ďťż

Marynarka wisiała w kotłowni, a Gerok był przy marynarce i oglądał jakiś zegarek...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
To może on wziął... — Niemądryś! — ofuknął go Kaleta. Poszedł jednak do kierownika i zgłosił, co powiedział Kurt Malik. Rozmawiał na korytarzu. Za drzwiami słychać było stukanie Gerokowego młotka szewskiego. — Nie! To nie był Gerok! — Powiedział kierownik. — Ja też wcale nie twierdzę, że to był Gerok. Ja tylko powtarzam, co słyszałem. Uwarzam, że najdrobniejszy szczegół... — No, zobaczymy jeszcze! Dziękuję koledze! — rzekł oschle. — Proszę o tym nikomu nie mówić, a w klasie proszę wytłumaczyć, że podejrzenie, jakie się wszystkim nasuwa, jest niesłuszne. Proszę to uczynić! — Dobrze, panie kierowniku! Nazajutrz kierownik poszedł z Gerokiem do kotłowni. Chodziło o omówienie planu dalszej roboty. Z rozwalonej ściany szczytowej ziało pustką i zniszczeniem. W głębi wznosiło się duże rumowisko skruszonych cegieł i betonu. Kierownika na ów widok ogarnęło 124 nięcie gruzu będzie wymagało sporo pieniędżyl "A""fii"'"'"" nie ma ani grosza! A kto zamuruje ściany, przestawi okna, zaszkli, a gdzie ramy, podłoga? I ten dach dziurawy... Kierownik, stojąc teraz w wyrwie muru i patrząc zgaszonymi oczami na rumowisko, zaczął żałować, że tak nieopatrznie dał się ponieść zuchwałej myśli, by kotłownię przemienić na salę gimnastyczną. Wszak Konieczny podczas ożywionej dyskusji nad ową sprawą nazwał to sarkastycznie porywaniem się z motyką na słońce. Istotnie, to wszystko, co teraz widzi, przyświadcza tamtym słowom. Porwał się z motyką na słońce!... Zamyślenie kierownika trwało tak długo, aż Gerok wdrapał się na rumowisko, stanął na nim rozkraczony i zaczął tłumaczyć wodząc szeroko ramieniem: — Tu, panie kierowniku, wyrychtujemy fajniście betonowo posadzka! Te dziury w murach zamurujemy na blank, ale przed robotą musimy ściany podeprzeć, bo mogą się zwalić... A tu łażą dziecka! I jeszcze spadłaby komu cegła na łeb i mielibyśmy pieruńsko ostuda! Pan kierownik musi zakozać, by tu nikt z tych bajtli nie chodził! A kotłownia wyrychtujemy jak sie patrzy! Niech pan kierownik nie ma strachu!... Pan kierownik „nie miał już w tej chwili strachu", któłry opuścił go tak samo nagle, jak nagle nadleciał. Przepadł, łajdak skończony, bo oto ze słów Geroka bije wiara. — A tu se, panie kierowniku, wyrychtujemy fajnisto scena! Zrobiemy takie podniesienie z tego rumowiska i betonu, zmajstrujemy kulisy, kurtyna i wszystko i by-dzie scena jak w katowickim teatrze... Pieruna, ale musi być farońsko scena! Okna też przemurujemy, bo są małe. U mnie w chlewku są większe, za przeproszeniem. 125 Ś"Ś powały, tó zrobimy powala,,'zęby było niżej. To bydzie cieplej. Bo gdyby tak miało zostać, to aniby pierun nie ogrzoł takiej sali! Wszystko ciepło uciekłoby do luftu! No, nie? A tu sie postawi festelny piec. Żodnego ziele-źnioka, przy kierym sie stare baby grzeją, ale taki porządny... Już wiem, gdzie jest! A tam zrobimy wejście. I bydzie sala jak pierun! O, któż tam leci! Paździora! Do szkoły leci! No, widzi pan kierownik, tóż to taki by-, dzie!... — zakończył i uderzył kierownika dłonią po ramieniu na znak, że nie ma zamiaru „z gęby robić cholewy". I rozkoszował się widokiem przyszłej sali zataczał ramieniem wkoło, mruczał zadowolony, spluwał, śledził dziury w dachu, a kierownik spostrzegał z radością, że tamto poprzednie zniechęcenie już diabli wzięli. Nie ze wszystkim jednak. Oto ukąsiła go drobnymi ząbkami, jak mysz, niedowierzająca myśl: — Dobrze, panie Gerok. Ale skąd weźmiemy na to wszystko pieniędzy? — Pieniędzy? Jakich pieniędzy? — Przecież tu trzeba całego kapitału, żeby tę ruderę zamienić na salę! — Niech pan kierownik gwiżdże na kapitał! Powiadam, że zrobi się i fertig! Niech tylko pan kierownik * nie ma strachu! A od czegóż jestem prezesem Komitetu ! Rodzicielskiego? Hę?... — No tak, za przeproszeniem! Ja tu, panie kierowniku nie robię z gęby cholewy! Powiedziałem, że sala będzie, to będzie! A jak się to wszystko zrobi, niech pana kierownika o to głowa nie boli! Pan kierownik ma dosyć zmartwienia, choćby z powodu tego zegarka... No, chodźmy, pajnie kierowniku, bo tu zimno jatk diabli, pan 120 — A kiedy będzie ta sala? — Teraz nie! Na wiosnę! Jak tylko słońce trochę przygrzeje. Teraz będę musiał grzebać w biedaszybie, bo zanosi się na pieruńską zimę, a węgla nie ma. A chleba też nie ma! Na wiosnę, panie kierowniku, przed sadzeniem ziemniaków. No chodźmy już, bo pan kierownik kaszle. Jeszcze mogłyby się pana kierownika chwycić suchoty, za przeproszeniem... Poszli. Gerok podobny do wodza, który przygotowuje zwycięską batalię i wie, że ją wygra, kierownik Heczko z wzrastającą wiarą w sercu. Na korytarzu zastali Paździorę. — Geroku! — zaczął z miejsca — na was czekam. Wy oglądaliście mój zegarek, ten, co mi go skradziono! Gerok wcale się nie zmieszał. Patrzył spokojnie w oczy Paździory, chwilkę przeczekał, a potem rzekł: — A tak! Oglądałem! Chciałem wiedzieć która godzina, przychodzę do kotłowni, pytam się, a jeden z waszych powiada, zdaje mi się, że Kawaluk: „A popatrzcie się, zegarek jest w marynarce Paździory". Tóż ja idę, wyciągam zegarek i patrzę się. Tak było. — Wyście go skradli! Gerok splunął i rzekł mocno: — XSłupiście, Paździoro, jak stare sadło. Gerok jeszcze ma swój honor! Na korytarzu pojawił się ujec z miotłą i kubłem. Stanął i zdumiony zaczął się przysłuchiwać rozmowie. — Przepraszam — podjął kierownik. — Skąd możecie twierdzić, Paździoro, że Gerok zabrał wam zegarek? — Bo dziecka ze szkoły przyniosły wiadomość, że Gerok mysślkoiwał po kieszeniach mojej marynaiM, że oglądał mój zegarek... 127 — Przepraszam, Geroku! Słuchajcie, Paździoro! J#!f ręczę wam, że niewinnie posądzacie pana Geroka. Zegarek musiał ukraść któryś z chłopców. Postaram się wyśledzić złodzieja..
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.