Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Przysiadłem na trzeciego, żeby lekarz wojskowy, nie daj
Boże, nie
wyskoczył w imię powinno¶ci. Szoferak sypn±ł po gazie i poniosło nas po
wyszczerbionym
asfalcie tak, że głowa mała. Tylko, my¶lę, dok±d tak pędzimy na wszystkich
drogach posterunki,
nikt nawet nie będzie próbował nas zatrzymać — waln± przeciwpancernym w bok i po
zabawie.
— Kręć — powiadam — do Braggowki. Wszystko tam płonie jak diabli, ale jak±¶
piwniczkę
dla siebie znajdziemy.
Latarnie w mie¶cie nie pal± się — panowie humani¶ci nie maj± czasu zajmować się
takimi
drobiazgami, panowie humani¶ci musz± czynić rzeczy ¶więte, musz± wyłapywać
chłopaków w
mundurach…
To się im udaje na sto procent: oto już syreny wyj± z każdej strony, oto już
ogłoszono alarm.
Pełnym gazem przelatujemy przez plac Skrzywdzonej Niewinno¶ci — kto¶ tam zacz±ł
do nas
strzelać, ale niepoważnie, z policyjnego pistoletu. Oto i Zielony Teatr, ale
teraz nie zielony, lecz
czarny, i tu się kończy nasza ucieczka.
— Paliwko się skończyło — mówi szoferak. — I tak cudem dojechali¶my do szpitala.
— Trzeba i¶ć do magistratu — ockn±ł się nasz konował — wyja¶nić wszystko,
zorganizować
szczepienia…
— Już oni panu zorganizuj±, panie lekarzu wojskowy — odpowiadam. — Po pierwsze,
rozstrzelaj± nas, a po drugie, zaczn± dumać, kogo rozstrzelali i za co. Broń
trafiła w ręce cywili,
straszna sprawa.
— Pewnie ma pan rację. — Mój dziadunio oklapł.
Wyszli¶my z ciężarówki i rozejrzeli¶my się. Do Braggowki jeszcze kawał drogi. W
pobliżu
nie ma ruin, żeby w nich przeczekać, bo i domów żadnych tu nie było — strefa
parkowa. Ale
drzewa poszły zim± do pieca, tylko pieńki zostały. Jajognioty nad całym miastem
wieszaj±
o¶wietlaj±ce ładunki, jakbym rzeczywi¶cie był tak± ważn± person±. Szoferak dawno
temu cisn±ł
w krzaki mój automat. Pan lekarz wojskowy według regulaminu powinien mieć
dziesięciostrzałowego feldmarschala, ale obawiam się, że pan lekarz wojskowy ma
kaburę nabit±
¶rodkami przeczyszczaj±cymi i przeciwwymiotnymi. Żeby pacjenta z obu końców
czy¶ciło.
Szoferak będzie łapał jajogniotów po jednemu, a ja będę wpychał tabletki w celu
obniżenia
zdolno¶ci bojowej…
Słyszę jaki¶ szum na końcu byłej alei. Już miałem szoferaka z lekarzem położyć
na ziemi i
sam się ułożyć, ale było za póĽno. Podlatuje do nas długa¶ny czarny huragan — na
pewno
skonfiskowany z herzogowego garażu. Syrena wył±czona ¶wiatła wył±czone. A ja
nawet nie
zabrałem swojej ¶mierciono¶nej łopaty.
Odsuwaj± się drzwi. W huraganie siedzi tylko jeden człowiek. Ale za to jaki!
Wcze¶niej go
widziałem tylko na zdjęciach w specpismach. Za kierownic± siedzi Jednooki Lis,
szef
kontrwywiadu Jego Ałajskiej Wysoko¶ci.
— Czołem, kursant — powiada. — Chyba zbiera się dzisiaj na deszczyk…
I po tych słowach moj± ¶wiadomo¶ć porzucił Bojowy Kot Gag, dziarski kursant,
fajny chłop,
ale głupawy, a ja znowu stałem się sob± — pułkownikiem kontrwywiadu Gigonem,
następnym
herzogiem ałajskim.
ROZDZIAŁ 2
Referowałem szczegółowo. Rysowałem wykresy, montowałem listy, kre¶liłem schematy
i
mapy. Od czasu do czasu Jednooki Lis wł±czał we mnie Gaga i wypytywał o to, co
Bojowy Kot
widział w domu Korniej a Jaszmy, z kim się spotykał i jakich rozmów lubił
słuchać. Kiedy
stawałem się pułkownikiem Gigonem, słuchałem zapisów opowie¶ci Gaga i za każdym
razem
dziwiłem się, że mamy zupełnie różne głosy. Dobry jest ten system — dwaj w
jednym. Kociaka,
jak widać, wszyscy brali za całkowitego bałwana (a całkowitym bałwanem akurat
nie był) i
roztrz±sali przy nim absolutnie poważne rzeczy, istoty których mógł doj¶ć tylko
pułkownik
Gigon.
Oto pan Korniej otwiera Gagowi oczy na bydlęc± istotę rz±dz±cej ałtajskiej
dynastii, oto
pokazuje doniesienia ziemskich agentów… Wielu z nich już namierzyli¶my, ale
jeszcze kilka
nazwisk nie zaszkodzi. Brać będziemy wszystkich, co do jednego. Tyle że w
Imperium też jest
ich pełno, generale, oto lista, ale jak będziemy ich tam szukać?
— Proszę się nie niepokoić, Wasza Wysoko¶ć — powiedział Jednooki Lis i zapalił
¶mierdz±cego skręta. — W sprawie interwencji od dawna i pomy¶lnie współpracujemy
z
imperialn± służb± bezpieczeństwa. Nie meldowałem o tym wcze¶niej, proszę o
wybaczenie.
Zatkało mnie. Podczas gdy dwa państwa od kilku lat w¶ciekle tarmosz± się
wzajemnie, ich
wywiady, jak się okazuje… I to jeszcze bez mojej wiedzy… Już miałem przywołać
pluton, ale
się rozmy¶liłem. Poza tym nie wiadomo komu aktualnie służy pluton egzekucyjny.
Dlatego
powiedziałem tylko:
— Dobrze, panie generale. Umówmy się tak: do koronacji nie jestem dla pana żadn±
wysoko¶ci±, lecz pułkownikiem Gigonem, pańskim podwładnym. Będzie nam łatwiej.
Rzeczywi¶cie łatwiej
|
WÄ…tki
|