ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Jego apetyt był prawdziwy, ale Skaurus wiedział, że prostackie zachowanie było sztuczką mającą zwieść naiwnych. Pod powierzchownością wieprza krył się zręczny dyplomata.
Szósty zmysł Gorgidasa doprowadził ich do znajdującej się o kilka przecznic od placu Palamasa karczmy, która tylko w połowie była pełna. Właściciel i służąca zsunęli im dwa stoły. Nim dopili pierwszą kolejkę wina - Soteryk, Fayard i Katakolon Kekaumenos wybrali piwo - w sali zrobiło się tłoczno. Właściciel wyciągnął z kuchni kilka zmaltretowanych stołów i ustawił je na ulicy, by obsłużyć klientów, którzy nie zmieścili się wewnątrz. Dla ich wygody postawił na każdym stole grube świece.
Marek usłyszał jak oberżysta, krzątając się spiesznie, powtarza pod nosem:
- Żałuję, że nie kupiłem większego lokalu.
Z kuchni płynęły apetyczne zapachy. Skaurus i jego przyjaciele przekąszali słodkie mięsa i pili, czekając na główne danie. Wreszcie służąca, uginając się pod ciężarem tacy, podała tłustą pieczoną gęś. Stal błyskała w świetle pochodni, gdy zręcznie dzieliła ptaka na porcje.
Trybunowi generalnie smakowały videssańskie potrawy i kiedy właściciel karczmy nazwał gęś naszą specjalnością, zabrał się do niej bez najmniejszych obaw. Po pierwszym kęsie zmienił zdanie. Gęś była polana sosem z cynamonu i ostrego sera, co stanowiło kombinację dość pikantną, by łzy zakręciły mu się w oczach. Niekiedy dążenie Videssańczyków do osiągnięcia wyrafinowanej rozkoszy przez używanie kłócących się z sobą przypraw, zdecydowanie przekraczało tolerancję jego podniebienia.
Gajusz Filipus był chyba podobnie zakłopotany, ale reszta towarzystwa jadła z wszelkimi oznakami zadowolenia. Trybun, tłumiąc westchnienie, wziął garść migdałów z talerza, na którym leżała już na wpół zjedzona gęś. Migdały były posypane sproszkowanym czosnkiem. Westchnienie przerodziło się w jęk; dlaczego zamiast tego nie dodano czosnku do gęsi?
- Bardzo mało jesz - powiedziała Helvis.
- Tak.
Może miało to swoje dobre strony. Siedzący tryb życia sprawił, że Marek przybrał na wadze. I - pomyślał wznosząc kubek do ust - dzięki temu mam więcej miejsca na wino.
- Hej, ładniutka, usiądziesz przy mnie? - Gajusz Filipus witał kurtyzanę w obcisłej sukni z cienkiego żółtego materiału. Zabrał krzesło od sąsiedniego stołu; właściciel musiał wyjść za potrzebą. Jego towarzysze zerknęli wściekle na starszego centuriona. On odpowiedział im równie groźnym spojrzeniem; długie lata dowodzenia nadały mu powagę, z którą mieszkańcy miasta nie mieli co konkurować.
Kobieta również dostrzegła siłę w oczach żołnierza. Na jej twarzy pojawiło się prawdziwe zainteresowanie, a nie tylko udawana namiętność dziwki. Z zapałem zabrała się do jedzenia i picia. Ładniutka - pomyślał Marek i był zadowolony w imieniu Gajusza Filipusa, któremu w takich sprawach zazwyczaj nie dopisywało szczęście.
Odcień sukienki przypomniał trybunowi, przezroczyste jedwabie, jakie Vardanes Sphrantzes kazał nosić Alypii Gavrze, i jej szczupłe ciało. Ta myśl rozgrzała go i jednocześnie zaniepokoiła. Miał przy sobie Helvis, której palce pieściły go po karku, więc takie wspomnienia nie powinny mieć doń dostępu.
Turgot wyciągnął ręce nad stołem, by sięgnąć po migdały. Wrzucił garść w usta, a potem spróbował zakląć.
- Śmierdzący czosnek! - wydusił wreszcie, spłukując smak potężnym łykiem wina. - W Duchy nie paskudzimy dobrego jedzenia tym świństwem. - Znów się napił, a jego twarz straciła żołnierską twardość, gdy pomyślał o swoim domu.
- No cóż, ja to lubię - rzekła Mavia, potrząsając głową.
Jej włosy błysnęły w świetle pochodni niczym czerwone złoto, miały bowiem barwę samego płomienia. Na poparcie swych słów zjadła jeden, potem drugi migdał. Marek przypuszczał, że przybyła do Imperium dawno temu jako córka najemnika i zdążyła przyzwyczaić się do smaku videssańskiego jedzenia. Turgot, zgarbiony nad kubkiem wina, nagle posmutniał. Wydawał się zmęczony i stary.
Wrócił Videssańczyk, którego krzesło zaanektował Gajusz Filipus. Przez chwilę stał niezdecydowanie, podczas gdy przyjaciele wyjaśniali mu, co się stało. Później odwrócił się niepewnie w stronę Rzymianina, bowiem wypił już sporo wina.
- Ty, panie, słuchaj... słuchaj... - wyjąkał.
- Idź do domu i wytrzeźwiej - poradził mu wcale grzecznie starszy centurion.
Miał na głowie inne sprawy; nie był zainteresowany bijatyką. Jego oczy pożądliwie przywierały do ciemnych sutków kurtyzany, doskonale widocznych pod cienkim materiałem.
Na ten sam obiekt skierowało się pełne podziwu spojrzenie Viridoviksa. Dopiero gdy pijany Videssańczyk zaczął protestować, Celt jakby go zauważył. Wybuchnął śmiechem i powiedział do Gaiusa Philippusa:
- Jasne, że ten biedny opój zapomniał, że siusiak służy nie tylko do sikania, ale i do dużo przyjemniejszej rzeczy!
Mówił w języku cesarstwa, żeby wszyscy siedzący przy złączonych stołach mogli pośmiać się z żartu. I tak było, ale obrażony mężczyzna również go zrozumiał. Stęknął z gniewu i zamachnął się dziko prawą ręką.
Viridoviks skoczył na nogi, szybko niczym kot, mimo wypitego wina
|
WÄ
tki
|