ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Nie jest dobrze snuć plany, dopóki nie przekonacie
się, czy wiadomość jest prawdziwa, czy nie. Musicie zaczekać na posłańca.
Książę odwrócił się do niej; małżonkowie wymienili między sobą spojrzenia.
Pozostali czekali w milczeniu, nie wiedząc, co mogło ono oznaczać. Wreszcie Josua skinął
głową.
- Chyba masz rację - powiedział. - List mówi o dwóch tygodniach. A zatem zwołam
Radę za dwa tygodnie.
Vorzheva uśmiechnęła się zadowolona.
- Słusznie, Książę Josuo - powiedziała Geloe. - Ale wciąż jeszcze pozostaje wiele do...
Urwała, gdyż w wejściu pojawił się Simon. Kiedy zatrzymał się niezdecydowany,
Josua skinął na niego niecierpliwie. - Wejdź, Simonie, wejdź. Rozmawiamy o dziwnej
wiadomości i o jeszcze dziwniejszym posłańcu.
- - Posłańcu? - spytał Simon.
- - Otrzymaliśmy list, chyba z Nabbanu. Czy potrzeba ci czegoś?
Simon przełknął ślinę.
- - Może przyjdę później.
- - Zapewniam cię - odezwał się Josua - że o cokolwiek mnie poprosisz, okaże się to
prostsze od tajemnicy, którą próbujemy rozwikłać.
Simon wciąż nie wiedział, co zrobić.
- - No cóż... - powiedział, wchodząc do środka. Tuż za nim weszła inna postać.
- - Błogosławiona Elysio. Matko naszego Odkupiciela - przemówił Strangyeard
dziwnie zduszonym głosem.
- - Nie. Moja matka nazwała mnie Aditu - odparła towarzyszka Simona. Choć
mówiła płynnie w języku Westerling, to jednak słychać było dziwny akcent. Nie wiadomo,
czy słowa gościa miały być żartem, czy nie.
Była gibka jak brzoza, o głodnych, złocistych oczach i gęstych, śnieżnobiałych
włosach, związanych szarą opaską. Ubrana cała na biało, wydawała się jarzyć w ocienionym
namiocie, jakby do jego wnętrza wtoczył się kawałek zimowego słońca.
- Aditu jest siostrą mojego przyjaciela Jirikiego. Jest Sithijką - dodał Simon bez
potrzeby.
- Na Drzewo - szepnął Josua. - Na Święte Drzewo. Śmiech Aditu był płynnym,
muzycznym dźwiękiem.
- Czy twoje słowa są zaklęciem, które ma mnie przepędzić? Jeśli tak, to nie są chyba
skuteczne.
Wstała Geloe. Pod maską zmarszczek po jej twarzy przemykały różne emocje.
- Witaj, Dziecko Świtu - powiedziała wolno. - Jestem Geloe.
Aditu uśmiechnęła się łagodnie. - Wiem, kim jesteś. Mówiła o tobie Pierwsza Babka.
Geloe uniosła dłoń, jakby chciała dotknąć ducha wspomnianej osoby. - Amerasu była
mi bardzo droga, chociaż nigdy się nie spotkałyśmy. Kiedy Simon powiedział mi, co się
stało... - Niespodziewanie w jej oczach pojawiły się łzy. - Będzie nam brakowało twojej
Pierwszej Babki. Aditu pochyliła głowę na moment.
- Rzeczywiście, brakuje jej nam. Cały świat ją opłakuje. Josua wysunął się do przodu.
- Wybacz moją nieuprzejmość, Aditu - powiedział, wymawiając starannie jej imię. -
Jestem Josua. Jest też tutaj moja żona Vorzheva, a także ojciec Strangyeard. - Przesunął
dłonią po oczach. - Czy możemy cię czymś poczęstować?
Aditu skłoniła się.
- - Dziękuję, ale napiłam się ze źródła tuż przed świtem; nie jestem też głodna.
Przynoszę wiadomość od mojej matki Likimeyi, Pani Domu Tańczącego Roku. Wiadomość,
która może was zainteresować.
- - Z pewnością. - Josua nie potrafił ukryć zainteresowania przybyszem i wpatrywał
się w nią zaciekawiony. Także i Vorzheva przyglądała się Aditu, lecz jej wyraz twarzy był
inny. - Z pewnością - powtórzył. - Usiądź, proszę.
Sithijka osunęła się na podłogę jednym ruchem, miękko jak puch.
- - Czy na pewno jest to odpowiednia chwila, Książę Josuo? - W jej melodyjnym
głosie zabrzmiała nuta rozbawienia. - Nie wyglądasz dobrze.
- - Co za przedziwny ranek - odparł książę.
TAK WIĘC POJECHALI już do Hernystiru? - Josua wymawiał słowa powoli. -
Niespodziewane wieści.
- - Nie wyglądasz na zadowolonego - zauważyła Aditu.
- - Mieliśmy nadzieję, że Sithowie nam pomogą, choć nie spodziewaliśmy się tego,
zdając sobie sprawę, że nie zasługujemy na pomoc. - Skrzywił się. - Wiem, że nie mieliście
powodów, by darzyć przyjaźnią mego ojca, a tym samym mnie i moich ludzi. Ale cieszę się,
że Hernystirczycy usłyszą róg Sithów. Żałowałem, że nie mogę bardziej pomóc ludowi
Llutha.
Aditu wzniosła ręce wysoko ponad głową, a jej gest wydał się dziwnie niestosowny w
czasie tak poważnej dyskusji. - Tak jak i my. Ale my dawno przestaliśmy mieszać się do
poczynań śmiertelników, nawet Hemystirczyków. Może i nie zmieniali byśmy naszego
postępowania, nawet narażając swój honor, gdyby nie to, że bieg wydarzeń pokazał, iż wojna
Hemystirczyków jest także i naszą wojną. - Spojrzała na księcia. - Jak i twoją. Dlatego kiedy
Hernystirczycy odzyskają wolność, Zidaya pojadą do Naglimund.
- - Tak jak mówiłaś. - Josua rozejrzał się po zebranych, jakby chciał się upewnić, że
i oni usłyszeli to samo. - Ale nie powiedziałaś, dlaczego?
- - Z wielu powodów. Ponieważ znajduje się ono zbyt blisko naszego lasu i naszych
ziem. Ponieważ Hikedaya nie mogą mieć żadnej twierdzy na południe od Nakkigi. Istnieją
też inne powody, o których nie powinnam teraz wspominać.
- - Lecz, jeśli pogłoski są prawdziwe - powiedział Josua - to Nornowie już są w
Hayholt.
Aditu przekrzywiła głowę na jedną stronę.
- - Niewielu, głównie po to, by dopilnować umowy twojego brata z Inelukim. Ale,
Książę Josuo, musisz pamiętać, że między Nornami a ich nie zmarłym panem istnieje tak
wielka różnica jak między twoim zamkiem a zamkiem twojego brata. Ineluki i jego Czerwona
Dłoń nie mogą przybyć do Asua, który wy nazywacie Hayholt. Dlatego zadaniem Zidaya
jest upewnić się, że nie znajdą oni domu także w Naglimund ani nigdzie na południe od
Frostmarch.
- - Dlaczego..
|
WÄ
tki
|