ďťż

Sama dokonała wyboru...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jeżeli do Los Angeles, to mógł coś zrobić. Znał jedno nazwisko w Los Angeles. May Martinez. Jej siostra. Ona przywróciła go życiu, a potem odeszła, pozostawiając mu jedynie wędrówkę w poszukiwaniu skradzionej osobowości. Wędrowna bestia. Boże, głowa mu pękała! Tyle tylko, że teraz wyruszał na wędrówkę w poszukiwaniu Marii. Wydawało się, że nie jest w stanie szukać samotnie. Najpierw Nicole. Kiedy ona się wycofała, dryfował bez celu, aż znalazł Marię. Gdyby nie ona, dryfowałby dalej. Ciężko opadł na skraj łóżka. I raz jeszcze zapłakał. - Gubernatorze, przykro mi o tym mówić, ale zawalasz sprawę -powiedział Jarvis w Louisville, w stanie Kentucky. To był parszywy koniec parszywego dnia, który spędzili na wiecach wyborczych, jeżdżąc po wschodnich stanach: Buffalo, Baltiomore, Atlanta i w końcu Louisville. - Nie wiem, o co ci chodzi - powiedział wyniośle Westergard. - Wydawało mi się, że wiec w „City Hali" wypadł wyjątkowo dobrze. Cztery tysiące ludzi... - Taak. „Bokser z Louisvłlle" - przerwał mu oschle Jarvis. - Ale to, co powiedziałeś o podatkach... - Nikt tego nie chwycił. - Mimo wszystko. Westergarda obruszyła nieco poufałość Kenta, ale wiedział, że to on sam otworzył jej wrota, kiedy pozwolił Jarvisowi zająć się sprawą Nicole i Rossa. - Po prostu muszę się wyspać. Tylko tego mi potrzeba. - Mam nadzieję, że masz rację. Do zobaczenia rano. Jechał windą do swojego apartamentu. O, jak błogo choć na kilka chwil zostać samemu! Mimo swych zaprzeczeń wiedział, że Kent miał rację. Do wyborów pozostało pięć dni, walka szła o Kalifornię i jej kluczowe czterdzieści siedem głosów elektorskich, a tymczasem jego uwaga była zwrócona gdzie indziej. A powinna być napięta do granic możliwości i skoncentrowana na najważniejszym. Z powodu Fletchera. Żeby przyjść do niego i żądać informacji! Zmusić, żeby odżyły wspomnienia z tamtej nocy sprzed tylu lat! Boże, jak on nienawidził tego człowieka! l nie mógł też z nikim o tym porozmawiać. Edith nigdy nie zrozumiałaby takiej chwili słabości. Jarvis? Wzdrygnął się na samą myśl o tym. Chciał... po prostu to wymazać; tak jak najwyraźniej zrobił to Fletcher. Za wszystko ob-winić Fletchera. Był młodzieńcem, który upatrzył sobie idola w starszym nas- tolatku. Został przez niego upity, poruszył go dramat Starego Charliego, a potem pijany Fletcher spał rozwalony w łóżku, nago, dziewczyny już uciekły. Gary został z nim sam, ze wszystkich sił chciał być taki jak on, być nim. Boże, jak on nienawidził tego człowieka! Gdyby Fletcher przestał istnieć, to razem z nim umarłby jego wstyd. Uświadomił sobie nagle, że uwiódł córkę Fletchera po jej przyjściu do niego do pracy, ponieważ gdzieś w podświadomości miał nadzieję, że to umniejszy Fletchera, uczyni go żałosnym, tak jak żałosny jest mąż-rogacz. Budzącego litość Fletchera mógł wymazać ze swojego umysłu, wypalić go z duszy. Ale nie całego, nie tamtego Fletcha. Przez jakiś czas romans z Nicole spełnił swoją funkcję. Jej ojciec odpłynął w dal, był dla niego niczym. Ale potem z kolei on został uwiedziony i postrzegał Nicole wyłącznie jako kobietę. W końcu: obiecujący sondaż, zbyt wiele drinków i gdy nagle