ďťż

Lecz nie uwierzysz, jak w obłapce modna: Nogi do góry, na bok, na krzyż rzuci; Chociaż jest sama wcale nieurodna, Ale nabawi do miłości chuci...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Dwoma palcami gdy weźmie za główkę, Stanie jak wryty żołnierz na hauptwachu, I gdy go włoży w piczą samotówkę, Nie chce wyjść właśnie jak na deszcz spod dachu. Dowiadujemy się, że osoba, której z nazwiska nie znamy, ale która niedawno zmieniła wiarę, prowadzi przy pałacu Briiiowskim szkołę zawodową. Autor uważa, że umiejętności, wprawa i wiedza mogą pokonać braki urody. Daje temu wyraz w cytowanym fragmencie. Nie była to jedyna taka szkoła w Warszawie - ten sam autor tak opisuje inną: Tej nie opuszczę przesławnej mistrzyni, Co to w Hołubków stoi pomieszkaniu Za przywilejem madam Dystyngwini I ćwiczy panny tylko w miłowaniu. U niej rozwódka, druga panna była. Za przywilejem jebały się wolno, Ale gdy jedna szankier zachwyciła I do obłapki nie była już zdolną, Wnet się wyniosła, a druga została. Bywa tam u niej libertynów siła. Słyszałem, gdy się z jednym obłapiała, Że marynetą piczka jej trąciła. Nie masz się dziwić czego, przyjacielu, Że marynetą, wszak ją octem macza, A że tam chłopców bywa u niej wielu, To każdy jebiąc surowość wytacza. Przewodnik był pisany - przypomnijmy - dla fryców, początkujących. Godziło się więc ich zapoznać z obyczajami, z którymi -jako prowincjusze - nie byli obeznani. Ocet ma właściwości plemnikobójcze, można go stosować objawowo przy pewnych schorzeniach wenerycznych, można też w zabiegach higienicznych związanych z wykonywanym zawodem. Wiedzę o tym wszystkim mieli oczywiście libertyni i przekazywali ją swoim mniej edukowanym kolegom po zamiłowaniach. Ale powyższy zapis przynosi nam nie tylko informację natury medyczno-higieniecznej, ale też natury ekonomicznej. Zakład ten działał „za przywilejem madam Dystyngwini". Ową dystyngowaną damą była marszałkowa wielka koronna Barbara z Duninów Sanguszkowa, właścicielka zabudowań u zbiegu ulic Senatorskiej i Podbielańskiej, zwanych Hołubs-kim. Przywilej ten miał charakter ekonomiczny i polegał -jak byśmy dzisiaj powiedzieli - na ciągnięciu zysków z nierządu. A nierząd był, jest i (zapewne) będzie procederem szalenie zyskownym. Nawet przy małych inwestycjach można było osiągnąć znaczne profity. Pójdźmy za Przewodnikiem: Po niej ma miejsce Wojtuś w tym urzdzie, W Barankiewicza mieszka kamienicy. U niego miejsca dobre i narzędzie W czwartej od rogu Trębalskiej ulicy. On zawsze dwie, trzy i cztery dziewczyny Ma do obłapki i wygody ciała; Dziewki przystojne, młode, dobrej miny, Każda by rada zawsze się jebała. Darmo nic nie da, ale gdy gotowe Da kto pieniądze, obłapia przez trwogi, A zapłaciwszy, choćby chciał i głowę Tkać, toć pozwoli rozłożywszy nogi. Ten profit wielki ma z handlu picznego: W karty gra, pije i dworki buduje, Choć przez połowę bierze tylko tego, Co kto zapłaci dziewce, gdy zmiłuje. Ulica Trębacka (Trębalska) znana była z wesołych przybytków. Tak pisał o niej podróżnik, Fryderyk Schultz: Na parterze przy Trębalskiej we wszystkich niemal domach mieszczą się szynki i domy publiczne, a w każdym z nich tych nieszczęśliwych istot po trzy do czterech wśród ostatniego pospólstawa i brudu.74 Podobnie wspomina tę ulicę ks. Jan Nepomucen Kossakowski, późniejszy biskup, wykazując dużą (nawet jak dla sukienki duchownej) wstrzemięźliwość: Jednego wieczora idę z teatru Trębacka ulicą z Popławskim (pijarem), moim przyjacielem, spostrzegłem dwie ładne w oknie siedzące dziewczęta, które nas do siebie zapraszały; prosto rozumiejąc, że były przyjacielowi memu znajome, chciałem iść do nich, wstrzymał mnie za rękę mój przyjaciel i powiedziawszy mi, jakiego sposobu życia są to panienki, tak mi je obrzydził, żem odtąd omijał Trębacka ulicę, żebym ich więcej nie widział.75 Z obu przytoczonych tekstów przebija odmienny zupełnie ton: posługujący się mową wiązaną rad byłby na Trębacka przyciągnąć, obaj zwolennicy prozy radzą ulicę tę omijać. Wróćmy jednak do tekstu rymowanego. Nie znany nam z nazwiska Wojciech musiał osiągać niezłe dochody z kuplerstwa. Stać go było nie tylko na wystawny tryb życia, ale także na inwestycje budowlane. Wszystko dlatego, że pobierał 50 procent zarobków panienek. Taka była wtedy stawka (potwierdzona w kilku miejscach tak Przewodnika, jak Suplementu). Zyskowność kuplerstwa była więc znaczna. Nic też dziwnego, że Jacek Jezierski, bliski krewny Franciszka Salezego, w swym pałacu przy moście założył wiadomy przybytek („Przy wiślanym moście gospodarz jedyny częstuje francą przybyłe Litwiny" - pisał satyryk). Był nie tylko posłem i senatorem, ale i pierwszym polskim ekonomistą. Nie tylko znanym z piśmiennictwa w tej dziedzinie, ale i z praktyki. Rozum ekonomiczny kazał mu się zajmować nierządem. Nic więc dziwnego, że jego przedsiębiorstwo kwitło na taką skalę, iż wszystkie prostytutki warszawskie zwano od jego godności „kasztelankami" (Jacek Jezierski zasiadał w Senacie jako kasztelan łukowski). Anegdota powiada, że został zaczepiony przez jakąś damę, która -chcąc mu zrobić przykrość - spytała obcesowo: „Jak tam 'kasztelanki'?". Jaśnie Oświecony kasztelan nie stracił rezonu i miał odpowiedzieć: „Kiepsko. Damy im żyć nie dają" - czyniąc aluzję do ogólnej swobody obyczajów. Największe bowiem niebezpieczeństwo dla najstarszego zawodu świata stanowi nie surowość obyczajów, lecz - przeciwnie: ich rozluźnienie, które pociąga za sobą podaż bezpłatnych usług erotycznych. Ale nawet libertyński wiek XVIII nie mógł stanowić zagrożenia dla seksbiznesu. Ten zaś stanowił drogę do wzbogacenia się nie tylko dla sfer wyższych inwestujących w ten interes, ale i dla samych pracownic seksu
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.