ďťż

Odwrócił się i ruszył z wolna śCieżką prowadzącą w stronę pawilonu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
POd drzewami było równie duszno jak na otwartej przestrzeni pod palącymi promieniami słońca. MOże nawet duszniej. Najmniejszego powiewu. Cisza. Daleki szum morza, do którego ucho przyzwyczaiło się już tak, że stał się częśCią tej ciszy. Joe spojrzał na zegarek. Dziesiąta. Jeszcze dwie i pół godziny. Doszedł niemal do balustrady i zatrzymał się. Wyjrzał spoza drzew. Drzwi pawilonu były widoczne stąd pod pewnym kątem. Generał siedział za stołem. Półmrok panujący wewnątrz budyneczku nie pozwalał dostrzec dokładnie, co Somerville robi w tej chwili. Prawdopodobnie zastanawiał się nad tym, jak zadać "z jaką taką precyzją" cios poglądom profesora Snidera... Alex uśmiechnął się do siebie, cofnął i ruszył z powrotem. Ale po sekundzie namysłu zszedł ze śCieżki i kierując się zaroślami ominął łukiem kort tenisowy, którego jasna płaszczyzna przeświecała pomiędzy drzewami. Ogród w tym miejscu był zupełnie dziki. íadnej ścieżki. ZObaczył mur posiadłości i zbliżył się ku niemu. Mur był ułożony z czerwonych, spojonych cementem cegieł i pamiętał zapewne panowanie królowej Wiktorii. Gdzieniegdzie cegły były wykruszone. Używając jednego z takich miejsc jako oparcia dla stopy, dŽwignął się i chwycił palcami za górną krawędŽ muru. POtem podciągnął się i wyjrzał. Po drugiej stronie był niski płotek z żerdzi, ciągnący się w dal aż ku skalnemu nadbrzeżnemu wywyższeniu gruntu. NajwyraŽNiej płotek ten postawiono, aby uchronić krowy i owce przed wpadnięciem do przepaści. Grunt wznosił się tu łagodnie. Na wywyższeniu, tuż obok miejsca, gdzie ziemia kończyła się i rozpoczynało niebo zawieszone nad morzem, siedział człowiek w zielonej koszuli, wsparty plecami o wielki, samotny głaz. Zdawał się drzemać, ukołysany słońcem i widokiem. MIeszczuch na urlopie. Joe gwizdnął cicho. Człowiek nie zmienił pozycji, nie poruszał się przez chwilę, potem z wolna kiwnął dwukrotnie głową. Sierżant Hicks, choć niewyspany, czuwał. Z miejsca, na którym się znajdował, miał chyba dość dobry widok. Głaz osłaniał go od strony pastwisk tak, że intruz ujrzałby go za póŽNo, żeby... Uspokojony, Alex puścił krawędŽ muru i zeskoczył zna ziemię. CzyśCił przez chwilę uważnie zieloną plamkę pleśni na nogawce spodni, a potem zaroślami powrócił na ścieżkę i ruszył w kierunku domu. Szedł powoli. POwinien dojść do drzwi wejśCiowych, a póŽNiej zrobić łuk tym razem w lewo i ruszyć w kierunku przystani, a stamtąd znowu ku pawilonowi. WArto było zapoznać się dobrze z tym wielkim ogrodem na wypadek... Na wypadek czego? W końcu Hicks, Chanda i on nie pilnowali przecież generała Somerville'a, któremu zagrażało niebezpieczeństwo, ale strzegli szantażysty, który nie mając o tym pojęcia, mógł przypłacić życiem swoją wiedzę o pochodzeniu posągu Buddy... A właśnie! Gdzie Somerville ukrył ten posąg? A może go nie ukrył? Może stał on w sali muzealnej? Ale to nie było prawdopodobne. Profesor Snider, na przykład, musiałby od razu rozpoznać tego rodzaju unikalny obiekt. A wtedy... Alex zatrzymał się. TAk, Snider mógłby wtedy szantażować generała. Mógłby go zmusić do milczenia. A w każdym razie... A więc posąg był gdzie indziej. Ruszył dalej. Spekulacje na ten temat nie były konieczne. Wystarczyło zapytać Chandę. Zerknął w górę. Głowa w okienku poruszyła się. íadnego zielonego koca. Pan Plumkett, jeśli znajdował się na morzu, to w każdym razie nie zbliżał się jeszcze do Mandalay House. Klomb. Otwarte drzwi domu. NIeoczekiwanie ukazał się w nich Jowett. Na widok Alexa ruszył ku niemu. - Czy nie widział pan mojego nieocenionego pomocnika? - zapytał z daleka. Alex potrząsnął przecząco głową. Jowett zrównał się z nim
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.