ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Bezużyteczne już ciało oczekiwało na ciemność.
Kres jednak nie nadejdzie. Nie dla niej. Odwlekali go celowo. Wydawało im się, że są współczujący i miłosierni. Daru, którzy ją karmili, Rhivijka, która ją kąpała, ubierała i czesała rzadkie resztki jej włosów. To były gesty złej woli. Powtarzane raz po raz akty tortury.
Rhivijka siedziała teraz nad mhybe i spokojnie czesała jej włosy, nucąc dziecięcą piosenkę. Mhybe pamiętała tę kobietę ze swego poprzedniego życia. Wtedy wydawała się jej stara. Nieszczęsną kopnął w głowę bhederin i od tego czasu żyła w prostym świecie.
Przynajmniej wydawało mi się, że jej świat jest prosty. To jednak również było złudzeniem. Nie, ją zewsząd otaczają nieznane, sprawy, których nie potrafi pojąć. To świat pełen grozy. Śpiewa po to, by odegnać strach, rodzący się z jej niewiedzy. Zlecają jej różne zadania, żeby miała coś do roboty.
Nim jeszcze zajęła się mną, przygotowywała trupy do pochówku. Ostatecznie duchy zwykły działać za pośrednictwem takich dziecinnych dorosłych. Dzięki niej mogły dotrzeć do poległych, pocieszyć ich i zaprowadzić do świata przodków.
Mhybe doszła do wniosku, że ci, którzy przydzielili do niej tę kobietę, z pewnością kierowali się złą wolą. Być może nie zdawała sobie nawet sprawy, że przedmiot jej zabiegów jeszcze żyje. Nigdy nie patrzyła ludziom w oczy. Zdolność rozpoznawania ich opuściła ją po uderzeniu kopyta bhederin.
Grzebień wciąż przesuwał się w tę i we w tę, w tę i we w tę. Nucona melodia powtarzała się raz za razem.
Duchy na dole, wolałabym nawet twój strach przed nieznanym od świadomości, że zdradziła mnie własna córka. Poszczuła na mnie wilki, które ścigają mnie w snach. Wilki, które są jej głodem. Głodem, który już pożarł moją młodość, a teraz pragnie pożreć więcej. Jakby coś jeszcze zostało. Czy mam się stać jedynie pokarmem dla rozkwitającego życia córki? Ostatnim posiłkiem? Matka zredukowana do roli przekąski?
Ach, Srebrna Lisico, czy uosabiasz wszystkie córki? A ja wszystkie matki? Nie przeprowadziłyśmy rytuału rozdzielającego nasze życie. Zapomniałyśmy o znaczeniu rhivijskich zwyczajów, prawdziwym powodzie, dla którego odbywa się te rytuały. Cały czas ustępuję, a ty wysysasz ze mnie coraz więcej. I tak oto obie zapadamy się coraz głębiej.
Nosić w sobie dziecko znaczy postarzeć się w głębi kości. Zmęczyć swą krew. Rozciągnąć skórę i ciało. Poród rozszczepia kobietę na dwoje w okrutnym bólu. Oddziela młode od starego. Dziecko potrzebuje, a matka daje.
Nigdy nie odstawiłam cię od piersi, Srebrna Lisico. Nie opuściłaś nawet mojej macicy. Córko, wyssałaś ze mnie znacznie więcej niż tylko mleko.
Duchy, proszę, ześlijcie mi wyzwolenie. Nie mogę już znieść tej okrutnej parodii macierzyństwa. Oddzielcie mnie od córki. Dla jej dobra. Moje mleko przerodziło się w truciznę. Mogę ją karmić jedynie złością, bo nie zostało we mnie nic innego. A choć ciało mam stare, nadal pozostaję młodą kobietą...
Grzebień zaplątał się we włosach, szarpiąc do tyłu jej głowę. Mhybe syknęła z bólu i zerknęła z wściekłością na kobietę. Jej serce nagle zabiło szybciej.