miał wiele do stracenia, z ust wyrwał mu się „podświadomy lęk", a ambitny Ross uchwycił się tego i... Winda zatrzymała się, wysiadł i ruszył korytarzem w stronę apartamentu, przed drzwiami którego stał agent ochrony. Zbierz się w sobie, tak jak musiałeś zebrać do kupy swe życie, swą niesforną naturę - zmobilizował się w myślach. Całe jego życie zostało zbudowane na wewnętrznej dyscyplinie. Ta wewnętrzna dyscyplina uratuje go teraz. Uratuje kampanię. Prezydenturę. Każdego ranka Fletcher jeździł porozbijanym, przerdzewiałym, starym chevroletem ze swego taniego motelu do centrum Los Angeles, w stronę chłodnych, szerokich i cichych ulic w dzielnicy Beverly w poszukiwaniu dozorcy o nazwisku Martinez, którego żona miała na imię May. Trzeciego dnia znalazł go na Loma Yista, ulicy ponad Bulwarem Zachodzącego Słońca, tak stromej, że po stronie biegnącej w dół co parę kroków umieszczono znaki ostrzegające: WŁĄCZ NAJNIŻSZY BIEG oraz JEDŹ 25 MIL/GODZ. Na samym dole, w miejscu gdzie ulica ślepo się kończyła, był nawet otoczony wałem z piasku placyk do zawracania. Znalazł się tam, bo pewien dozorca w Beverly powiedział, że pracował kiedyś z „gogusiem" o nazwisku Izzy Martinez, który „robił w trzech miejscach" na Loma Yista. Fletcher zaparkował na ulicy poniżej starej półciężarówki zawalonej kosiarkami do trawy, dmuchawami, linami, drabiną, plastikowymi workami ze ściętą trawą, piłą do żywopłotów ze szczerbatym uśmiechem. Latynos w roboczych rękawicach zdejmował właśnie ciężką kosiarkę ze skrzyni ładunkowej. Był bardzo przystojny, miał pogodne oczy i włosy zaczesane do tyłu w stylu lat pięćdziesiątych. Wyprostował się i nieśmiało skinął głową, kiedy Fletcher podszedł do niego. - Seńor. - Habla ingles? - Si. - Uśmiechnął się. - Jasne. - Izzy Martinez? Uśmiech znikł. Twarz sposępniała. - Nazywam się Fletcher. Czekał. Martinez odezwał się dopiero po nieznośnie długiej chwili. - Dużo o panu mówiła, ale nie wiem, gdzie ona teraz jest. May też nie wie. Przyjechała, została dzień czy dwa, potem zobaczyła coś w gazecie i wyjechała. Dwa dni temu. Dopiero wtedy Fletcher uświadomił sobie, jak ważną rolę w jego życiu zaczęła odgrywać Maria. Uwolniła go od autodestrukcyjnych wspomnień i wyrzutów sumienia, zmusiła do powrotu do krainy żywych, nie pozwoliła zrezygnować. - Czy zostawiła jakąś wskazówkę? Cokolwiek? Izzy wymownie wzruszył ramionami. - Mówiła, że zadzwoni. Tylko tyle. Dobra dziewczyna, ale trochę narwana, no nie? Fletcher zostawił swój numer, żeby May dała go Marii, jeżeli ta zadzwoni. Coś w gazetach. To mogło być tylko coś o kampanii wyborczej Westergarda. Co ona planowała? ROZDZIAŁ 46 Pojutrze były wybory. Ostatni przedwyborczy sondaż Gallupa dawał jednopunktową przewagę Arborowi. Sondaż Harrisa dawał jednopunktowe zwycięstwo Westergardowi, - Cholera, nic z tych sondaży nie wynika - powiedział Jarvis do Hastingsa Crandalla. Znajdowali się w pokoju operacyjnym na piętnastym piętrze niewiarygodnie eleganckiego hotelu „Beverly Hills Marąuis". - Wydaje mi się, że użyli określenia „ mieszczą się w granicach błędu statystycznego" - powiedział Crandall. Po drugiej stronie pokoju jarzył się ekran telewizora
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.