ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Trzeba wysłać po lorda Shahryara.
- Sam go wezwę - powiedział Quire, czując chwilową ulgę, że wszystko już się dokonało. Wywiązał się ze zobowiązania wobec Shahryara, uczynił to, co obiecał. Ale ostateczną nagrodą było tylko zmęczenie i niewytłumaczalny smutek. Ciężkim krokiem ruszył ku drzwiom Sali Audiencyjnej.
Skinął już na lokaja, by otwarto wierzeje, gdy nagle usłyszał jakieś wzburzone głosy dochodzące z sąsiedniej komnaty. Przystanął nasłuchując i uśmiechnął się. Ogarnęło go podniecenie, niemal radość. Poznawał przynajmniej jeden z głosów. Nowoprzybyli żądali przyjęcia przez Królową.
- Czemu się wahasz? - spytała poprzez pustą salę. Ruszył z powrotem w kierunku tronu.
- Quire! - krzyknęła. - Co się stało?
Roześmiał się.
- Wygląda na to, że zaraz będziesz wolna od mojego towarzystwa. - Spojrzał spokojnie w jej zdumione oczy. Czemu właściwie się cieszył? - Nie ma już żadnego powodu do wojny. Powinienem zabić tego starca, ale moje rozumowanie bywa czasem pokrętne. Ocaliłem go. Raz jeszcze moja własna przebiegłość zdradziła mnie!
- Dość zagadek! - rozkazała. - Kto tam jest?
Drzwi, pchnięte z drugiej strony, otworzyły się powoli ukazując stojącą w progu grupę. Oubacha Khan w pełnej zbroi tatarskiej wręczający jednemu ze strażników pochwę z zakrzywionym mieczem; zmęczony i zakurzony sir Orlando Hawes w hełmie i napierśniku; Alys Finch z małym biało-czarnym kotem na rękach, krzywiąca się triumfalnie do Quire'a; księżna Scaith w męskim przebraniu, brudna i potargana, i sir Thomas Perrott w łachmanach, obszarpany, dawno nią myty, w podartej bluzie i z poczerwieniałymi oczami.
- Una!
Wszyscy oni patrzyli na Quire'a, nie na Królową, chociaż ta wykrzyknęła imię przyjaciółki.
Quire uśmiechnął się do dziewczyny, która uratowała więźniów uprzednio przez nią zdradzonych.
- Twoje uwielbienie zdrady wybujało wyżej, niż oczekiwałem, Alys. Uczeń postanowił prześcignąć mistrza.
- Niektórzy polują na płotki, inni na wielkie ryby - Alys roześmiała się mu serdecznie w twarz. Żadne z nich nie okazało złości. Królowa wstała z tronu.
- Una!
Quire był niemal szczęśliwy.
- Albion uratowany! Albion uratowany! Plany Arabii w gruzach! - Tańczył ku tylnej ścianie, wypatrując drogi ucieczki.
Ruszyli na niego.
- Una!
Księżna Scaith zawahała się, po czym dygnęła przed Królową.
- Wasza Wysokość, Alys Finch pragnie zeznawać przeciwko swemu panu...
- Uwierzycie słowom tej dziwki? - spytał Quire kpiąco, zrzucając płaszcz i sięgając po szpadę. Wciąż nosił czerwoną szarfę, symbol uczuć. - Jakie macie przeciwko mnie dowody? - Szpada odgrodziła go od pogoni. - Czy ktokolwiek mnie widział?
Nie widziano go, rzecz jasna. Nigdy nie zdejmował kaptura. Nie zmieniało to jednak całokształtu sprawy: to był koniec.
- Sir Thomas! - Królowa radośnie rozpoznała wreszcie najstarszego z Perrottów. - Sir Orlando! Szybko, posłaniec do Kentu! I drugi do Porthmouth!
- Już wyruszyli, Wasza Wysokość - powiedział Hawes i podszedł do Quire'a, który oparł się o drzwi prowadzące do apartamentów Montfallcona. - Wojna nam już nie grozi. Teraz jednak musimy jeszcze uwolnić się od Quire'a. Raz na zawsze.
- Hurra! - wrzasnął Quire wyjmując sombrero zza pasa, wygładzając pióra i nakładając kapelusz na głowę. - Cnota zatriumfowała i biedny kapitan został zdemaskowany, zhańbiony i zwolniony.
Posłał zdezorientowanej Glorianie całusa, który wydał się całkiem szczery, po czym zniknął za draperią. Trzasnęły drzwi. Sir Orlando Hawes i Oubacha Khan rzucili się na nie zaraz wzywając pomoc, ale Quire przekręcił już klucz.
Gdy wreszcie udało się pokonać drzwi, ujrzano tylko niewielki ogień płonący w kominku i trochę kurzu krążącego w jesiennym blasku. Quire rozpłynął się niczym złośliwy duch poddany egzorcyzmom.
ROZDZIAŁ 33
W KTÓRYM KRÓLOWA GLORIANA I UNA, KSIĘŻNA SCAITH, WSPOMINAJĄ PRZESZŁOŚĆ
Nie czuję się winna-powiedziała słabym głosem Gloriana - i myślę, że nie powinnam. Ale coś minęło, opuściło mnie prawdziwie silne uczucie. Seraj był mauzoleum utraconych nadziei. Moje dzieci... - westchnęła. - Nigdy nie byłam naprawdę świadoma własnych czynów, Uno.
Księżna Scaith, w fałdzistym stroju podróżnym, ujęła dłoń przyjaciółki. Były same w salonie. Gloriana miała na sobie ciemne barwy późnej jesieni. Za oknem kropił deszcz.
Gloriana odwzajemniła uścisk.
- Ale ty czujesz się już dobrze, Uno?
- Prawdę mówiąc podzielam twój niepokój, ostatecznie i ja powinnam być bardziej przerażona, tymczasem przyjęłam moje uwięzienie jako miłą odmianę. Zdjęło ze mnie wszelką odpowiedzialność. Gdy jeszcze sir Thomas Perrott przekonał się, że jestem mu przyjaciółką, czas w jego towarzystwie płynął całkiem miło. Wiele rozmawialiśmy. Loch był położony tak głęboko, że nie mieliśmy najmniejszych szans na ucieczkę, pogrążaliśmy się zatem w dyskusjach na wszelkie tematy. W pewnym sensie były to wakacje. Z przymusu, ale zawsze.
- Ale nie zostajesz na dworze?
- Może wrócę. Nie od razu jednak. Muszę odetchnąć powietrzem Scaith.
- Bierzesz ze sobą Oubachę Khana?
- Jako gościa - uśmiechnęła się Una. - Zarzeka się, że żyje w celibacie. Złożył śluby.
- Aha, śluby. - Gloriana straciła zainteresowanie tematem.
- A ty wciąż wzdychasz za Quire'em?
- To zdrajca.
- Perrott tak nie sądzi
|
WÄ
tki
|