ďťż

Wyglądał na tak zamyślonego, iż Chauncey nie poruszyła się ani nie odezwała, napa wając się chwilą i urodą swojego mężczyzny...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Przesunęła wzrok po delikatnej krzywiźnie jego pleców, po jędrnych pośladkach i długich, mocnych nogach. Zobaczyła muskularną pierś, płaski, twardy brzuch i kępę włosów na łonie. Pragnęła, bardziej niż czegokolwiek innego, dotknąć go, poczuć szo rstkość włosów na jego udach, potrzeć policzkiem o jego skórę. Spostrzegł, że Chauncey mu się przygląda i uśmie chnął się do niej. Nie uczynił najmniejszego gestu, aby się okryć. - Żałuję, że nie masz choć kilku wad! - wes tchnęła Chauncey. 378 Roześmiał się szczerze i głęboko, a ona obser wowała grę mięśni na jego piersi. - To prawda - powiedziała, oburzona. - Ja jestem cała ulepiona z wad, a ty... ty jesteś doskonały! - Och, Chauncey, nie jestem wzorem doskonało ści. Zdarzało mi się grzeszyć, i to na całego. - To ja tylko grzeszę i wszystko psuję. - Z tym już koniec, zapewniam cię, moja droga. - Sprawiasz, że to, co mówię, brzmi niepoważnie! - Ach, wiedziałem, że uda mi się wytrącić cię z tego poważnego nastroju i nieco rozśmieszyć. - Nie chcę wracać - wyszeptała Chauncey. - Ni gdy! Podszedł do niej i przyklęknął obok posłania. - Obiecuję ci, że kiedy wrócimy do domu, nie zapomnę, czego się tu o sobie dowiedzieliśmy - po wiedział, wyciągając do niej ramiona. Przytulił ją do siebie tak, by poczuła na brzuchu dotyk jego nabrzmiałej męskości. Delikatnie przesu wał dłońmi po jej plecach, a potem zamknął je wokół jej bioder i uniósł ją nieco. Objęła go ramionami za szyję i podniosła głowę. Zaczął namiętnie ją całować. Chauncey ugryzła go leciutko w ramię, a potem zaczęła całować sutki, przesuwając dłonią wśród włosów na jego piersi. Pragnęła go, pragnęła go całego. Wyobraziła sobie, jak kocha się z nim, a jego usta dotykają jej intym nych miejsc sprawiając, że chce jej się krzyczeć z rozkoszy. Czy on tak bardzo różni się od niej? Opuściła niżej głowę, pokrywając jego brzuch gra dem szybkich pocałunków. Poczuła, że jego mięśnie tężeją, a ciało sztywnieje pod dotykiem jej warg. Uśmiechnęła się, usatysfakcjonowana. Kiedy dotknę ła lekko ustami jego męskości, szarpnął się mocno, chwytając gwałtownie powietrze. 379 Wsunął palce w jej włosy. Wilgotna miękkość jej ust zamknęła się wokół niego. Ona nie ma pojęcia, co właściwie robi, pomyślał, zdumiony tą nieoczeki waną, choć jakże cudowną inicjatywą. Zamknął oczy, odrzucił w tył głowę i pozwolił, by jego ciało zalała fala przyjemności. Lecz zbyt dużo czasu minęło, od kiedy ostatni raz się z nią kochał i teraz nie mógł być pewny, czy nie zawiedzie go opanowanie. Delikatnie odsunął ją od siebie. Uśmiechnęła się do niego. - Cudownie smakujesz - powiedziała zadziwiona i dziwnie podniecona. Opuściła znów głowę, lecz on chwycił ją za ra miona, zmuszając, by się wyprostowała. - Nie! Dosyć, kochanie. Nie mogę dłużej się po wstrzymywać. - Ale ty nigdy nie chcesz, bym ja się wstrzy mywała. - To nie to samo. Zapewniam cię, że to coś zupełnie innego. Przywarła do niego, obejmując jego barki. - Proszę - szepnęła miękko. Delaney równie mocno jak ona pragnął dać wreszcie upust długo wstrzymywanej namiętności. Przycisnął dłonie do jej pośladków, zsuwając palce niżej, a kiedy jej tam dotknął, przekonał się, jak bardzo jest gotowa. Pragnęła go równie mocno, jak on pragnął jej. - Boże - szepnął ochryple. - Obejmij mnie ramio nami za szyję - powiedział, przysiadając na piętach. Uniósł ją wyżej i delikatnie posadził, wsuwając się w nią głęboko. Krzyknęła z zaskoczenia i rozkoszy. - Czy sprawiam ci ból? 380 - O, nie - zawołała, całując go szaleńczo. Wsunął się w nią głębiej, przymykając oczy. Ta bliskość, pomyślał żarliwie, oto czego spodziewał się po kobiecie, tej jedynej, wybranej. Pomyśleć, iż niemal zwątpił, że kiedykolwiek ją spotka. Jej ciepło i oddanie wypełniały jego duszę, tak jak on wypełniał jej ciało. - Oprzyj się o moje ręce - powiedział miękko. Posłuchała go natychmiast. - Właśnie tak, kochanie. Odpręż się i opuść swobodnie ramiona. Nie chcę urazić rany. Odrzuciła głowę do tyłu, wypinając w łuk plecy oparte bezpiecznie o jego ręce i wypchnęła do przo du piersi. Powoli ułożył ją na plecach, ani na chwilę jej nie puszczając i zawisł nad nią, wsparty na łok ciach. Uniosła biodra, by odpowiedzieć na jego ostrożne ruchy. Jęknął cicho, a potem wsunął dłoń pomiędzy nich i zaczął pieścić palcami jej nabrzmia łe, gorące ciało. Otworzyła oczy i dostrzegł w nich pożądanie. Zadrżał i pchnął mocniej, głębiej, od dychając chrapliwie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.