ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Cudowne! - wykrztusił Ford. - Delikatna mikstura lakieru do paznokci z
terpentyną.
Jeśli to jest narodowy napój Greków, nic dziwnego, że Rzymianie dali im wycisk.
To jednak
ciągle zabawne podróżować z całą kupą Szwabów do towarzystwa.
Obiegł wzrokiem salon, gdy usłyszał odległe klekotanie. Prawdopodobnie wciągano
trap. W jednym rogu Niemiec z chudą twarzą był pogrążony w książce, drugi
skulony nad
kartkami maszynopisu notował coś ołówkiem. Mogliby się znajdować na pokładzie
normalnego statku w czasach pokoju. Wojna wydawała się bardzo odległa od
Istambułu.
- To rzeczywiście cholernie zabawne - zaczął Prentice, mając dla odmiany na swej
zdradzającej poczucie humoru szczupłej twarzy poważny wyraz. - Oto jesteśmy na
greckim
promie wypływającym do Zervos - w samym środku wojny na śmierć i życie z Rzeszą
Adolfa
Hitlera - a ponieważ Grecy walczą z Włochami, a nie z Niemcami, musimy
podróżować wraz
ze Szwabami, których nie możemy nawet potrącić, kiedy spotkamy ich na korytarzu.
Muszę
pamiętać o tej podróży, gdy będę pisał swoje pamiętniki, Ford.
- Tak, panie poruczniku - odparł Ford automatycznie i otrzymał ostrą sójkę w bok
za
swą nadgorliwość. Zrozumiał aluzję i zaklął pod nosem. Zakończenie podróży
sprawi mu
radość - będzie można wrócić do normalnego życia wojskowego i znów być
porucznikiem
Prenticeem oraz sierżantem sztabowym Fordem. Zanim zaokrętowali się na Hydrę,
Prentice
zrobił mu ostry wykład w sypialni ich hotelu w Istambule, a on już zdążył się
potknąć.
- Ford - zaczął wtedy Prentice - na czas podróży morskiej z powrotem do Grecji i
jak
będziemy na pokładzie promu, chcę, żebyście zapomnieli, że jestem porucznikiem,
a wy - co
jeszcze istotniejsze - jesteście sierżantem sztabowym. Jesteśmy cywilami na
wakacjach: jeśli
będziecie zwracać się do mnie panie poruczniku, to cała sprawa się wyda. Na
pokładzie
tego rozwalającego się starego greckiego promu mogą być nawet niemieccy turyści.
- Tak
naprawdę to Prentice nie wierzył w taką ewentualność, jednakże udramatyzował
sytuację, aby
skłonić Forda do zapomnienia przez kilka godzin o latach szkolenia zawodowego.
- Będę uważał, panie poruczniku - odpowiedział wtedy Ford i zobaczył, jak
Prentice
ciska swój filcowy kapelusz na łóżko z okrzykiem rozpaczy.
- Ford! - ryknął. - Znowu! Słuchajcie, wiem, że nasza misja wojskowa zbliża się
do
końca, ale naprawdę musimy jeszcze uważać...
Prawdziwym kłopotem byli sami Turcy. Pragnąc trzymać się z dala od wojny na ile
to
tylko możliwe - a któż mógł mieć im to za złe? - zwrócili się do Brytyjczyków o
przysłanie
misji wojskowej w celu przedyskutowania potencjalnych środków obrony na wypadek
niemieckiego ataku. Nalegali przy tym, aby misja podróżowała po cywilnemu, gdyż
nie
chcieli sprowokować Niemców i dać im pretekstu do rozpoczęcia działań.
Łącznościowiec
Prentice znalazł wiele tematów do przedyskutowania ze swymi tureckimi
odpowiednikami, a
sierżant sztabowy Ford z Royal Artillery, reprezentant grupy o rzadkiej
specjalizacji -
kontrolerów amunicji - był ekspertem od materiałów wybuchowych, zarówno
brytyjskich, jak
i zagranicznych. Skierowano go do tureckiej zapory, którą planowano wysadzić w
wypadku
niemieckiej inwazji, i jego działalność trwała tak długo, że gdy razem z
Prenticeem wrócili
do Istambułu, okazało się, iż samolot z misją wojskową już odleciał do Aten.
- Kiedy jest następny? - spytał pogodnie Prentice faceta w poselstwie.
- Nie ma następnego - poinformował go zimno urzędnik. - Będziecie panowie
musieli
złapać statek. Pierwszy, jaki będzie - dodał. - Już to dla was sprawdziłem:
statek nazywa się
Hydra. Odpływa do Grecji jutro rano. Tuż po świcie - zakończył z ukłuciem
sarkastycznego
humoru, którego Prentice nie był w stanie w pełni docenić, jako że nie znosił
rannego
wstawania.
Później odkrył, że normalnie istniała regularna linia między Istambułem a
Atenami,
jednakże Turcy zawiesili ją z powodu pogłosek o ruchach wojsk niemieckich wzdłuż
północnych granic. Zatem pozostał prom na półwysep Zervos - położony na północy,
o wiele
bliżej Salonik niż Aten - lecz przynajmniej miał ich wysadzić na greckiej ziemi.
Poselstwo,
rzecz jasna, piekielnie się spieszyło, aby ich pożegnać. Prenticeowi przyszło
do głowy, że
ambasador dostaje palpitacji serca na myśl o brytyjskich żołnierzach wędrujących
po
cywilnemu ulicami Istambułu. Swoje domysły wypowiedział cicho do Forda w salonie
Hydry
między dwoma łykami ouzo.
- Naprawdę sądzę, że gdyby jakiś statek odpływał do Rosji, to wepchnęliby nas na
niego.
- Możliwe. Mnie jednak ciągle dziwi, że na tej cieknącej starej balii będzie
podróżować aż trzech Szwabów - upierał się Ford. Usłyszał gdzieś łoskot
łańcucha. Wyruszą
więc w ciągu kilku minut. Prentice uśmiechnął się.
- Może to personel ambasady przewożony z Istambułu do Salonik. - Przyglądał się
Fordowi, ponownie zauważając krępą budowę, schludnie przystrzyżone ciemne włosy
oraz
czujny wzrok wlepiony w salon. Zawsze chętny do działania. Taki już jest.
Agresywny, a
jednak panujący nad sobą, energiczny, kompetentny fachowiec
|
WÄ
tki
|