ďťż

Nawet Saccarda zdumiało tłumione wzruszenie, które brzmiało w jej drżącym głosie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Dotąd mówił o Jerozolimie tylko w momentach lirycznego podniecenia, w głębi duszy lękając się tego szaleńczego projektu, gotów porzucić go i wykpić, gdyby spotkał się z szyderczym przyjęciem. I wzruszająca wizyta tej świątobliwej niewiasty, która przyprowadziła swoją córkę, głębokie przeświadczenie, z jakim dawała do zrozumienia, że ona i cała jej sfera, cała arystokracja francuska, gotowa jest uwierzyć w ten projekt, zapalić się do niego, poruszyły silnie Saccarda, oblekały w ciało mrzonkę, otwierały przed nim nieograniczone perspektywy. A więc istotnie była to potężna dźwignia, która pozwoli mu ruszyć z posad świat! Z wrodzonym sobie darem szybkiego przystosowywania się do sytuacji, wpadł od razu w ten sam ton, słowami pełnymi tajemniczości mówił o ostatecznym zwycięstwie, do którego dążyć będzie w milczeniu: w głosie jego dźwięczał prawdziwy zapał, gdyż w tej chwili istotnie uwierzył, uwierzył w potęgę owej broni, jaką dawał mu do rąk kryzys przeżywany przez papiestwo. Dzięki szczęśliwym cechom swojej natury, potrafił wierzyć, gdy tylko wymagało tego dobro jego planów. – Krótko mówiąc – ciągnęła dalej hrabina – zdecydowałam się na rzecz, która dotąd przejmowała mnie wstrętem... Tak, nigdy nie przyszło mi na myśl ciągnąć zyski z pieniędzy, umieszczać je na procencie: wiem, że to przestarzałe poglądy, skrupuły, które muszą wydać się niedorzeczne, ale cóż! Niełatwo wyrzec się przekonań wyssanych z mlekiem matki, a ja uważałam, że ‘tylko ziemia, wielka własność, powinna stanowić źródło utrzymania naszej sfery... Niestety, wielka własność... – Tu zarumieniła się z lekka, gdyż nadchodził moment przyznania się do ruiny, którą tak starannie ukrywała. – Wielka własność przestała prawie istnieć... Los okrutnie się z nami obszedł... Pozostał nam już tylko jeden folwark. Wtedy Saccard, chcąc oszczędzić jej przykrości, jął mówić z przesadnym zapałem: – Ależ, proszę parni, nikt już nie żyje z ziemi. Dawna własność ziemska jest przestarzałą, formą bogactwa, która straciła rację bytu. Unieruchamiała li skazywała na zastój pieniądz, którego wartość my udziesięciokrotniliśmy rzucając go w obieg zarówno w postaci banknotów, jak w formie wszelkiego rodzaju walorów handlowych i finansowych. W ten sposób zostanie odmłodzone oblicze świata, albowiem bez udziału pieniądza, pieniądza w gotówce, który przenika i dociera wszędzie, nic nie było możliwe, ani praktyczne zastosowanie postępów nauki, ani osiągnięcie powszechnego pokoju... Ach, własność ziemska! Należy ona teraz do przedpotopowych zabytków. Można umrzeć z głodu posiadając milion w ziemi, gdy jedna czwarta tego kapitału ulokowana w korzystnych interesach, na piętnaście, dwadzieścia, a nawet trzydzieści procent, zapewnia dostatnie życie. Hrabina z głębokim smutkiem, melancholijnie pokręciła głową. – Nie rozumiem pana i jak już panu powiedziałam, należę do epoki, kiedy te rzeczy budziły przerażenie – jak rzeczy złe i zabronione... Tylko że nie jestem sama, muszę przede wszystkim myśleć o córce. Udało mi się w ciągu kilku lat odłożyć pewną sumę, och, bardzo skromną... Zarumieniła się znowu. – Dwadzieścia tysięcy franków, które spoczywają u mnie w szufladzie. Kto wie, czy kiedyś nie miałabym wyrzutów sumienia, że leżały tak bezczynnie; a ponieważ pańskie dzieło jest słuszne, jak mi mówiła księżna, ponieważ będziesz pan pracował nad realizacją naszych najgorętszych pragnień, postanowiłam zaryzykować... Słowem, byłabym panu wdzięczna, gdyby mógł mi pan zarezerwować parę akcji pańskiego banku na sumę dziesięciu, dwunastu tysięcy franków. Zależało mi na tym, aby córka mi towarzyszyła, gdyż nie kryję przed panem, że pieniądze te należą, do niej. Alicja nie otworzyła dotąd ust, siedziała z miną roztargnioną, mimo żywego spojrzenia zdradzającego inteligencję. Odezwała się teraz tonem serdecznej wymówki: – Do mnie, mamo! Czyż cokolwiek należy do mnie, co nie byłoby własnością, mamy? – Pamiętaj o swoim małżeństwie, drogie dziecko. – Ach, wie mamą dobrze, że nie chcę wyjść za mąż! Powiedziała to ze zbytnim pośpiechem, w jej cichym głosie zadźwięczała głęboka nuta żalu płynącego z osamotnienia. Wzrokiem pełnym smutku matka nakazała jej milczenie; i obie spoglądały jeszcze przez chwilę na siebie, niezdolne okłamywać się, codziennie bowiem dzieliły wspólnie cierpienia ukrywane przed śwdatem. Saccard był głęboko przejęty. – Gdyby nawet nie było już akcji, jeszcze bym je dla pani znalazł. Gdyby trzeba było, wziąłbym ze swoich... Pani wizyta wzruszyła mnie do głębi i czuję się bardzo zaszczycony jej zaufaniem. W tej chwili wierzył święcie, że zapewnia fortunę tym dwóm nieszczęsnym istotom, dopuszczając je do udziału w owym deszczu złota, który miał spaść na niego i całe jego otoczenie. Obie panie wstały i pożegnały się. Dopiero w drzwiach hrabina pozwoliła sobie na bezpośrednią aluzję do wielkiej sprawy, o której nie mówiono głośno. – Otrzymałam od mojego syna, Ferdynanda, który jest w Rzymie, rozpaczliwy list donoszący o przygnębieniu, jakie wywołała tam zapowiedź wycofania naszych oddziałów. – Cierpliwości! – wykrzyknął z przekonaniem Saccard
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.