ďťż

Prowincjara odwróciła głowę, kiedy za córką zamknęły się drzwi...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Cazarila dobiegło jej ciche westchnienie. Skłonił się przed nią głębiej. - Chciałem podziękować za ten świąteczny strój, wasza łaskawość. Jeśli... - Zawahał się. - Jeśli jest coś, co mógłbym zrobić, aby ulżyć troskom waszym lub roiny, tylko powiedzcie. Uśmiechnęła się, ujęła jego dłoń i poklepała ją z roztargnieniem, lecz nic nie odrzekła. Podeszła do okna od wschodu, by otworzyć okiennice i wpuścić do środka brzoskwiniowy blask wschodzącego słońca. Krzątająca się wokół ołtarza lady dy Hueltar pogasiła i pozbierała wszystkie ogarki do koszyka, który specjalnie w tym celu przyniosła ze sobą. Prowincjara i Cazaril pomogli jej następnie poumieszczać w lichtarzach nowiusieńkie świece woskowe. Kiedy przed każdą z tabliczek stały już zastępy prostych jak młodzi żołnierze świeczek, prowincjara odstąpiła o krok i pokiwała z zadowoleniem głową. Wtedy zaczęła się schodzić reszta dworu, a Cazaril zajął skromnie miejsce na jednej z tylnych ław. Do sali wchodzili kucharze, służba, stajenni, paziowie, łowczy i sokolnik, ochmistrzyni, dowódca straży - wszyscy w odświętnych białobłękitnych strojach, najlepszych, na jakie każdego było stać - i zasiadali kolejno w ławkach. Potem lady Betriz wprowadziła rojessę Iselle, w pełnym galowym stroju, kroczącą nieco sztywno w skomplikowanych, wielowarstwowych i przepięknie haftowanych szatach Wiosennej Pani, do której to roli została dziś wybrana. Zasiadły w skupieniu w pierwszej ławie i zdołały się nawet powstrzymać od wspólnych chichotów. Za nimi wkroczył wieszczek Świętej Rodziny ze świątyni w mieście, już nie we wczorajszych szaroczarnych barwach Ojca, lecz w bieli i błękicie Córki. Wieszczek odprawił krótkie nabożeństwo za następstwo pór roku oraz za spokój dusz reprezentowanych tu zmarłych, a potem kiedy przez wschodnie okno wlały się pierwsze promienie słońca, uroczyście zgasił ostatnią płonącą świecę - ostatnią w całym dworze. Wszyscy następnie udali się na zimne śniadanie, podane na składanych stołach na dziedzińcu. Zimne, lecz bynajmniej nie skąpe; Cazaril musiał się w duchu napominać, iż nie musi w jeden dzień nadrobić wszystkich lat przymierania głodem i że wkrótce czeka go spacer w górę i w dół wzgórza. A jednak kiedy przyprowadzono białego muła rojessy, czuł się rozkosznie przejedzony. Zwierzę także zostało odświętnie przybrane we wstążki, kwiaty i liście, powplatane w ogon i grzywę. Czaprak przystrojono wspaniale wszystkimi oznakami i symbolami Wiosennej Pani. Iselle - w świątynnym stroju, z włosami puszczonymi luźno pod koroną z liści i kwiatów, tak że spływały po ramionach bursztynową falą - podsadzono ostrożnie na siodło, a potem udrapowano starannie jej strój i ozdoby. Tym razem skorzystała ze stołka oraz pomocy kilku krzepkich młodych paziów. Wieszczek ujął lonżę z błękitnego jedwabiu, by wyprowadzić muła za bramy. Prowincjarę podsadzono na grzbiet spokojnej kasztanki ze śnieżnobiałymi skarpetkami, także przybranej w liście i kwiaty i prowadzonej przez dowódcę straży. Cazaril stłumił beknięcie i ponaglony przez dy Ferreja ruszył zająć miejsce za jadącymi konno damami, dwornie ofiarowując ramię lady dy Hueltar. Reszta dworu - wszyscy ci, co chcieli pójść z nimi - ustawiła się w pieszy pochód za ich plecami. Cały ten wesoły tłum ruszył krętym pochodem przez uliczki miasta w stronę wschodniej bramy, skąd miała wyruszyć oficjalna procesja. Oczekiwało tam co najmniej kilka setek ludzi, w tym około pięćdziesięciu zbrojnych jeźdźców - strażników Córki, ściągniętych tu ze wszystkich okolic Valendy. Cazaril przemaszerował tuż przed nosem krzepkiego żołnierza, który wczoraj rzucił mu przez pomyłkę złotą monetę, lecz mężczyzna najwyraźniej go nie poznał, skłonił się tylko dwornie przed jego jedwabiami i szablą. A także, jak przypuszczał Cazaril, przed jego czystością i schludnie przystrzyżonym zarostem. Jakie to dziwne, że aż do tego stopnia zaślepia nas pozór. Bogowie najpewniej potrafią przejrzeć wszystko na wylot. Ciekaw był, czy bogom towarzyszy przy tym to samo poczucie dyskomfortu co i jemu ostatnio. Odsunął na bok te dziwne myśli, bo właśnie zakończono formowanie procesji. Wieszczek oddał lonżę muła Iselle starszemu szlachcicowi, którego wybrano do odegrania roli Zimowego Ojca. Podczas zimowej procesji miejsce należne bogu zajmowałby młodzieńczy nowy Ojciec, w ciemnym odzieniu schludnym jak toga sędziego, na pięknym karym koniu, którego prowadziłby szary, obszarpany, odchodzący Jesienny Syn
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.