ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Natomiast ugrupowanie premiera -którego członków wypada najtrafniej określić jako optymistów" - było zdecydowane brać zapewnienia Zachodu za dobrą monetę. Wierzyło oświadczeniom o pośrednictwie Zachodu w staraniach o kompromis ze Stalinem, a w ostatecznym rozrachunku liczyło na pomoc Zachodu dla powstania, gdyby ono wybuchło. A więc, paradoksalnie, najmniej entuzjazmu w sprawie powstania wykazywali właśnie ci ludzie, których w Whitehall i w Waszyngtonie uważano za najbardziej antysowieckich".
Trzeba także wziąć pod uwagę doświadczenia, jakie kształtowały postawy członków obu ugrupowań. Nikt z czołowych optymistów" nie miał żadnej bezpośredniej wiedzy o Rosji.
287
Premier pochodził z zachodniej Polski, gdzie panowała tradycyjna obawa przed Niemcami, i wobec tego - choć niechętnie - zwracano się tam o pomoc w stronę Wschodu. Tak czy inaczej, jako przywódca partii chłopskiej, Mikołajczyk czuł się pewniej na gruncie spraw krajowych niż na arenie stosunków międzynarodowych. Jest rzeczą interesującą, że wszyscy najwyżsi dowódcy podziemia, których rząd miał ostatecznie obarczyć odpowiedzialnością za Powstanie - Bór", Robak", Monter" i Niedźwiadek" - zaczynali karierę jako oficerowie armii austriackiej lub pod austriacką komendą. Natomiast wszyscy czołowi sceptycy" lepiej znali rosyjskie obyczaje. Naczelny Wódz urodził się jako poddany cara, a w 1920 roku jako prawa ręka Piłsudskiego uczestniczył w zwycięskich bojach z Armią Czerwoną. Jego towarzysz, generał Anders, był nie tylko oficerem w carskim wojsku, ale także więźniem Łubianki. Istniały oczywiście wyjątki - wypada tu wymienić zwłaszcza generała Tatara Tabora". Ale mimo to wydaje się, że postawa ludzi odnoszących się z największym sceptycyzmem do projektu powstania i do perspektyw sowieckiej i zachodniej pomocy często miała rosyjskie korzenie.
Od czasu do czasu przedstawiciele Polski zwracali się o pomoc do Brytyjczyków i Amerykanów. Brytyjczycy odpowiadali im tylko, że interwencja na wschodzie łączy się z ogromnymi problemami logistycznymi. Amerykanie raz po raz podkreślali, że front wschodni został uznany za arenę operacji sowieckich i że Polacy muszą się jakoś dogadać z sowieckim dowództwem.
Zdając sobie sprawę z dylematów, przed którymi trzeba będzie stanąć, oraz ze zbliżającego się początku akcji Burza", rząd emigracyjny ponawiał skierowane pod adresem zachodnich mocarstw prośby o wysłanie do Armii Krajowej jednej lub więcej misji wojskowych; mogłyby się one bezpośrednio zapoznać z działalnością podziemia. Z pierwszą taką prośbą premier Mikołajczyk zwrócił się do Winstona Churchilla 21 lutego 1944 roku; następnego dnia analogiczną prośbę złożono na ręce amerykańskiego charge d'affaires w Londynie Rudolfa Schoenfelda. List do Churchilla był utrzymany w ciepłym tonie:
W chwili, kiedy naród polski przygotowuje się (...) do wzięcia istotnego udziału w decydującej fazie walki o obalenie nazistowskiej tyranii i niemieckiego militaryzmu, mam zaszczyt zwrócić się do Pana, Drogi Premierze, z następującą prośbą: aby została wysłana do Polski Brytyjska Misja Wojskowa dla utrzymania łączności między zainteresowanymi władzami brytyjskimi a polskim ruchem podziemnym, tj. Delegatem Rządu i Dowódcą Armii Krajowej, dla zapewnienia bardziej bezpośredniego
288
i bliskiego kontaktu i współpracy między Wielką Brytanią i władzami Polski Podziemnej we wspólnym zadaniu pokonania Niemiec330.
Mogłoby się wydawać, że był to pomysł korzystny dla obu stron. Zachodnie mocarstwa zyskałyby własny kanał godnych zaufania informacji; Pierwszy Sojusznik uwolniłby się od podejrzeń, że Dwójka" propaguje nieobiektywne lub alarmistyczne wiadomości. Ale z jakiegoś powodu ani Brytyjczycy, ani Amerykanie nie spieszyli się z realizacją tego przedsięwzięcia. Nie powiedzieli tak". I nie powiedzieli nie". Mimo regularnych monitów pozwolono, aby mijały tygodnie i miesiące. Nie załatwiono niczego
|
WÄ
tki
|