Ich oczy się spotkały.
Kobieta, która nigdy nie patrzyła na nikogo, teraz spoglądała na nią.
Ja, młoda kobieta w ciele staruszki. I ona, dziecko w ciele kobiety...
Dwa więzienia, jak zwierciadlane odbicie.
Oczy spoglądające na siebie.
Kochana dziewczyno, wyglądasz na zmęczoną. Usiądź tu ze wspaniałomyślnym Kruppem, a on naleje ci trochę gorącego, ziołowego naparu.
Dziękuję, chętnie.
Kruppe uśmiechnął się, patrząc, jak Srebrna Lisica siada powoli na ziemi i opiera się o leżące z tyłu siodło. Dzieliło ich małe ognisko. Pod znoszoną bluzą z jeleniej skóry było widać dobrze już zaznaczone krągłości dojrzałej kobiety.
Gdzie się podziali twoi przyjaciele? zapytała.
Oddają się hazardowi. Z ludźmi z Gildii Kupieckiej Trygalle. Kruppemu, z jakiegoś niezrozumiałego powodu, zabroniono udziału w takich grach. To skandal. Daru wręczył jej blaszany kubek. Niestety, to głównie szałwia. Jeśli dokucza ci kaszel...
Nie dokucza, ale i tak chętnie się napiję.
Kruppe, oczywiście, nigdy nie kaszle.
A to dlaczego?
Ależ dlatego, że pije napar z szałwii.
Jej wzrok zatrzymał się na odległym o kilkanaście kroków wozie.
Jak ona się czuje?
Kruppe uniósł brwi.
Mogłabyś ją sama zapytać, dziewczyno.
Nie mogę. Dla matki zawsze będę monstrum. Wcieleniem jej ukradzionej młodości. Nienawidzi mnie, i to nie bez powodu, zwłaszcza odkąd Korlat opowiedziała jej o moich Tlan Ay.
Kruppe zadaje sobie pytanie, czy zwątpiłaś w sens przedsięwziętej podróży?
Srebrna Lisica potrząsnęła głową, popijając łyk napoju.
Jest już na to za późno. Jak dobrze wiesz, problem pozostaje nierozwiązany. Poza tym nasza podróż dobiegła kresu. Tylko jej wędrówka jeszcze trwa.
Nie bujaj wyszeptał Kruppe. Twoja podróż bynajmniej nie jest skończona, Srebrna Lisico. Ale zostawmy na razie ten temat, zgoda? Czy masz jakieś wieści o straszliwej bitwie?
Bitwa już się skończyła. Panniońskie siły przestały istnieć, pomijając paręset tysięcy kiepsko uzbrojonych wieśniaków. Białe Twarze wyzwoliły Capustan, a przynajmniej to, co z niego zostało. Podpalacze Mostów są już w mieście. Pilniejsza jest wiadomość, że Brood zwołał naradę. Może zechciałbyś w niej uczestniczyć?
W rzeczy samej, choćby tylko po to, by pobłogosławić owo zgromadzenie porażającą mądrością Kruppego. A co z tobą? Nie zamierzasz się tam udać?
Jak powiedziałeś wcześniej, Daru, moja podróż jeszcze się nie skończyła odparła z uśmiechem Srebrna Lisica.
Ach, tak. Kruppe życzy ci powodzenia, dziewczyno. I ma szczerą nadzieję, że wkrótce cię zobaczy.
Kobieta raz jeszcze zerknęła na wóz.
Zobaczysz mnie, przyjacielu zapewniła. Potem opróżniła kubek i wstała z cichym westchnieniem.
Grubasek zauważył jej wahanie.
Coś nie w porządku, dziewczyno?
Hmm, nie jestem pewna odparła z zakłopotaną miną. Część mnie chce udać się z tobą na naradę. To pragnienie nawiedziło mnie niespodziewanie.
Kruppe skierował na nią małe oczka
|
WÄ
tki
|