ďťż

Zgadzamy się, że prawdziwym niebezpieczeństwem są magiczne burze i ciągłe odmowy cesarza, dotyczące rozwiązania tego problemu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Musisz sprawdzić, co możesz zrobić, by przekonać magów, iż Charliss nie zajmuje się już tym, co najważniejsze. Melles oparł się wygodniej i kiwnął głową. Osiągnął swój cel i cieszył się tą chwilą tak samo, jak łykiem wina. Jeśli miał panować, Imperium musiało przetrwać i kwitnąć, a żeby tak się stało, powinien przekierować energię i uwagę ludzi na burze i ich skutki. Na razie energia i uwaga wszystkich podzielona była pomiędzy egoistycznego starego człowieka, który żył dłużej, niż chcieli, a próby przetrwania w coraz cięższych warunkach. Albo Charliss, albo Imperium - któreś z nich przeżyje burze. - Zajmę się magami. Wierzcie mi, musimy ich mieć - powiedział. - Pamiętajcie, naszym silnym punktem jest Tremane. Skoro wojsko zdało sobie sprawę z tego, że Charliss zdradził i opuścił jednego z nich, wierzę, że z czasem magowie również w to uwierzą. - Dobrze. - Thayer wyciągnął rękę. - Dziwne czasy wymagają dziwnych sojuszników, ale czasami tacy są najlepsi. Armia jest z tobą. - A ja - odparł Melles bez śladu ironii - jestem z wami. Szkoda, że biedny Tremane nie miał tylu silnych sprzymierzeńców. Elspeth właśnie kończyła opowiadać o ostatnich dokonaniach grupy w Wieży - wiadomości te Rolan przekazał Gwenie - kiedy Tremane nagle zbladł. - Bogowie - wykrztusił przez zaciśnięte zęby. - Znów się zaczyna. Miał na myśli kolejną magiczną burzę; czuł je jako pierwszy, gdyż przesuwały się przez terytorium Hardornu. Przyprawiały go o dreszcze, mdłości i zawroty głowy. Jednak to dało czas Mrocznemu Wiatrowi, Elspeth i Tashikethowi do przygotowania się na nią, zanim nadeszła. W tej chwili skutki burz nie były jeszcze zbyt poważne, choć magowie reagowali na nie zależnie od mocy, jaką posiadali. Znów zaczęły się pojawiać kręgi zmienionej ziemi. Wkrótce powrócą pustoszące kraj zamiecie i pojawią się potwory pochodzące od zmienionych przez dziką magię żywych istot. Cieszyli się, że dysponowali formułą pozwalającą przewidywać miejsca pojawienia się kręgów zmienionej ziemi. Elspeth chwyciła poręcze krzesła i zacisnęła szczęki; nie pomogło - nigdy nie pomagało - ale przynajmniej dawało coś, czym można się było zająć, póki burza nie przejdzie. W tym czasie zmartwiony ojciec Janas obserwował ich z zamyśleniem w oczach - nie był magiem i nie wyczuwał burz. Ta burza była krótka i intensywna. Kiedy się skończyła, Elspeth wypuściła powietrze - dotąd wstrzymywane - zdjęła dłonie z poręczy, i położyła głowę na rękach opartych na stole. - Oj, nie podoba mi się to - westchnął Tashiketh. - Nie wiem, jak to wytrzymujecie. - Wytrzymuje się to, co musi się wytrzymać - odparł filozoficznie Mroczny Wiatr. - Mamy poważniejsze rzeczy do rozważenia niż skaczący po żołądku obiad. - W ten sposób wracamy do poprzedniego tematu - podjął Tremane, rozluźniając powoli zaciśnięte dłonie, w miarę jak jego twarz odzyskiwała swój naturalny odcień. - Nie chciałbym obrażać twych przyjaciół, lady Elspeth, poddając w wątpliwość ich umiejętności, ale chyba musimy założyć, że nie uda im się zapobiec ostatecznej burzy. Ja muszę dbać - i dbam - głównie o ten kraj i jego mieszkańców; jak mam ich ochronić? Czy jest jakiś sposób, bym wziął na siebie skutki burzy, by nie dotknęły one ziemi Hardornu? Czy mogę wykorzystać magię ziemi i mój związek z ziemią, by pokazać ziemi, jak ma się uleczyć, by żyjące na niej stworzenia nie zostały skrzywione? Macie jakieś pomysły? Ojciec Janas potrząsnął głową. - Możesz wziąć rany zadane ziemi na siebie, synu, ale nie wytrzymasz długo, gdyż one cię zabiją. Nie możesz znieść tego, co zniesie ziemia. - Nie mam jeszcze pomysłu, ale posiadamy kilka rodzajów magii, które możemy wykorzystać - pomyślała głośno Elspeth. - Tremane, nie sądzę, by szkody wyrządzone ziemi były wielkie, ale obawiam się o ogniska mocy, które mogą... mogą osiągnąć punkt krytyczny i wymknąć się spod kontroli. Wtedy staną się dzikie. Bardzo się boję, że ostatnia burza może przekształcić je w coś w rodzaju wypaczonego kamienia-serca, którym zajmowaliśmy się wspólnie z Mrocznym Wiatrem. - Ja też się tego boję - przyświadczył Tashiketh. - Obawiam się, że może dojść właśnie do takiej sytuacji, a wtedy mielibyśmy coś w rodzaju ciągłej burzy w jednym miejscu. W miarę dopływu mocy jej siła by rosła - to byłoby katastrofalne. - Osłony, tarcze... - zamruczał Mroczny Wiatr. - Problem z nimi polega na tym, że takie rzeczy muszą się załamać; nie wiem, jak moglibyśmy je umocnić na tyle, by przetrwały to, co nas czeka. Elspeth wstała i zaczęła nerwowo chodzić wzdłuż okna. Pogoda w Hardornie znów się popsuła, choć nie była jeszcze tak zła, jak poprzednio, zanim postawiono osłony. W tej chwili jedna burza się skończyła, a kolejna jeszcze nie nadeszła. Słońce z bezmyślną dobrodusznością świeciło nad oślepiającym śniegiem. Elspeth nie cieszyła się z powrotu zamieci, ale ich nadejście ograniczało przynajmniej napływ ciekawskich
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.