- Nie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Stój. Przyniosê go - warkn±³ ksi±dz. Powell da³ znak W±skookiemu, by poszed³ za Byrne' em i obydwaj wyszli z pokoju. Przywódca zwróci³ siê ponownie do pozosta³ych. -1 na czym to skoñczy³em? - Zacz±³e¶ uprawiaæ czarn± magiê, a nie ma to nic wspólnego z zamierzeniami Hyperborejczyków - odezwa³a siê Joanna. - Omfa-los ma zostaæ u¿yty dla dobra ludzko¶ci, nie za¶ jako osobiste narzêdzie do zdobycia w³adzy. Powell roze¶mia³ siê. - Dobro ludzko¶ci. Co to znaczy, Joanno? To, co jest dobre dla jednych, jest z³e dla drugich. Zawsze tak siê dzieje. Zwróci³ siê do Indy'ego. - Zgadzasz siê, Jones? Jeste¶ cz³owiekiem mocno stoj±cym na ziemi, rozs±dnym. - A ty jeste¶ bardzo denerwuj±cy - odpar³ Indy. Powell zrobi³ krok w jego stronê. Indy'ego doszed³ zapach jego wody po goleniu. Hipnotyczne oczy zdawa³y siê go gwa³townie przyci±gaæ. - Wiedzia³em, ¿e omfalos zostanie znaleziony i ¿e ten, kto go znajdzie, stanie siê moim ¶miertelnym wrogiem. Wiedzia³em, ¿e wrócisz do Anglii i bêdziesz próbowa³ sprzeciwiæ siê nieuniknionemu powrotowi omfalosa do jego prawdziwego domu, do Stonehenge. Indy odwróci³ g³owê, a Powell znowu siê roze¶mia³. 137 Do pokoju wróci³ W±skooki i przyniós³ ze sob± nie tylko list. - Ukrywa³ go w pude³ku pod swoim ³ó¿kiem. Ale oto, co znalaz³em w szafie - podniós³ w górê taki sam pojemnik, jak ten znaleziony wjaskini. - Gaz chlorowy. Ma taki jeszcze jeden. Mo¿e wiêcej. Powell przyjrza³ siê dok³adnie pojemnikowi, po czym popatrzy³ na ksiêdza. - Tandeta, mój ojcze, prawdziwa tandeta. Wyci±gn±³ okulary do czytania i usiad³, trzymaj±c list. W tym czasie dwa draby zbi³y pozosta³e osoby w jedn± grupkê i nie spuszcza³y z nich oka. Wreszcie Powell od³o¿y³ list. - Powiedz nam, ojcze, dlaczego ten list nigdy nie zosta³ wys³any do papie¿a? Ksi±dz wpatrywa³ siê w swego syna i milcza³. Powell zwróci³ siê do Joanny. - Co¶ do dodania, doktor Campbell? - Poniewa¿ Joanna nie odpowiada³a, Powell kontynuowa³: - Twój wk³ad bêdzie pracowa³ na twoj± korzy¶æ, kiedy zadecydujemy, co z tob± zrobiæ. - Móg³by¶ zabiæ w³asn± matkê bez ¿adnego namys³u, prawda, Adrianie? -1 czcigodny ojciec tak¿e by zabi³, ¿eby osi±gn±æ to, czego pragnie. Taki okrutny jest ¶wiat, matko. Tylko sentymenty posuwaj± siê za daleko. Powell by³ najbardziej obmierz³ym cz³owiekiem, jakiego Indy kiedykolwiek spotka³. Jak¿e rozkosznie by³oby wpakowaæ piê¶æ w tê przystojn± twarz cz³onka parlamentu. Nagle odezwa³ siê Byrne. - W piêtnastym wieku nie by³o dobrej komunikacji. List prawdopodobnie czeka³ miesi±cami na mo¿liwo¶æ wys³ania. Musia³ znale¼æ siê w niew³a¶ciwym miejscu lub mo¿e mnich postanowi³ go nie wysy³aæ. W ten sposób zamykaj± tê kwestiê archiwa i dzienniki pochodz±ce z tamtych czasów. Harmonizuj±ce z wrogiem, pomy¶la³ Indy. Gdzie podzia³o siê teraz ¿arliwe poczucie s³uszno¶ci, jakie nie odstêpowa³o do tej pory czcigodnego ojca? Nie by³ ani trochê lepszy od swego perfidnego syna. - Dziêkujê, drogi ojcze. Doceniam twoj± pomoc. Czy s±dzisz, ¿e zwój jest zakopany w jaskini? Byrne zawaha³ siê. - Nie wiem. - A wiêc, przyjaciele i droga rodzino, odnoszê wra¿enie, ¿e wykopaliska bêd± owocne. Jakie wykopaliska, zapytacie? Wasze. 