ďťż

Usiadła przy stoliku, łyżeczką wzbudzając miniaturowy wir earl greya w filiżance i bacznie obserwując ulicę z nadzieją, że uda jej się wypatrzyć jakąś sutannę...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
A może nie chodziło jej o sutannę, tylko o coś innego? Jak, u licha, nazywa się to, co oni noszą pod szyją... Boże, nigdy nie zdoła spokojnie przetrwać przyjęcia w ogrodzie za plebanią, jeżeli nie będzie wiedziała, jak nazywają się poszczególne części stroju jej męża... - Ależ oczywiście, lady B., ja także uważam, że Ariel do pralek automatycznych jest absolutnie najlepszy. Nic równie skutecznie nie usuwa plam z szat pastora. Naturalnie, w idealnym życiu na plebanii nie będzie musiała zajmować się praniem. W serialach, których akcja działa się na plebaniach, zawsze występowały fanki pastora, zajmujące się różnymi domowymi czynnościami, a to układaniem kwiatów w wazonach, a to nalewaniem herbaty czy wycieraniem nosa małym chłopcom z chóru. Tak jest, Alice i jej pastor będą musieli z wielką rozwagą wybrać odpowiednią plebanię. Pewnym problemem mógł też okazać się wygląd Alice - należało przyznać, że trudno jej będzie wejść w rolę cnotliwej i skromnej żony pastora, bo pod względem fizycznym raczej nie była do niej predestynowana. Jej biodra bynajmniej nie sprawiały wrażenia dziewiczych - wiedziała, że w plisowanej spódnicy wyglądałaby po prostu fatalnie. Wargi miała tak pulchne że jedno spojrzenie na nie mogłoby wzbudzić w wiernych grzeszne myśli i uniemożliwić im przyjmowanie komunii świętej a jej loki nigdy by się nie poddały żadnemu zdyscyplinowanemu uczesaniu w rodzaju koka lub warkocza francuskiego Więc może była to z góry przegrana sprawa? Chyba tak, bo przecież Alice mogłaby wypaść dobrze jedynie w roli Marii Magdaleny w wielkanocnym przedstawieniu... Zakupiona marchewka, która, zapakowana do papierowej torebki leżała obok niej na stole w herbaciarni, najwyraźniej przesiąkła aurą lokalu Jane Asher, ponieważ ciasto wspaniale wyrosło i znacznie zyskało na walorach smakowych dzięki dodatkowi w postaci odrobiny maku. - Natchnione dzieło! - orzekła Alice, zlizując płynne ciasto z łyżki i już widząc rysującą się przed nią świetlaną przyszłość twórczyni ciast na specjalne okazje. Byłoby to o wiele bardziej interesujące zajęcie od przepisywania tekstów na komputerze, sęk w tym, że w tej chwili Alice nie mogła sobie pozwolić nawet na zakup dwunastu jajek. Jeżeli przyszło wam do głowy, że Alice jest osobą genetycznie uprzywilejowaną, wyposażoną w dochody z funduszu powierniczego i cudne, wychuchane mieszkanko w modnej dzielnicy Londynu, to bardzo się mylicie. Alice jest taką samą dziewczyną jak każda inna, szczerze mówiąc, nawet nieco bardziej pechową od innych, jeśli wziąć pod uwagę utratę pracy, mieszkania i chłopaka w ciągu zaledwie dwóch tygodni. Jednego dnia miała obiecującą pracę w dziale public relations, a już następnego firma połączyła się z gigantyczną agencją o tymże profilu i okazało się, że Alice nie spełnia nowych wymagań, a co za tym idzie, jest niepotrzebna. W ten sposób została skazana na całodobowe oglądanie telewizji. Na domiar złego, wbrew szlachetnemu powiedzeniu: „Nie kopie się leżącego”, właśnie wtedy podły Jamie postanowił ją rzucić i parę dni później wprowadził swoją nową dziewczynę do mieszkania, które wynajmował wspólnie z Alice, oraz do łoża, które z nią dzielił. W rezultacie została sama i mogła tylko tulić się do poduszki na rozkładanych kanapach u przyjaciół, ewentualnie oglądać ostatni czek, jaki otrzymała w pracy. Na szczęście dla niej oraz jej przyjaciół, którzy wkrótce odkryli, że ich zapasy chusteczek higienicznych nawet w połowie nie zaspokajają potrzeb rozżalonego niesprawiedliwością losu gościa, Alice miała fascynującego i niezwykle uroczego kuzyna. Simon Benedictus, bo tak się nazywał, opuścił Londyn sześć miesięcy wcześniej, aby fotografować przyrodę w Brazylii. Alice odnosiła wprawdzie dziwne wrażenie, że uchwycona obiektywem Simona brazylijska przyroda zdominowana była przez piękne i uwodzicielskie kobiety, ale nie do niej należało wydawanie wyroków w tej kwestii. Zresztą, jakże mogłaby go osądzać? Simon zdobył się na naprawdę wielki gest i po prostu udostępnił swoje mieszkanie zrozpaczonej i pozbawionej środków do życia kuzynce z Clapham. Pozostawił jej nie tylko klucze do mieszkania, lecz także „spadek w postaci sporej grupy ofiar swojego zabójczego uroku, które dzień i noc wydzwaniały pod jego numer telefonu, a czasami nawet zjawiały się pod drzwiami, nieskazitelnie eleganckie i pachnące, zostawiając pod domem kabriolety z mruczącym cicho silnikiem. Początkowo Alice niesprawiedliwie obeszła się ze spadkiem po Simonie. Szczerze mówiąc, nie było w tym nic dziwnego. Ciekawe, jak wy byście się czuły, gdybyście codziennie musiały otwierać drzwi smukłym boginiom o skórze koloru miodu, częściowo ukrytej pod satynowymi kreacjami, ubrane w wystrzępione legginsy z 1987 roku lub coś koło tego i z brudnymi włosami? No, jak? Właśnie, tak myślałam. I trzeba przyznać, że na początku przedstawicielki Spadku też nie były zachwycone widokiem Alice. Chciały poznać odpowiedź na pytanie, kim jest ta niepokojąca istota, która otwiera drzwi mieszkania Simona z taką miną, jakby należało do niej. Czyżby Simon w tajemnicy poślubił ją któregoś ranka po szczególnie ciężkiej nocy? Może stał się kolejnym ogniwem dobrze udokumentowanej historii szaleństwa w swojej rodzinie?. Możecie więc wyobrazić sobie, z jaką ulgą odkryły, że: a) Alice jest kuzynką Simona, a tym samym raczej mało prawdopodobną kandydatką na jego żonę oraz b) jej kończyny bynajmniej nie mają nasyconej barwy miodu i daleko im do doskonałości. Z chwilą dokonania przez piękne wielbicielki Simona wyżej wymienionych odkryć, Alice przestała być dla nich groźna i została zgodnie uznana za sojuszniczkę
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.