ďťż

Poruszała ustami...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jednym palcem z wolna przesuwała po grzbietach książek, jakby pomrukując do siebie, czego Automa- tyczni Pomocnicy nie robili. Później Maxwell zauważył włochaty kształt uczepiony jej barku i zrozumiał, że to z nim szeptem po- gadywała. Szczur domowy? Gadający szczur domowy? Podszedł bliżej. Gdy wyciągnęła rękę po książkę zauważył, że nie miała plakietki. To zadecydowało. - Gdzie twój identyfikator?! Odwróciła się do niego; futrzasty kształt na ramieniu nie był wcale szczurem. Był to malutki bóbr w okularkach i kasku i rze- czywiście mówił. - Alarm drugiego stopnia - powiedział, jednak Maxwell nie słyszał: zobaczył nagle jej oczy. Zielone. Zielone oczy w czarnej twarzy. - Czerwony alarm! - ostrzegł bóbr, szturchając ją ogonem w plecy. Wstała, odpinając niemal niewidoczną kieszeń kamizel- ki, gdy Maxwell usiłował ją złapać. Coś srebrnego i szybkiego ugryzło go w nadgarstek. Ostre ukłucie zdawało się przenikać całą rękę, szpikując ją odrętwiającymi igłami i obezwładniając. Miała spocone czoło - kolejna niewłaściwość. - Nie widziałeś mnie - rzuciła. - Wcale mnie nie widziałeś. - A tam, kurwa, nie widziałem - odpowiedział Maxwell i znów spróbował ją złapać, tym razem drugą ręką. Dziewczyna już odwróciła się i odeszła, na dogonienie jej potrzebował trzech susów Elektrycznej Nogi, odbijających się głuchym echem. Tym razem bóbr go ugryzł. Poczuł jakby zastrzyk znieczulający; jak- by wetknął rękę w imadło. Wrzasnął i upadł, ramieniem strącając książki z półki. "Ilu- strowana Historia Filmów Pornograficznych", którą tam ukrył niecałą godzinę temu, spadła mu przed nosem i otworzyła się. Leżał więc na boku, szklanym wzrokiem patrząc na dojrzałe kształty gwiazdy filmów erotycznych Marilyn Chambers (obec- nie siedemdziesięcioletniej emerytowanej pracownicy socjalnej w San Luis Obispo w Kalifornii). Nieelektryczna Murzynka z bo- brem na ramieniu zatrzymała się w bezpiecznej odległości i omiotła go pożegnalnym zielonym spojrzeniem. - Nie widziałeś mnie - powtórzyła. Potem zniknęła, przeni- kając przez ścianę. Maxwell stracił rozum. Najbardziej prywatna czytelnia Nowojorska Biblioteka Publiczna nie przewidywała w budże- cie tajemnych przejść, ale różne cuda mogą się zdarzać, gdy wy- najmuje się irlandzką firmę budowlaną. Kiedy w Boże Narodzenie 2006 Empire State Building poleciał do nieba wraz z ognistą kulą eksplodującego boeinga 747, jego maszt cumowniczy wystrzelił jak rakieta, przebijając sterowiec transmisyjny CNN, który przypadkiem znajdował się na miejscu i filmował właśnie przebieg wypadku. Pilotka sterowca trzymała się dzielnie, nieprzerwanie nadając sygnał wizyjny do ośrodka w Atlan- cie, manewrowała między wieżowcami Piątej Alei mając nadzieję wylądować w Central Parku. Na wysokości Czterdziestej Drugiej Ulicy nagły szkwał całkiem rozdarł powłokę sterowca i zrzucił gon- dolę, pilota i maszt z dwustu metrów; ostatnie ujęcie z kamer przed- stawiało zbliżenie wymazanego sprayami kamiennego lwa. Mówiło się, że do odbudowy biblioteki zatrudnieni będą Ja- pończycy. Burmistrz Waldo Nervus uważał, że już pociągają za niejawne sznurki w jego mieście, więc jedyną sensowną rzeczą jest zarobić u nich jak najwięcej plusów, zanim oficjalnie się- gną po władzę. - Zaraz, zaraz - rzekł przewodniczący Komisji do spraw Bi- bliotek i Planowania Rodziny po przestudiowaniu wstępnej ofer- ty od najlepszego tokijskiego architekta. - Powiedzcie mi tylko: ile zostanie na książki, kiedy zamienimy nasze fundusze na jeny, aby za to zapłacić? Księgowa Urzędu Miasta przeprowadziła krótkie obliczenia. - Dwa dolary i pięćdziesiąt centów. - Dwa dolary pięćdziesiąt! - wykrzyknął przewodniczący. - Wiecie, co można kupić za dwa pięćdziesiąt? Pół taniej książki! Poszukali więc architekta w biedniejszym kraju - w Stanach Zjednoczonych. Brooklyńska firma O'Donoghue, Killian i Snee zaoferowała się wykonać wszystkie prace, łącznie z budową, za niecałą jedną piątą wspomnianej kwoty. Znakomicie; tylko że Josi 0'Donoghue i Wirt Killian przez całe swoje irlandzkie dzie- ciństwo bawili się w sekretnych tunelach pod Blarney Castle i z nieznanych przyczyn uważali, że także Biblioteka Publiczna wymaga tajemnego przejścia. - Niby po co? - spytał przewodniczący. - Nie zamierzam za to płacić. Odpowiedzieli mu, że oczywiście, to on decyduje, po czym i tak je zrobili. O'Donoghue wymieszał angielskie i metryczne jednostki miar, tworząc niewidoczne na projekcie przestrzenie, Killian zaś doglądał budowy tak skutecznie, że nawet majster nic nie skapował. Po ukończeniu biblioteki jedynie najbystrzej- si z jej pracowników i klientów byli w stanie zorientować się, że wewnętrzne wymiary budynku jakoś dziwnie się nie sumują. Maxwell w swej obsesji nigdy nic nie podejrzewał. Z kolei Morris Kazenstein spostrzegł to zaledwie za trzecią czy czwartą wizytą. Jego rodzice pracowali w izraelskiej tajnej służbie Szin-Bet, wykrywanie sekretów należało więc do rodzin- nej tradycji
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.