ďťż

-I to się już nie zmieni...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Taki się urodził i taki umrze. Ale to już problem Tanyi, nie mój. Jest chory, jeśli człowiekowi nie dokopie. Kiedyś go nienawidziłem-wyznał Paul, któremu zaimponował styl, w jakim India usadziła Douga. Już nie był w stanie sprawić jej bólu, a jedynym efektem gierek, które prowadził z uporem godnym lepszej sprawy, było to, że robił z siebie durnia. Kiedyś go kochałam-odparła India z uśmiechem. Dowodzi to, jaką byłam idiotką. Dała kobiecie z Czerwonego Krzyża pięćdziesiąt dolarów, co bez wątpienia z nadwyżką pokryło koszty rozmowy, a następnie wraz z Paulem wsiadła do jeepa. W ciemnościach jechali jeszcze dłużej niż poprzednio, kiedy więc dotarli do obozu, konali oboje z głodu, bo ich ostatnim posiłkiem były owoce zjedzone przy pasie startowym w Bużurnburze. Zaprosiłbym cię na kolację do. La Grenouille", gdyby nie było tak daleko stąd-powiedział z melancholijnym uśmiechem Paul, kiedy stwierdzili że stołówka tonie w ciemnościach, a kredensy i chłodnie są pozamykane na kłódki. Nie przejmuj się, zadowolę się byle starą ropuchą odparła pogodnie. Zobaczę, co zdołam upolować. Sprawiał wrażenie wyczerpanego, bo też miał za sobą bardzo ciężki dzień-najpierw lot do Bużumbury, zakupy, załadunek i rozładunek zapasów, potem forsowna jazda do Cyangugu i z powrotem. W dodatku tylko po to, żeby się dowiedzieć, iż podczas meczu baseballowego Samowi pękła kość nadgarstka. Stali w rozterce na środku obozu zastanawiając się, czy mają szansę na jakikolwiek posiłek, skoro od najbliższych centrów cywilizacji dzielą ich jeśli nie setki, to przynajmniej dziesiątki kilometrów, gdy nagle w oczach Indii zapłonęły łobuzerskie iskierki. Przecież w szpitalu muszą mieć jakieś jedzenie dla pacjentów-zauważyła z nadzieją w głosie. -Może uda nam się coś zwędzić. No to na co jeszcze czekamy? Znaleźli kilka pudełek nawilgłych krakersów, paczkę czerstwych herbatników, skrzynkę grejpfrutów, spory pojemnik płatków owsianych, które ze względu na nieobecność robactwa prezentowały się nad wyraz apetycznie, pół tuzina wielkich butli mleka i tacę lekko już zupowatej galaretki. Kilkadziesiąt skrzyń tego przysmaku przysłała organizacja parafialna z Demer. Cóż, scarlett-rzekł Paul, parodiując Clarka Gable a oto kolacja co się zowie. Obrał dwa grejpfruty, podczas gdy India robiła płatki owsiane na mleku i nakładała galaretkę do talerzy. Nie był to posiłek godny Maksima", dręczył ich jednak taki głód, że zapewne bez zmrużenia oka zjedliby nawet skrzynkę po grejpfrutach. Czerstwiaczki czy wilgotki?-zapytała India, podsuwając Paulowi dwa pudełka. Ach, jakże mnie dzisiaj rozpieszczasz-odparł Paul pokazując herbatniki. Zaspokoiwszy pierwszy głód, czując się w swoim towarzystwie swobodniej niż kiedykolwiek w ciągu mijającego tygodnia, wszczęli ożywioną pogawędkę, podczas której India opowiadała Paulowi o swoich dzieciach, on zaś po raz pierwszy wspomniał jej o swej dyskusji z Seanem. Ostatnio zaczął postrzegać tamtą rozmowę w kategoriach humorystycznych. Oświadczył, że w moim wieku" właściwie mogę dać sobie spokój z kobietami i nie widzi powodów, dla których nie miałbym wytrwać w celibacie aż do końca życia, a jego długość, jak wnioskuję, skalkulował na sto czternaście lat. Uśmiechnął się od ucha do ucha. -No bo skoro w innym punkcie wywodu nazwał mnie, facetem w średnim wieku". Tak, dzieci widzą czasem swoich rodziców w dziwnym świetle. India była rada, że znów czują się dobrze w swoim towarzystwie, że wrócili do punktu wyjścia i są przyjaciółmi. Niewiele osób zwierzało się sobie z tylu intymnych spraw, niewiele osób miało takie poczucie bliskości. Głupio byłoby roztrwonić podobny skarb. A co u ciebie?-spytał, obierając następnego grejpfruta, ponieważ-w przeciwieństwie do Indii-nadal odczuwał wilczy głód. -Spotykasz się z kimś? Rzucił to pytanie lekkim tonem, choć nieznośnie dręczyło go to od dawna. Nie. Zbyt wiele czasu zajmuje mi lizanie ran i...jak to nazywają?,..odnajdywanie siebie. No więc zajęta odnajdywaniem siebie, nie miałam głowy, żeby przy okazji znaleźć sobie faceta. Poza tym w gruncie rzeczy nie chcę. I któż to mówi? Jakoś nie zetknęłam się z twoim nazwiskiem na giełdzie facetów do wzięcia, jakoś nie obiło mi się o uszy żeby widywano topmodelek i pań z nowatorskiej socjet drzewa w Ruandzie, wcinasz grejpfrut z płatków owsianych. Czyli stanowię twoim zdaniem z eremitaiSie wykluczone. -Nagle, tknięta jakąś myślą, po patrzyła na niego badawczo. -A może jednak z kimś się spotykasz? Skąd mogła wiedzieć, że nie posmakował powabów połowy personelu medycznego? I to mimo powszechnie wygłaszanych opinii, iż jest wprawdzie sympatycznym gościem ale-niestety -samotnikiem? Nie z nikim się nie spotykam-odparł wysysając sok z cząstki grejpfruta. Dobrze się czuł w towarzystwie Indii była bystra, dowcipna i łatwa we współżyciu. Problem polegał na tym, że według własnej opinii Paul pod tym ostatnim względem różnił się od niej jak dzień od nocy. Gdyby nawet przypisał sobie wszystkie zalety świata razem wzięte, uczciwość nie pozwoliłaby mu stwierdzić, że jest łatwy we współżyciu. -Wciąż dochowuję wierności Serenie -oświadczył niemal z dumą. A twoje złe sny?-zapytała India ostrożnie. Lepiej. Chyba jestem po prostu zbyt zmęczony, żeby mieć jakiekolwiek sny. Kłopoty zaczynają się wtedy, kiedy wracam do cywilizacji. Tak, pamiętam. -Ostatnim razem wytrzymał dziewięć dni, pozostawiając jej na pamiątkę złamane serce, złamaną rękę i wstrząs mózgu
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.