138 Wszyscy spêdzimy tê noc w jaskini. Nikt nie odejdzie, dopóki nie znajdziemy odpowiedzi. - Powell z u¶miechem zwróci³ siê do Deir-dre. -Noc w esplumoir Merlina. Kiedy wyjecha³a¶, spêdzi³em kilka dni w twoim pokoju i mia³em okazjê przeczytaæ twoj± pracê. - Co robi³e¶ w tym domu? - zapyta³a ostrym g³osem Deirdre. - Rozmawia³em z Joann±, próbuj±c przekonaæ j±, by wziê³a udzia³ w moich poszukiwaniach. To bardzo ¼le, ¿e mnie nie pos³ucha³a. - Dlaczego potrzebujesz tego zwoju, Powell? - zapyta³ Indy. -Masz ju¿ omfalos. - Zwój zawiera klucz do wyzwolenia mocy tego kamienia. Teraz, profesorze, zdoby³ pan ju¿ trochê staro¿ytnej wiedzy celtyckiej, wiedzy, która przekazywana jest jedynie nowicjuszom zakonu. - A niech to wszyscy diabli - powiedzia³ Shannon, gdy grupê wiê¼niów wyprowadzono z domu ksiêdza w kierunku oczekuj±cego samochodu. -1 co teraz? Przyszed³ tutaj za Joann± i obserwowa³, jak najpierw zerka³a przez okno, po czym chy³kiem zakrad³a siê do bocznych drzwi. Porusza³a siê po posiad³o¶ci z ca³kowit± znajomo¶ci± rzeczy, co potwierdzi³o siê jeszcze bardziej, gdy wyci±gnê³a klucz i otworzy³a drzwi. Shannon podszed³ do frontowego okna. Zd±¿y³ popatrzeæ na wej¶cie Joanny do pokoju, gdy us³ysza³ nadje¿d¿aj±c± furgonetkê. Pad³ na ziemiê i czeka³, podczas gdy Powell ze swoimi gorylami szli wzd³u¿ bocznej czê¶ci domu, po czym cicho weszli przez te same drzwi, za którymi zniknê³a Joanna. Shannonowi nie zajê³o zbyt du¿o czasu zorientowanie siê, ¿e jego brach znalaz³ siê w powa¿nych tarapatach. Zrozumia³ natychmiast, ¿e tylko on mo¿e pomóc Indy'emu. Nie wymy¶li³ jednak niczego, co móg³by zrobiæ. W tej chwili obserwowa³, jak pojazd odje¿d¿a. Jack odszed³ od domu i popatrzy³, w jakim kierunku oddala siê samochód. By³ niemal pewien, ¿e pojecha³ w stronê jaskini. - O cholera! - Shannon ruszy³ drog±, któr± obra³ Powell. Po przybyciu do Whithorn wst±pi³ do pubu i dowiedzia³ siê, gdzie zatrzymali siê archeologowie, pó¼niej za¶, gdy Lily powiedzia³a mu, ¿e Indy jest w jaskini, jednocze¶nie wyja¶ni³a, jak tam dotrzeæ. Zapewni³a go, ¿e to bardzo przyjemny spacer. Dobry na kr±¿enie krwi. By³ ju¿ jednak wieczór i Jack zadecydowa³, ¿e jedno lub dwa piwa w pubie bêd±jeszcze przyjemniejsze. Zanim zniknê³y ostatnie zabudowania miasteczka, up³ynê³o jakie¶ dziesiêæ minut i Jacka otoczy³ ca³kowicie wiejski krajobraz. Nie 139 przestawa³ spogl±daæ na ciemny las porastaj±cy obydwie strony drogi. To miejsce przyprawia³o go o ciarki. Ca³e ¿ycie wa³êsa³ siê po wielkich miastach w ¶rodku nocy, nigdy nie przywi±zuj±c do tego wiêkszej wagi. Tutaj jednak wszystko wygl±da³o inaczej. Dziko¶æ. Mia³o siê uczucie, ¿e wszystko mo¿e siê wydarzyæ. W tej samej chwili gdzie¶ poza drog± us³ysza³ odg³os ³amanych ga³êzi. Stan±³. Co to by³o, u diab³a? - zastanawia³ siê. Czeka³. Nie by³ w stanie dostrzec tej przeklêtej rzeczy. Pomy¶la³, czy nie zawróciæ, u¶wiadomi³ sobie jednak, ¿e teraz znajduje siê ju¿ prawdopodobnie w po³owie drogi. W ka¿dym razie nie móg³ zostawiæ Indy'ego. Ró¿nili siê, ale Jack nigdy nie spotka³ nikogo, kto w taki sposób, jak czyni³ to Indy, nadstawia³ karku dla innych
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.