ďťż

Kiedy zakończą zbieranie danych, wypłyną na powierzchnię i zmienią zakres odbijanych promieni ultrafioletowych...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Sondy powinny wtedy zlokalizować te punkciki i odczytać zapisy, nim próbniki ulegną destrukcji równie dokładnej jak kapsuły ochronne. - Trzeba to uczcić - stwierdził Hermann. - Idę do Serca. Kto ze mną? Paolo spojrzał na Elenę. Przecząco pokręciła głową. - Idź sam. - Jesteś pewna? - Tak. Idź - jej skóra nabrała lustrzanego połysku, twarz odbijała leżącą w dole planetę. - Nic mi nie jest. Muszę tylko przemyśleć kilka spraw. Sama. Hermann owinął się wokół szkieletu satelity, wydłużając swe blade ciało i dobudowując kolejne segmenty, kolejne nogi. - Chodźcie! Chodźcie! Karpal? Liesl? Uczcijmy to! Elena zniknęła. Liesl prychnęła pogardliwie i odfrunęła, drwiąc z braku powietrza. Paolo i Karpal przyglądali się, jak Hermann rośnie coraz dłuższy i szybszy, aż w jednym błysku prędkości i wzrostu opasał całą geodezyjną sferę. Paolo zdemagnetyzował stopy i odleciał ze śmiechem. Karpal poszedł w jego ślady. Wtedy Hermann zwinął się jak boa i rozkruszył satelitę na części. Przez chwilę unosili się razem: dwie człekokształtne maszyny i ogromny wąż w obłoku wirujących metalowych odłamków, absurdalnej kolekcji wyimaginowanych szczątków połyskujących w świetle prawdziwych gwiazd. W Sercu zawsze panował tłok, choć było większe, niż pamiętał je Paolo. Mimo to Hermann zmalał do początkowych rozmiarów, żeby nie robić sensacji. Wielka komora zamykała się łukami wysoko ponad nimi, pulsując wilgocią w rytm muzyki. Szukali najlepszego miejsca, by chłonąć tutejszą atmosferę. Paolo odwiedził już środowiska w innych polis jeszcze na Ziemi. Wiele z nich było zaprojektowanych jedynie jako perceptualna rama dla grupowej wymiany emocji. Nigdy nie zrozumiał, co może być atrakcyjnego w intymnym kontakcie z dużą grupą obcych. Społeczne hierarchie przodków miały swoje wady - zresztą to absurdalne przedstawiać jako zaletę ograniczenia umysłu więzionego w układzie biologicznym - ale sama idea masowej telepatii jako celu samego w sobie wydawała się Paolo dziwaczna... A nawet w pewien sposób staromodna. To jasne, dawnym ludziom dobrze by zrobiła solidna dawka cudzego życia wewnętrznego; to by ich powstrzymało przed wyrzynaniem się nawzajem. Jednak każdy cywilizowany transczłowiek potrafi szanować i cenić innych, nie będąc nimi bezpośrednio. Znaleźli odpowiedni zakątek i stworzyli trochę mebli: stolik, dwa krzesła - Hermann wolał stać. Podłoga rozciągnęła się, robiąc im miejsce. Paolo rozglądał się i głośno witał ludzi, których rozpoznał z wyglądu. Nie kłopotał się jednak sprawdzaniem emisji tożsamości pozostałych. Prawdopodobnie spotkał już wcześniej wszystkich tu obecnych, nie chciał jednak poświęcać najbliższej godziny na wymianę uprzejmości z przypadkowymi znajomymi. - Monitorowałem strumień danych naszego skromnego obserwatorium gwiezdnego - oznajmił Hermann. - To moje antidotum na prowincjonalizm Vegi. Dziwne rzeczy dzieją się wokół Syriusza. Widzimy anihilacje pozytonowo-elektronowe, promienie gamma, fale grawitacyjne... i jakieś nie wyjaśnione gorące punkty na Syriuszu B - spojrzał na Karpala i zapytał niewinnie: - Jak myślisz, co planują te roboty? Krążą pogłoski, że zamierzają wyrwać z orbity białego