ďťż

Wanda przytuliła się do Jakuba, przywarła do niego ciałem, z ustami przy jego ustach...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
On mówił, a ona wypytywała. Najpierw wydawało się nam, że jest zarówno głupcem, jak i zdrajcą Izraela. Jak mógł mózg chłopki zrozumieć te głębie? Ale im więcej Wanda pytała, tym bardziej oczywiste stawało się dla niego, że ona go pojmuje. Poruszała nawet takie zagadnienia, których nie był w stanie rozwiązać. Jeżeli zwierzęta nie mają wolnej woli, to dlaczego muszą cierpieć? A jeśli tylko Żydzi są Bożymi dziećmi, to po co zostali stworzeni nieŻydzi? Ściskała go tak mocno, wbijając mu ręce w żebra, że słyszał bicie jej serca. Łaknęła wiedzy prawie równie gwałtownie jak, ciała. — Gdzie jest dusza? — pytała. — Czy w oku? — Tak, w oczach. Ale też i w mózgu. Dusza daje życie całemu ciału. — Dokąd idzie dusza, kiedy człowiek umiera? — Wraca do nieba. — Czy cielak ma duszę. — Nie, on ma ducha. — Co się staje z duchem po zaszlachtowaniu cielaka? — On czasem wchodzi w ciało jedzącego. — Czy i wieprz ma ducha? — Tak. Nie. Myślę, że tak. Musi coś mieć. — Dlaczego Żyd nie może jeść wieprzowiny? — Prawo Boże tego zabrania. Taka jest Jego wola. — Kiedy zostanę Żydówką, czy rówież będę córką Bożą? — Tak, jeśli Go przyjmiesz do swego serca. — Przyjmę, Jakubie. — Musisz zostać jedną z nas nie z miłości do mnie, ale ponieważ wierzysz w Boga. — Wierzę, Jakubie. Uczciwie to mówię. Ale musisz mnie nauczyć. Bez ciebie jestem ślepa. W umyśle Wandy powstawał plan: uciekną razem, ona zna góry. To prawda, że chrześcijanin nic może się stać Żydem, ale ona nada sobie pozory Żydówki. Ostrzyże sobie głowę i nie 76 Isaac Bashems Singer będzie łączyła mleka z mięsem. Jakub nauczy ją mówić po żydowsku. Nalegała, aby natychmiast zaczynał naukę. Mówiła i jakiś wyraz po polsku, a on powtarzał w jidysz. Niektóre słowa były takie same w obu językach. Wanda pytała, czy te dwa języki nie są identyczne. — Żydzi mówili świętym językiem, kiedy żyli na ziemi Izra ela — odparł Jakub. — Dzisiejszy nasz język to mieszanina wielu języków. — Dlaczego Żydzi nie są wciąż w swym własnym kraju? — Ponieważ zgrzeszyli. — Co takiego zrobili? — Oddawali cześć bałwanom i okradali biednych. — Gzy już tego nie robią? — Nie czczą bałwanów. — A jeśli chodzi o biedaków? Jakub starannie rozważył to pytanie, zanim odpowiedział. — Biedaków nie traktuje się sprawiedliwie. — Kto kiedykolwiek jest sprawiedliwy wobec biedaków? Chłopi ciężko pracują przez cały rok, a chodzą obdarci. Zagajek ani myśli powalać sobie rąk, a wszystko zabiera, najlepsze ziarno, najładniejsze bydło. — Każdy człowiek będzie musiał zdać sprawozdanie. — Kiedy Jakubie? Gdzie? — Nie na tym świecie. — Muszę już iść, Jakubie. Prawie świta. Przytuliła się do niego, mocno pocałowała w usta na pożegnanie. Twarz jej znów zapłonęła, ale wreszcie oderwała się od niego. Kiedy otworzyła na oścież drzwi spichlerza, coś wyszeptała i uśmiechnęła się nieśmiało. Nie było księżyca, ale blask bijący od śniegu oświetlił jej twarz. Jakubowi przypomniała się historia Lilit, szukającej mężczyzn po nocy, i niosącej im zepsucie. On i Wanda już od tygodni współżyli, a jednak za każdym razem, kiedy myślał o swym wykroczeniu, drżał na nowo. Jak to się stało? Przez całe lata opierał się pokusie, a potem nagle upadł. NIEWOLNIK 77 Zmienił się od czasu swego współżycia z Wandą. Czasami wprost siebie nie poznawał, wydawało mu się, że jego dusza go opuściła i podtrzymywało go coś innego, tak jak u zwierząt. Modlił się, ale nie był skupiony. Nadal recytował Psalmy i ustępy Miszny, ale jego serce nie słyszało tego, co wymawiały usta. Wszystko, co w nim było, zamarzło. Już nie nucił i nie śpiewał dawnych melodii i wstydził się pomyśleć o swojej żonie i dzieciach i wszystkich innych męczennikach wymordowanych przez Kozaków. Co miał wspólnego z tymi świętymi? Oni byli bezgrzeszni, a on nieczysty. Oni się poświęcili Świętemu Imieniu, on zaś zawarł przymierze z szatanem. Jakub już nie panował nad swymi myślami. Niedorzeczności wszelkiego rodzaju i bezładne myśli tłoczyły się w jego umyśle. Wyobrażał sobie, że zajada torty, pieczone kurczęta, marcepany, popija wino, miód, piwo, przeszukuje skały i znajduje diamenty, złote monety, staje się bogaczem, jeżdżącym karetami. Jego pożądanie do Wandy nabrało takiej intensywności, że z chwilą kiedy opuściła spichlerz, znów mu jej brakowało. To, co się działo z duszą, odnosiło się i do ciała. Rozleniwił się i chciało mu się tylko leżeć na słomie. Bardziej odczuwał chłód tej zimy niż podczas poprzednich. Kiedy rąbał drwa, siekiera się zacinała i nie mógł jej wyciągnąć. Kiedy odrzucał szuflą śnieg z podwórza, szybko się męczył i musiał odpoczywać. Jakie to było dziwne. Nawet krowy, które wychował, czuły jego kłopoty i robiły się dokuczliwe. Szereg razy próbowały go kopnąć i ubóść w czasie udoju. Pies szczekał na niego jak na obcego. Sny też się zmieniły. Ojciec i matka już mu się nie śnili. Jak tylko zasypiał, był z Wandą. Razem wędrowali po lasach, czołgali się przez jaskinie, wpadali w doły, jary i przepaście, grzęźli w bagnach wypełnionych zgnilizną i nieczystościami
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.