ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- To było wymierzone przeciwko tobie - powiedziała wśród jęków rannych.
Ciała trolloków wywlekano w mrok, na grzbietach jucznych koni i mułów handlarzy.
Myrddraali Aielowie rozmyślnie zostawiali tam, gdzie padli, dopóty, dopóki nie
przestawali się ruszać, aby zdobyć pewność, że są naprawdę martwi. Zerwał się
wiatr, wyzuty ze śladu wilgoci przypominał lód.
- Czyżby? - spytał.
Oczy Aes Sedai zalśniły w blasku ogniska, zanim się odwróciła w stronę rannych.
Egwene też do niego przyszła, ale tylko po to, by powiedzieć cichym, zjadliwym
szeptem:
- Przestań robić wszystko, żeby ją zdenerwować!
Spojrzenie, jakie rzuciła w stronę stojącej obok niego Aviendhy, nie
pozostawiało wątpliwości, kogo ma na myśli; poszła dalej pomagać Bair i Amys,
zanim zdążył powiedzieć, że nic nie zrobił. Śmiesznie wyglądała z tymi dwoma
warkoczykami zaplecionymi we wstążki. Aielowie też chyba tak uważali, bo
niektórzy się śmiali za jej plecami.
Potykając się i dygocząc, odszukał swój namiot. Nigdy w życiu nie był równie
zmęczony. Niewiele brakowało, by miecz się nie pojawił. Miał nadzieję, że to
tylko zmęczenie. Czasami, kiedy sięgał do Źródła, nie znajdował tam nic, czasami
zaś Moc nie chciała zrobić tego, czego pragnął, ale miecz pojawiał się prawie od
samego początku właściwie bez udziału myśli. A dzisiaj, po raz pierwszy... To
musiało być zmęczenie.
Aviendha uparła się, że odprowadzi go do namiotu; kiedy się obudził następnego
ranka, siedziała na zewnątrz ze skrzyżowanymi nogami, ale już bez włóczni i
tarczy. Niezależnie od tego, czy szpiegowała, ucieszył go jej widok. Wiedział
przynajmniej, kim i czym ona jest, wiedział, co do niego czuje.
ROZDZIAŁ 7
SKRYTE OBLICZA
Ogród Srebrnych Wiatrów nie był żadnym ogrodem, lecz ogromnym składem win, zbyt
zresztą dużym, niż by to sugerowała nazwa "skład"; mieścił się na szczycie
wzgórza w samym środku Calpene, najbardziej wysuniętego na zachód z trzech
półwyspów Tanchico, poniżej Wielkiego Kręgu. Nazwę swą częściowo przynajmniej
zawdzięczał wiatrom, których podmuchy dolatywały do wypolerowanych kolumn i
balustrad z marmuru w zielone żyłki, zastępujących jedną ścianę budowli aż po
najwyższe piętro. W razie deszczu można było opuścić zasłony z impregnowanego
jedwabiu złotej barwy. Od tej strony zbocze wzgórza urywało się stromo, dzięki
czemu ze stołów stojących przy balustradzie roztaczał się wyraźny widok, ponad
lasem białych kopuł i iglic, na wielki port, zatłoczony obecnie większą liczbą
statków niż kiedykolwiek. Tanchico rozpaczliwie potrzebowało wszystkiego, a
ponadto posiadało złoto, które zeń można było wyciągać dopóty, dopóki złoto i
czas się nie skończą.
Przed nastaniem burzliwych czasów, "Ogród Srebrnych Wiatrów" dzięki pozłacanym
lampom i sklepieniom, w których osadzono mosiężne zdobienia, wypolerowane do
złotego połysku, dzięki usługującym kobietom i mężczyznom, wybranym do tej pracy
za sprawą ich gracji, urody i dyskrecji, był najdroższym składem win w mieście
jeszcze przed kłopotami. Teraz jego istnienie uważano za coś skandalicznego. Ci
jednak, którzy obracali niebotycznymi sumami, wciąż tutaj bywali, a także ci,
którzy posiadali władzę i wpływy, czy też tak im się wydawało. W pewnym sensie
tych wszystkich rzeczy obecnie ubyło, w innym zaś było ich wszak więcej.
Wszystkie stoły otoczone były niskimi parawanami, tworzącymi rodzaj wysepek na
zielonych i złotych płytkach posadzek. Każde skrzydło parawanu pokrywały ażurowe
rzeźbienia, dzięki którym nikt nie mógł niezauważenie podsłuchiwać, były zaś
dostatecznie wysokie, by skryć przed ewentualnym przypadkowym spojrzeniem
przechodzących obok osób. Mimo to jednak goście zazwyczaj przychodzili tutaj w
maskach, zwłaszcza ostatnimi czasy, a niektórzy, ci najbardziej ostrożni, chcąc
uniknąć rozpoznania, stawiali obok swych stołów osobistych strażników, również
zamaskowanych. I pozbawionych języków, jak głosiły plotki, odnoszące się do
tych, których ostrożność graniczyła z paranoją. Żaden ze strażników nie był na
pozór uzbrojony; właścicielka "Ogrodu Srebrnych Wiatrów", szczupła kobieta w
nieokreślonym wieku, o imieniu Selindrin, nie pozwalała obecnie, by wnoszono z
ulicy broń. Wprowadzonej przez nią zasady nie łamano, w każdym razie nie
otwarcie
|
WÄ
tki
|