karła i wykorzystać go jako część gigantycznego statku kosmicznego. - Nigdy nie słucham plotek. Karpal zawsze występował jako wierna reprodukcja swego dawnego, człekokształtnego ciała Gleisnera. A jego umysł, jak to oceniał Paolo, zawsze przyjmował formę modelu fizjologicznego, chociaż pięć pokoleń dzieliło go od cielesności. Opuszczenie swojego ludu i przybycie do C-Z wymagało z pewnością sporej odwagi: nigdy nie będzie mógł wrócić. - Czy to ważne, co robią? Gdzie polecą i jak się tam dostaną? - wtrącił Paolo. - Miejsca wystarczy dla nich i dla nas. Nawet jeśli wyprzedzą diasporę, nawet jeśli trafią do Vegi, możemy przecież wspólnie badać Orphean. Prawda? Zabawna owadzia twarz Hermanna wyrażała udawane przerażenie. Oczy powiększały mu się i rozsuwały coraz bardziej. - Nie, jeśli przywloką tu białego karła! A potem pewnie zechcą budować sferę Dysona! - Zwrócił się do Karpala. - Nie cierpisz już chyba na ciągoty do... do inżynierii astrofizycznej? - Do niczego, czego nie zaspokoiła eksploatacja przez C-Z kilku megaton veganskiego materiału asteroidalnego. Paolo spróbował zmienić temat. - Czy ktoś miał ostatnio jakieś wieści z Ziemi? Zaczynam odnosić wrażenie, że się oddalamy. Jego ostatnia wiadomość była o dziesięć lat starsza niż opóźnienie czasowe. - Niewiele tracisz - rzeki Karpal. - Mówią tylko o Orpheusie... Ciągle, od czasu, kiedy obserwatorium księżycowe wykryło ślady wody. Wydaje się, że bardziej są podekscytowani możliwością, niż my pewnością istnienia życia. I wiążą z tym bardzo duże nadzieje. - Naprawdę? - zaśmiał się Paolo. - Moja ziemska jaźń liczy chyba, że diaspora odkryje zaawansowaną cywilizację, znającą rozwiązania wszystkich egzystencjalnych problemów transludzkości. Cóż, od glonów nie otrzymamy chyba żadnych cennych wskazówek. - Wiesz, że po starcie gwałtownie wzrosła emigracja z C-Z? Emigracja i liczba samobójstw - Hermann przestał się wić i kołysać. Znieruchomiał prawie, co było znakiem rzadkiej powagi. - Przypuszczam, że to przede wszystkim było powodem szerokich badań astronomicznych. A te chyba powstrzymały tę falę, przynajmniej na krótką metę. Ziemski C-Z wykrył wodę wcześniej niż klony diaspory. Kiedy usłyszą, że znaleźliśmy życie, poczują się jak współodkrywcy. Paolo zaniepokoił się. Emigracja i samobójstwa? Czy dlatego Orlando był taki posępny? Po trzystu latach oczekiwania, na jak wiele teraz liczyli? Szmer podniecenia przetoczył się po sali: nagła zmiana tonu rozmów. - Pierwszy mikropróbnik wypłynął na powierzchnię - szepnął uroczyście Hermann. - W tej chwili odbieramy dane. Pozbawione świadomości Serce było wystarczająco inteligentne, żeby odgadnąć pragnienia swoich gości. Wprawdzie każdy mógł osobiście zasięgnąć informacji w bibliotece, jednak muzyka ucichła i olbrzymie podsumowanie danych ukazało się wysoko pod sklepieniem. Paolo musiał wyciągnąć szyję, by je zobaczyć, co było zupełnie nowym doświadczeniem. Mikropróbnik odwzorował w wysokiej rozdzielczości jeden z dywanów. Obraz ukazywał oczekiwany nieforemny owal szerokości kilkuset metrów, jednak znany z neutrinowych tomografów dwumetrowej grubości solidny blok okazał się delikatną, pozwijaną powierzchnią - cienką jak pojedyncza warstwa naskórka, tylko skręconą w złożoną, wypełniającą przestrzeń krzywą
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.