ďťż

Symultaniczny przekład filologiczny tworzył niewątpliwy Nekropol...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Okazało się, że głos kopiowany był tylko przez genoteksty naszego bytu, bo powtórne przesłuchiwanie pozwoliło przetrwać tylko pustce zatarcia, otwarcia, czystości, oczekiwania. 1993 (przeł. Renata Rusnak) II OD CZUWANIE OBECNOŚCI f To, że na prawo znajdował się długi, szczelny płot, było ważne nie tylko dlatego, że w takim razie z prawej strony nic innego nie było, lub dlatego, że nie mógłby nigdzie uciec, gdyby podniosła głowę, ale przede wszystkim ze względu na to, że obecność płotu wpływała na zmianę oświetlenia. Warto było je zapamiętać, choć efektów obecności płotu raczej nie można ustalić. Piła z ulicznej studzienki, wokół której leżała sterta liści, i musiała na nich stać. Dlatego picie sprawiało trudność - należało się bardziej pochylić. Na kratce studzienki pod kranem poniewierały się kasztany, zbyt duże, aby powłazić w dziury. Liście przyklejone przez wodę do kratki utworzyły coś na kształt ceraty, i dźwięk strumienia był nie taki jak zwykle. Trochę dalej strumień porozsuwał liście w jednym miejscu i zaczepiał już tylko o ich zeschnięte, a do tego rozmokłe brzegi. Zgięła się i obróciła głowę twarzą do góry. Środek wielkiego potoku był pusty. Woda była jak okładka. Dlatego ustami ledwie dotykała strumienia. Potok trochę burzył się i rozpływał dalej, niż powinien, krople ginęły w stercie liści bez śladu, nawet nie zwilżając powierzchni. Mały strumyczek ściekał jej z kącika ust w kierunku ucha i dalej na obojczyk. Zmoczone końce włosów robiły się podobne do wilgotnych pędzelków. Pojął, że bardzo chce mu się pić. Dziewczyna stawała się coraz bardziej przezroczysta w tumanach kurzu unoszących się po każdym jej kroku. 6. Inne dni Anny j 81 Potem wody omijały wyspę. Ale tylko z jednej strony, z drugiej zaś znajdowało się zupełnie suche koryto, zawalone olbrzymimi kamieniami, na których wody z przeszłości pozostawiły swe piętno w postaci poszarzałych, splątanych gałęzi, kłód, miniaturowych wydm, utworzonych z piasku naniesionego i zatrzymanego przez wodorosty. I prawie natychmiast wszystko zaczynało się poruszać, tak jakby ktoś obracał tobą na sznurze przywiązanym powyżej butów. Rzeka skręcała na prawo tak silnie, że zaczynała płynąć równolegle do siebie, ale w przeciwnym kierunku. Dopiero podczas rysowania schematu zrozumiał nareszcie całą topografię: należy rysować ołówkiem linię z lewa na prawo, zatrzymać się, a następnie jak najbliżej do niej poprowadzić linię z prawa na lewo, kąt musi być minimalny. A już potem można dorysować to samo z zewnątrz, by oczywista stała się szerokość rzeki. Wszystko przewracało się, kiedy nurt rzeki uderzał w tamten zakątek i skręcał do kanionu (bo przedtem lewy brzeg był niski i ciągnął się aż do lasu). Kanion był bardzo głęboki i rozległy - u nas takich rzek po prostu nie ma. Wir na zakręcie marszczył wodę. Po wielu obserwacjach naliczył i zapisał kilkaset słów na oznaczenie tego, co odbywało się w wodzie i co znajdowało się na obu brzegach rzeki. Podczas kolejnych obserwacji żaden z elementów nie zmieniał się, problem polegał tylko na tym, że wartki nurt rzeki uniemożliwiał dokładny ogląd. Były tam wiszące mosty, ścieżki, altanki, śmietniki, chatki, ogrody i kwietniki, studzienki, ule, droga, filary zawalonych mostów i poskręcane fragmenty szyn kolejowych, gromady ptaków, zwierzęta pijące wodę, mrowiska, gniazda os, łódki na napiętych łańcuchach. Teren był gęsto zaludniony. Tym razem zauważył dość duże nory, które wwiercały się w prawy brzeg i wychodziły po drugiej stronie na wysokości zakrętu. Przez te pieczary widać było światło i odległe lasy na niskim brzegu, który musiał być dość cienki, niewiele grubszy od zwykłego muru, skoro nory dziurawiły na wylot jego bryłę. Pamwie zdawało się, choć może nie miał racji, że fragment z rzeką zawsze pojawia się jako ostatni. W taki sposób kończyły się prawdopodobnie jakieś inne sny. Już od kilku lat śniła 82 mu się czasami ta rzeka. Najbardziej uderzające było to, że za zakrętem zalegała wielka cisza, bo choć w kanionie intensywnie pulsowało życie, nie było słychać nawet szumu wody. Po przebudzeniu musiał chwilę odczekać, by przestrzeń wypełniły jakieś dźwięki. Na razie żadnych dźwięków nie było. Dłużej już nie mógł tego wytrzymać. Musiał coś zrobić, by przerwać ciszę. Wyjął z kieszeni zapałki i potrząsnął nimi. Deski w ścianach troszeczkę skrzypiały, kurcząc się od coraz większego zimna. Pamwa leżał w ubraniu. Pod pledem było bardzo ciepło, za to w pokoju panował taki chłód, że czuło się go nawet w płucach. Ponadto od zapachu jabłek przemieszanego z mrozem i wilgocią chłód stawał się jakby intensywniejszy. Jabłka były ułożone w wielki kopiec na drugim łóżku. Pokój był za mały, by zneutralizować zapach takiej ilości renet. Za oknem było ciemno, lecz była to zupełnie inna ciemność niż wtedy, kiedy się położył
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.