- Barman...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
..! Barmana uruchomi³o, w mgnieniu oka znalaz³ siê po drugiej stronie lady. Bykowaty gapi³ siê nadal, z tym ¿e teraz ju¿ tylko na p³eæ mêsk±, ¿eñsk± chromol±c. Nie interesowa³am go ani ja, ani ciotka Iza, wy³±cznie £ukasz i wuj Filip. Ciotka Iza godnie pop³ynê³a w g³±b baru, wuj Filip pod±¿y³ za ni±. £ukasz z lekkim naciskiem posterowa³ mn± ku wyj¶ciu i prawie po¿a³owa³am, ¿e to obejmowanie ramieniem ju¿ siê skoñczy³o. Chocia¿ wola³abym mo¿e warunki nieco mniej publiczne. - Wiêc to nie Pustynko, tylko ten kretyn - powiedzia³ przy windach. - Mam nadziejê, ¿e siê nie r±bnie i nie we¼mie twojego wuja za mnie. Chyba tam wrócê. - O, nie! - wyrwa³o mi siê nader spontanicznie. - Je¶li ty, to i ja. - Nie wyg³upiaj siê, wcale nie jest powiedziane, ¿e on rzeczywi¶cie chce mnie przygasiæ. - Tylko co? Daæ ci w prezencie bukiet ró¿? Z tego, co s³ysza³am, to jest nieodpowiedzialny kretyn... - Fakt. A mordê ma jak gigantofon. Wyryczy wszystko, co mu le¿y na w±trobie i mo¿e siê czego¶ dowiem. Ponadto, bez przesady, nie r±bnie mnie przy tylu ¶wiadkach, raczej sprokuruje nieszczê¶liwy wypadek. - Nie widzê w tym wielkiej pociechy. - Tym bardziej wolê pods³uchaæ. Mo¿e mu siê wyrwie z pyska jaka¶ u¿yteczna informacja... W rezultacie wrócili¶my na teren rozrywkowy i natychmiast ujrzeli¶my W¶ciekleca z bykowatym. Wchodzili do mêskiej toalety. £ukasz bez s³owa pod±¿y³ za nimi, nic mi zatem nie pozosta³o innego, jak wej¶æ do toalety damskiej. Znajdowa³a siê w niej ruda. Przed lustrem poprawia³a makija¿ i spojrza³a na mnie takim wzrokiem, ¿e poczu³am siê zmuszona z³o¿yæ wyja¶nienie. - Nie - powiedzia³am ³agodnie i uspokajaj±co. - Nie mam nic wspólnego z tym pani wielbicielem. Widzê go na oczy po raz trzeci w ¿yciu, a nie rozmawia³am... nie, przepraszam, rozmawia³am z nim jeden raz. - Mo¿na wiedzieæ, na jaki temat? - spyta³a ironicznie. - Trudno powiedzieæ i nie jestem pewna, czy to w ogóle da siê nazwaæ tematem. Przeprasza³am go za wtargniêcie na jego teren, a on okazywa³ mi ¿yw± niechêæ. Razem wzi±wszy czas pogawêdki ograniczy³ siê chyba do trzydziestu sekund. Rud± nagle zaciekawi³o. - A po co pani wtarga³a na jego teren? - Po kapelusz mojej ciotki. Zapl±ta³ siê w jego krzakach. - I co? - I nic. Zabra³am kapelusz i posz³am sobie. - Nie podrywa³ pani? - Raczej by³a to zdecydowana odwrotno¶æ podrywania. Obiecywa³ mi same nieprzyjemno¶ci. - Ej¿e! Wlaz³a mu pani na odcisk? - Wy³±cznie tym kapeluszem. Poza tym nigdy niczym. A w ka¿dym razie nic o tym nie wiem. Ruda porzuci³a w³asn± twarz i w lustrze patrzy³a na mnie z mieszanin± podejrzliwo¶ci, zdumienia i nagany. - No i co mi pani tu szkli, przecie¿ ja wiem, ¿e mu pani sol± w oku siedzi ju¿ ³adne parê lat. Wyzwierza³ mi siê. Ale my¶la³am, ¿e jest pani m³odsza i taka wiêcej seksowna. Co oni w pani widz±? Komplement wyda³ mi siê uroczy. Przenios³am wzrok w lustrze z jej twarzy na swoj± i przyjrza³am siê krytycznie. No rzeczywi¶cie, ¿aden cud. Lewe oko trochê mi siê rozmaza³o, makija¿em by³am ledwo tkniêta, seksu siê w sobie dopatrzeæ nie mog³am za grosz. Tyle ¿e zmarszczek nie mia³am, ale to ju¿ ³aska natury. Ruda kontynuowa³a. - Góra na dwadzie¶cia piêæ pani podobnie¿ wygl±da, a ja tu widzê trzydziechê murowan±, jak w pysk strzeli³... - Trzydzie¶ci siedem - poprawi³am. - Co...? - Trzydzie¶ci siedem, co sobie mamy oczy mydliæ. - To nie wygl±da pani... Zaraz. No to w ogóle nie mo¿e byæ pani! Ma pani mieæ trzydzie¶ci dwa i te¿ nie wygl±daæ! - Trzydzie¶ci dwa mia³am piêæ lat temu i dlaczego mam mieæ teraz? Co to, przymus jaki¶? Starszych do tego baru nie wpuszczaj±? Ruda wydawa³a siê jakby zdezorientowana. - To ja nie wiem. Nas³ucha³am siê... My¶la³am, ¿e to pani. Zo³za cholerna, ale ci±gnie ka¿dego ch³opa, a¿ mu siê w w±tpiach przewraca, do ¿ywej ko¶ci wydoi. Sewcio w nerwach przez ni±, a tu widzê dzisiaj przez pani±... - A co pani w nim w³a¶ciwie widzi? - wyrwa³o mi siê zgo³a namiêtnie. - No co pani, g³upia czy jak? - zgorszy³a siê ruda. - Có¿ by, jak nie szmal? W z³o¶ci, co ma w kieszeni, to wyrywa, niez³y jest. Cham, bo cham, ale nie zboczony i p³aci, piernik stary, ale jary. Nie takie akurat wiadomo¶ci o W¶cieklecu najbardziej mnie interesowa³y. - No dobrze, a dlaczego w³a¶ciwie mia³ byæ w nerwach przeze mnie? I co tu robi, ja go nie zaprasza³am. Ogólnie, mam wra¿enie, mieszka na Wybrze¿u, ale my¶la³am, ¿e bywa raczej w Warszawie...? - On wszêdzie bywa - wyja¶ni³a mi ruda bez najmniejszego oporu. - Tajemnice z tego robi, ¿e po¿al siê Bo¿e, zawracanie Wis³y kijkiem. W rz±dowej sitwie siedzi, mafiozo od siedmiu bole¶ci, na moje oko dawno by go sprz±tnêli, ¿eby nie to, ¿e co¶ tam pozapisywa³, zabezpieczy³ siê, a, co tam, ja siê nie znam, rêka rêkê myje, wszyscy oni pouczepiani ze sob± jak rzepy
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkÅ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gównianego szaleÅ„stwa.