ďťż

Później się dowiedziałem się, dlaczego tak pisał, bo taką ma metodę pisarską, ale przed wywiadem nie byłem tego świadom...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
W grudniu 1962 roku ja, Wynton, Paul, J.J. i Jimmy Cobb skończyliśmy granie w Chicago. Na jeden występ Jimmy Heath przyjechał zamiast Sonny'ego Rollinsa, który znów zakładał własną grupę i zamierzał poćwiczyć w samotności. Chyba właśnie wtedy widziano go jak katował instrument na Moście Brooklińskim, wysoko na dźwigarach. Tak przynajmnie] się mówiło. Wszyscy oprócz Jimmy'ego Cobba i mnie gadali, że chcą odejść — albo zarobić więcej pieniędzy, albo zacząć grać coś własnego. Sekcja rytmiczna chciała występować jako trio pod wodzą Wyntona, aJ.J. planował osiąść w rejonie LA, bo tam mógł sporo zarobić na sesjach studyjnych i jednocześnie być blisko rodziny. Pozostawaliśmy Jimmy Cobb i ja, trochę za mało, żeby stanowić kompletną grupę. Na początku 1963 roku musiałem odwołać grania w Filadelfii, Detroit i St. Louis. W każdym z tych przypadków organizatorzy skarżyli mnie 0 zwrot kosztów, w sumie kosztowało mnie to ponad dwadzieścia pięć tysięcy doków. Potem dostałem angaż do Blackhawk w San Francisco 1 zdecydowałem, że nie wezmę tam Paula ani Wyntona. Miałem z nimi problemy, bo domagali się większych pieniędzy i chcieli grać własną mu- 268 v kę. Mówili, że już mają dosyć grania moich rzeczy, że chcieliby się prze- Ś ictrzyć, a już dochrapali się wysokiej pozycji na rynku. Ale moim zda-i cm jeszcze bardziej zaważyło to, że Wynton chciał zostać liderem, stanąć .i własnych nogach, bo uznał, że po pięciu latach pracy u mnie jest gotów Ś /.iąć taką odpowiedzialność. Sądzę, że on i Paul chcieli wyrwać się spod lojego dowództwa, skoro już właściwie wszyscy inni to zrobili. Zapytałem w Blackhawk, czy mogę przyjechać tydzień później, bo mu-'V się pozbierać, i zgodzili się. Pojechałem z nową grupą, Jimmy Cobb był dyną pozostałością z dawnego składu. Ale po kilku dniach odszedł i dołą-'vl do Wyntona i Paula. Teraz pracowałem z zupełnie nowymi ludźmi. Wziąłem saksofonistę George'a Colemana32, bo uważałem, że czas za-'vnać wszystko od zera. Polecił mi go Coltrane, a George chętnie przyjął io|c zaproszenie. Spytałem go, z kim chętnie by grał, wymienił mi Franka loziera33 na alcie i Harolda Maberna34 na fortepianie. Teraz potrzebo-.ilcm kontrabasisty. Jeszcze w 1958 roku w Rochester w stanie Nowy irk spotkałem Rona Cartera35 (faceta z Detroit), przyszedł wtedy na za-li'cze po moim koncercie — znali się z Detroit z Paulem Chambersem. i ni w tamtym okresie studiował w klasie kontrabasu w szkole muzycznej .ist man. Parę lat potem wpadłem na niego wToronto i pamiętam, że żywo '/mawiał wtedy z Paulem o naszej muzyce. To było w czasie, kiedy zaczy-iliśmy modalne rzeczy z Kind of Blue. Po zrobieniu dyplomu Ron prze-ust się do Nowego Jorku i pracował, gdzie się dało, a ja znów go zobaczy-m — tym razem w kwartecie z Artem Farmerem i Jimem Hallem36. |liż od Paula wiedziałem, że Ron jest zajebistym basistą, więc kiedy nil szykował się do odejścia, a dowiedziałem się, że Ron akurat występu-, poszedłem go, posłuchać. Zrobił na mnie ogromne wrażenie i zaraz ipytałem go, czy miałby ochotę pograć u mnie. Miał zobowiązania wobec 11 ,i, więc powiedział, że to ja muszę Arta zapytać, a jeśli Art się zgodzi, to 11 chęcią do mnie przyjdzie. Po występie zagadnąłem Arta, który — acz-ilwiek bez entuzjazmu — ale wyraził zgodę. Przed wyjazdem z Nowego Jorku zorganizowałem jeszcze przesłucha-.i na brakujące miejsca i tak w moim zespole znaleźli się muzycy z Mem- "Śorge Coleman (ur. 1935) — tenorzysta, grający też w zespołach bluesowych. r.lvinem Jonesem, Hancockiem i Maksem Roachem. i ink R. Strozier (ur. 1937) — alcista, zabłysnął w big-bandzie Dona Ellisa. I irold Mabern Jr. (ur. 1936) — pianista hardbopowy. Ś >nald Levin Carter (ur. 1936) — wybitny kontrabasista i wiolonczelista, mistrz . i /.kiem. 111 ics Stanley Hali (ur. 1930) — gitarzysta, grat z Rollinsem, Ellą Fitzgerald, Billem muni i Patem Methenym. 269 phis—Ś Coleman, Strozier i Mabern. (Wszyscy chodzili do szkoły ze wspaniałym młodym trębaczem Bookerem Little'em37, który niedługo potem zmarł nabialaczkę, i z pianistą PhineasemNewbornem38. Ciekawe, co oni wyprawiają tam, na Południu, skoro w jednej szkole znalazło się aż tylu wielkich facetów?) Rona już nie musiałem przesłuchiwać, bo wiedziałem, jak gra, ale chętnie wziął udział w próbach. Usłyszałem też gdzieś takiego fantastycznego, siedemnastoletniego perkusistę, który pracował z Jackiem McLeanem—nazywał się Tony "Williams i normalnie dostałem odpałuna jego punkcie, taki był nieziemski, jak tylko go usłyszałem, chciałem, żeby pojechał ze mną do Kalifornii, ale jeszcze miał jakieś grania ustawione z Jackiem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.