ďťż

Zagadka!!! - dramatycznie zgłośnił szept...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Są rzeczy na niebie i ziemi, o których... - Tak, tak - przerwałem mu niegrzecznie. - Znam to! Postąpiwszy parę kroków naprzód, pogrążyłem się w zadumie, spoglądając na żywego trupa. Zarządca miał rację. Są rzeczy... i tak dalej. Jak mało wiem o świecie. Ciągle pogrążony w pracy, nie zdawałem sobie sprawy, że istnieją podobne dziwadła: inteligentne ciecze, młodzieniaszkowie, liczący kilka tysięcy wiosen, i zwyczaje grzebania zmarłych do tego stopnia niekonwencjonalne, iż groby przypominają wszystko, tylko nie miejsce ostatniego spoczynku. - Przepraszam najmocniej - dobiegł mnie głos zarządcy, który zbliżył się niepostrzeżenie. - A pan szanowny kogo zamierza u nas pochować? Chciałbym z góry zapewnić, że oferujemy absolutnie pełną gamę czynności funeralnych, jak pan chyba raczył zauważyć. O kogóż więc chodzi? - O przyjaciela. Utlenił się przedwczoraj. Od dawna zresztą cierpiał na postępującą korozję - ukradkiem wytarłem kroplę smaru, która zakręciła mi się w obiektywie. - W dodatku to ciągłe pociąganie z prądnicy, od kiedy opuściła go ukochana maszyna cyfrowa. To wszystko musiało go wykończyć. Mój przewodnik ze współczuciem pokiwał głową. - A pogrzeb ma być zupełnie tradycyjny. Kremacja w reaktorze termojądrowym, urna kadmowa z ołowianą inkrustacją, prochy złożone w betonowym bunkrze zbrojonym płytami z wolframu. Rozmiar standardowy - trzydzieści metrów na piętnaście. Czy mogę zapłacić energią? Zarządca przytaknął: - Przyjmujemy każdą walutę. To wyniesie dziesięć megawatogodzin. - To nawet niedrogo - byłem mile zaskoczony. - Należność przeleję z mojego prywatnego akumulatora w Banku Handlowym. Jutro telefonicznie podam panu adres, pod którym są zwłoki. A teraz żegnam pana. Skłoniłem mu się lekko, co szybko odwzajemnił. Obróciłem się na pięcie i skierowałem ku wyjściu. Po drodze zauważyłem; że skrzypią mi przekładnie. Muszę szybko pójść do remontu, żeby nie trafić tu na stałe - pomyślałem i przyspieszyłem kroku. Zapadł już zmierzch. Grzegorz Babula A To Mistyka Rondo ...i rąbnął pięścią w stół. - Uważajcie, sołtysie - odezwała się Jaworzyna z pogróżką w głosie. - Mówiłam wam, żebyście nie wrzeszczeli, bo strop się posypie. Ledwie się trzyma, naprawić nie ma czym, bo gwoździów w sklepie nie uświadczysz, a i pokrycie przegniło. Ściany też stoją ino na słowo honoru. - Co wy teraz głowę zawracali będziecie takimi głupstwami zamachał rękami sołtys. - Tu o poważniejsze idzie sprawy! - Łacno wam mówić, jak stodoła nie wasza - zawtórował żonie Jawor. - Jak mi tu będziecie gębę darli, to wyrzucę wszystkich na pole i gdzie wtedy wiec urządzicie - triumfującym wzrokiem powiódł dookoła. Zebrany w stodole tłum zafalował. - Nami sobie gęby nie wycieraj - powiedział najstarszy ze wszystkich Noc. - Nie tacy nas wyrzucali i nie wyrzucili! - Stodoła jest moja i nikt mi nie będzie mówił, co mam robić - podniósł głos Jawor. - Ludzie, nie kłóćcie się! - przerwał im sołtys. - Tu idzie o życie całej wsi, a wam znów na rozhowory przyszło. Nigdy nic nie wymyślimy i nie wydostaniemy się stąd, jeśli nie zabierzemy się do rzeczy wspólnie i zgodnie! - Mam to zapisywać? - spytał siedzący obok niego zastępca, pełniący na wszelkich zebraniach obowiązki sekretarza. Bardzo się przejmował swoją funkcją i pełnił ją z oddaniem i poświęceniem, graniczącym z głupotą. Ponieważ był zagorzałym czytelnikiem gazet i domorosłym dziennikarzem, wplatał w swoje protokoły takie sformułowania, jak np. "Spotkanie upłynęło w serdecznej i pełnej zrozumienia atmosferze" bądź "Wymieniono poglądy na interesujące obie strony zagadnienia". Sołtys wpadał we wściekłość, gdy otrzymywał taki protokół po zebraniu poświęconym hodowli trzody chlewnej, na którym byli obecni tylko on, prezes spółdzielni rolniczej i zootechnik. Zastępca nie przejmował się tym i zaraz następnego dnia sprawozdanie z zebrania zajmowało centralne miejsce w redagowanej przez niego gazetce ściennej, wiszącej w gablocie koło gospody. - Co zapisywać, co zapisywać?! - denerwował się sołtys. Wymyśl lepiej co mądrego i rzuć w kąt te papierzyska - pełnym złości gestem zgarnął na ziemię stos papierów, przyniesionych przez zapobiegliwego zastępcę. Ten rzucił się zaraz pod stół i począł je zbierać, mrucząc pod nosem coś o niezrozumieniu dla słowa pisanego
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.