Achil les. - Jesteśmy na Itace, w sali bankietowej pałacu Odyseusza, syna Laertesa. Wyspę okrywa złota chmura maskująca. Zeus mruży oczy. Rozgląda się, marszczy brwi i znów spogląda z góry na Achillesa. - Jak długo spałem, śmiertelniku? - Dwa tygodnie, Ojcze Zeusie. - Ale przecież ty, Argiwie, szybkonogi mężobójco, nie obudził byś mnie ze snu wywołanego przez białoręką Herę. Kto to zrobił? I po co? - O Zeusie, Który Rządzisz Chmurami Burzowymi! - Achilles pochyla głowę i spuszcza wzrok w geście, który od biedy można by uznać za pełen pokory. Wiele razy widział, jak ci naprawdę pokorni gną się w takim ukłonie. - Prawdą jest, że choć większość olimpij skich bogów cię porzuciła, to jednak nie wszyscy. Nadal masz wśród nich przynajmniej jednego wiernego sługę. Ja zaś odpowiem na wszystkie twoje pytania, lecz najpierw chcę cię prosić o nagrodę. - O nagrodę?! - ryczy Zeus. - Jeśli jeszcze raz odezwiesz się nie- pytany, dam ci taką nagrodę, że popamiętasz! Stój tu i milcz! Skinieniem ręki zmienia jedną z trzech ocalałych ścian -tę, na któ- rej wisiał wspaniały łuk i kołczan pełen zatrutych strzał - w trójwy- miarowy ekran, podobny do holotanku w Dworze Bogów. Achilles zdaje sobie sprawę, że właśnie ogląda pałac Odyseusza z lotu ptaka. Widzi leżącego przed wejściem Argusa - zagłodzony pies zjadł suchary i nabrał dość sił, żeby dowlec się do cienia. - Hera na pewno zostawiła pole siłowe — mruczy Zeus. — Tylko Hefajstos umiałby je wyłączyć. Później się z nim rozprawię. Wykonuje następny gest i na ekranie wyświetla się obraz wierz- chołka Olimpu. Widać puste domy i pałace, porzucone rydwany. - Poszli się pobawić ulubionymi zabawkami - mamrocze Zeus. Teraz Achilles widzi -jest środek dnia - bitwę pod murami Ilionu. Wojska Hektora spychająArgiwów i ich machiny oblężnicze w stronę Zarośniętego Wzgórza i dalej, ku plaży. W powietrzu śmigająstrza-ły i co najmniej ze dwadzieścia latających rydwanów. Pioruny i pro- mienie czerwonego blasku dźgają pole bitwy. Eksplozje wstrząsają 123 Ziemią i Niebem. Bogowie ścierają się ze sobą; na Ziemi ich pod- opieczni walczą na śmierć i życie. Zeus kręci głową. - Widzisz ich, Achillesie? Są uzależnieni od wojny jak narkomani od kokainy czy heroiny, jak hazardziści od pokera czy ruletki. Od ponad pięciuset lat, kiedy to pobiłem ostatnich tytanów, pierwszych Przeobrażonych, i strąciłem Kronosa, Reę i resztę Pierwotnych w ga zową otchłań Tartaru, ewoluujemy, rozwijamy nasze olimpijskie moce, odgrywamy role bogów... Po co?! Achilles, którego nie poproszono oficjalnie o zabranie głosu, woli milczeć. - Cholerne dzieciaki! Grają w te swoje dziecinne gierki! - krzy czy Zeus. Achilles znów zatyka uszy. — Są beznadziejni jak ćpuny, jak nastolatki z Zapomnianej Ery z tymi ich grami komputerowymi. Po długich dziesięciu latach sekretnych spisków, knowań i potajem nych walk, których przecież zakazałem, spowalniania czasu, żeby mogli dozbroić swoich pupilów, nie mogą się powstrzymać i muszą doprowadzić wojnę do gorzkiego końca. Tylko po to, żeby się prze konać, kto wygra! Tak jakby to miało jakieś znaczenie, psia ich mać! Achilles dobrze wie, że człowiek mniejszego formatu - a w jego oczach wszyscy ludzie są mniejszego formatu —już dawno padłby na kolana i wył z bólu, gdyby kazano mu słuchać boskich wrzasków, ale tym razem nawet on słabnie od naddźwiękowego łoskotu. - Uzależnieni. - Głos Zeusa schodzi w znośniejsze rejestry. - Powinienem był pięć lat temu kazać im się zapisać do Anonimowych Ilionoholików. Uniknęliby straszliwej zemsty, od której teraz nie bę dzie ucieczki. Hera i jej sojusznicy posunęli się za daleko. Achilles śledzi rzeź wyświetlaną na ścianie. Obraz jest tak głęboki, tak przestrzenny, że ma wrażenie, jakby patrzył na pola śmierci pod Ilionem przez okno. Achajowie pod nędznym dowództwem Agamem- nona cofają się. Apollo, Pan Srebrnego Łuku, najgroźniejsze z bóstw, spycha rydwany Hery i Ateny w stronę morza, ale na razie nie ma mowy o panicznej ucieczce - ani na lądzie, ani w powietrzu. Na widok jatki krew zaczyna żywiej krążyć w żyłach Achillesa. Mężobójca chętnie rzuciłby się w wir walki, prowadząc Myrmidonów do kontrataku, któ- ry zakończyłby dopiero przed marmurowym pałacem Priama, najle- piej wlokąc za rydwanem krwawiące truchło Hektora. - No?! Mów! - Co mam mówić, Ojcze Bogów? 124 - Jakiej to... nagrody ode mnie żądasz, synu Tetydy? Oglądając spektakl na ekranie, Zeus zdążył się ubrać. Achilles robi krok do przodu. - W zamian za odnalezienie cię i obudzenie, Ojcze Zeusie, pr szę, byś zgodził się na przywrócenie życia Pentesilei w jednej z w; szych kadzi leczniczych... - Pentesilei?! - dudni Zeus. - Mówisz o tej amazońskiej kurewc z północy? O jasnowłosej suce, która zamordowała własną sióstr Hippolitę, żeby zdobyć nic niewart amazoński tron? Jak zginęła? I c ją łączy z Achillesem? Achilles zgrzyta zębami, ale nie podnosi wzroku. Jego oczy mic tająbłyskawice. - Kocham ją, Ojcze Zeusie, i... Zeus zanosi się śmiechem. - Kochasz ją, powiadasz? Synu Tetydy! Widywałem cię na ekra nach i na własne oczy wielokrotnie, odkąd przyszedłeś na świat i po tem, gdy oddano ciebie, zarozumiałego młokosa, pod opiekę cierpli wego Chirona. Nigdy jednak nie widziałem, żebyś pokochał kobietę Nawet dziewkę, która urodziła ci syna, porzucałeś jak zbędny bagaż ilekroć przyszła ci ochota wyruszyć na wojnę, porabować trochę i po dupczyć. Twierdzisz, że kochasz Pentesileję, bezmózgącipcię z dzidą Wiesz co, synu Tetydy? Wymyśl inną bajeczkę
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.