ďťż

Opowiedziała mi o spółdzielni prostytutek i pedałów, który to pomysł okazał się znakomity...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Wspólnie wyciągnęli „Krzysztofa Kolumba" z ruiny, w której pozo­stawiła go fałszywa francuska madame, i postarali się uczynić zeń wydarzenie towarzyskie i zabytek historyczny, o którym opowiadali sobie marynarze na najodleglejszych morzach. Do sukcesu przyczyniły się szczególnie przebrania, ponieważ poruszały fantazję erotyczną klientów, podobnie jak katalog kurew, którego reprodukcje rozprowadzono w niektórych pro­wincjach, by wzbudzić w mężczyznach pragnienie złożenia pewnego dnia wizyty w osławionym burdelu. - Głupio jest chodzić w takich szmatkach i z lipnymi winogronami, panie dziedzicu, ale mężczyznom to się po­doba. Opowiadają sobie o tym i to przyciąga następnych. Idzie nam bardzo dobrze, to dobry interes i nikt tu nie czuje się wyzyskiwany. Wszyscy jesteśmy wspólnikami. To jedyny kurewski dom w kraju, który ma swojego prawdziwego Murzyna. Inni, których pan widuje, są malowani, natomiast Mustafa, choćby go trzeć papierem ściernym, pozostanie Murzynem. I jest tu czysto. W ubikacji można napić się wody, ponieważ sole alkaliczne wrzuciliśmy nawet tam, gdzie by to panu do głowy nie przyszło. Wszystkie jesteśmy pod kontrolą służby zdrowia. Nie ma tu chorych wenerycznie. Transito zdjęła ostatni łaszek i widok jej wspaniałej nagości zrobił na mnie tak silne wrażenie, że nagle poczułem śmier­telne zmęczenie. Smutek ściskał mi serce, a mój sflaczały między nogami penis musiał wyglądać jak zwiędły, bezuży­teczny kwiat. 385 - Och, Transito! Myślę, że już jestem na to za stary - wybełkotałem. Lecz Transito Soto wprawiła w ruch falujący węża wytatuo­wanego wokół pępka, hipnotyzując mnie gładkim profilem swojego brzucha i wabiąc głosem zachrypniętego ptaka, któ­rym opowiadała o zyskach spółdzielni i korzyściach płynących z katalogu. Mimo wszystko musiałem się śmiać i powoli poczułem, że mój własny śmiech działa jak balsam. Usiłowa­łem dotknąć węża palcem i wyczuć jego ruch, ale wymknął mi się zygzakiem. Byłem pełen podziwu dla tej kobiety nie pierwszej już ani drugiej młodości, że ma tak jędrne ciało i tak twarde mięśnie, iż może poruszać gadem, jakby żył własnym życiem. Pochyliłem się, by całować tatuaż, i stwier­dziłem z zadowoleniem, że nie jest wyperfumowana. Wchło­nąłem nosem ciepły zapach jej brzucha, który zalał mnie całkowicie i zaczął rozgrzewać ostygłą - jak sądziłem - krew. Transito, nie przestając mówić, rozsunęła nogi oddzielając od siebie delikatne kolumny ud; uczyniła to jakby mimochodem, po to tylko, by ułożyć się wygodnie. Zacząłem obcałowywać jej ciało, wdychać jego zapach, dotykać, lizać, aż zapom­niałem o żałobie i ciężarze lat i pożądanie wróciło z tą samą co ongiś siłą; nie przestając pieścić i całować zrywałem z niej ubranie rozpaczliwymi szarpnięciami; szczęśliwy, że oto tward­nieje moja męskość, zatapiałem się w ciepłym i miłosiernym zwierzęciu, które mi oferowała, wabiony głosem zachryp­niętego ptaka, owinięty ramionami boginki, poruszany siłą jej bioder, aż straciłem poczucie rzeczywistości i eksplodowałem z rozkoszą. Potem oboje pluskaliśmy się w wannie z ciepłą wodą; duch wstąpił w moje ciało i poczułem się niemal wyleczony. Na chwilę naszły mnie fantastyczne myśli, że Transito jest kobietą, której zawsze potrzebowałem, i że gdybym miał ją u boku, mogłyby wrócić czasy, w których potrafiłem podnieść 386 do góry krzepką chłopkę, posadzić ją na końskim zadzie i wywieźć wbrew jej woli w krzaki. - Claro - wyszeptałem bezmyślnie i poczułem, że po policzku spływa mi łza, po czym łzy popłynęły strumieniem, przytłoczył mnie szloch, zdławiły nostalgie i smutki, które Transito Soto rozpoznała bez trudu, gdyż miała długoletnie doświadczenie w obcowaniu z męskimi strapieniami. Po­zwoliła mi wypłakać całą zgryzotę i samotność ostatnich lat, a potem z matczyną troskliwością wyciągnęła mnie z wanny, wytarła, wymasowała, aż zrobiłem się miękki jak namoczony chleb, i przykryła, gdy w łóżku zamknąłem oczy. Pocałowała mnie w czoło i wyszła na palcach. Nim zamknęła za sobą drzwi, usłyszałem, jak szepcze do siebie: - Kto to jest Clara? PRZEBUDZENIE Dzieciństwo Alby skończyło się ostatecznie, gdy miała osiemnaście lat. W chwili, w której poczuła się kobietą, zamknęła się w swoim dawnym pokoju. Na ścianach był jeszcze fresk, który zaczęła malować przed wielu laty. W starych słoikach znalazła trochę świeżej farby, czerwonej i białej, wymieszała ją dokładnie i na ostatniej wolnej ścianie namalowała wielkie różowe serce. Była za­kochana. Potem wyrzuciła słoiki i pędzle do śmieci i siedziała długo, wpatrzona we własne malunki. Przypominając sobie za ich pośrednictwem dzieje swoich smutków i radości, doszła do wniosku, że była szczęśliwa, i z westchnieniem pożegnała się z dzieciństwem. Tego roku wiele zmieniło się w jej życiu. Skończyła szkołę i dla przyjemności postanowiła studiować filozofię, a ponadto muzykę - na przekór dziadkowi, który uważał sztukę za stratę czasu i niestrudzenie wychwalał korzyści płynące z wykony­wania wolnych zawodów lub z pracy naukowej. Przestrzegał ją też przed miłością i małżeństwem, co czynił równie natrętnie, jak wtedy, gdy nalegał, aby Jaime znalazł sobie przyzwoitą 388 narzeczoną i ożenił się, gdyż zostanie starym kawalerem. Mawiał, że dla mężczyzn ożenek jest dobrą rzeczą, natomiast takie kobiety jak Alba zawsze tracą na zamążpójściu. Wpływ, jaki na Albę miały przestrogi dziadka, ulotnił się, gdy pew­nego deszczowego i chłodnego wieczora w kawiarni na uniwersytecie ujrzała po raz pierwszy Miguela. Miguel był na ostatnim roku prawa. Chodził blady, z gorączką w oczach, w wyblakłych spodniach i butach górnika. Był działaczem lewicowym. Spalała go nieopanowa­na namiętność - poszukiwanie sprawiedliwości. Nie prze­szkodziło mu to dostrzec, że Alba go obserwuje
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.