ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Niemal
każdy przykład wzięty bądź .to z jakiejś archaicznej, bądź
to z uniwersalnej religii służyć może za ilustrację tej
szczególnej formy życia języka. Evans--Pritchard,
analizując język religijny pewnego
wschod-nioafrykańskiego plemienia, zauważa, że w
języku tym łącznik jest" nabiera znaczenia innego, niż w
codziennym użyciu; jego zdaniem pomieszanie tych
dwóch języków religijnego z potocznym
doprowadziło Levy-Bruhla do fałszywej teorii
mentalności prelogi-cznej. W języku tej religii można
powiedzieć, że deszcz jest Bogiem lub że ptak jest
duchem, lecz nigdy że Bóg jest deszczem ani że duch
jest ptakiem; gdy na przykład ogórek zastępuje w.
rytuale-byka, to ogórek jest bykiem, choć byk nigdy nie
jest' ogórkiem. W szcze-
gólnych warunkach, określonych przez tradycję reli-
gijną, znaki ? miast reprezentować po prostu s ą.
tym, co oznaczają.
Obserwować, to odnosić się do czegoś zewnętrz-
nego, co zewnętrznym ma pozostać. [...] Poboż-
ność jest tylko dla nabożnego, dla tego, który
jest tym, co obserwuje [...]. By znaleźć ugrun-
towanie religii, [myśl filozoficzna] musi zarzucić
postawę obserwatora. [...] Jeśli obserwacja usiłuje
dostrzec Nieskończone w jego prawdziwej naturze,
sama musi być nieskończona, więc nie być już
obserwacją rzeczy w zasięgu ręki, ale raczej samą
tą rzeczą.
G. W. F. Hegel
To właśnie czyni świat mitów zupełnie innym" światem,
którego opis wydaje się nieprzekładalny na język
przeznaczony do ujmowania zdarzeń fizycznych; ma on
inne normy identyfikacji, inne prawa przyczynowości i
inne reguły interpretacji powiązań między zjawiskami.
Partycypację" ludzi i rzeczy w tym niefizycznym
porządku można wprawdzie łatwo zlekceważyć jako
patologię języka (zgodnie ze starą teorią Maxa
Miil-lera), albo też (jak uczyniłby to Cassirer) ? jako
mentalny relikt hipotetycznej zamierzchłej epoki, w
której ludzie nie umieli odróżniać symboli od obiektów,
nieświadomi semantycznej funkcji mowy. Są to jednak,
czysto spekulacyjne wybiegi. Teoria Miillera w swoim
pierwotnym kształcie została niemal całkowicie zapom-
niana, lecz filozofia empiryzmu wskrzesiła ją w wersji
poprawionej: wierzenia religijne można interpretować
jako patologię języka w tym sensie, że utrzymują się
one dzięki niezdolności do odróżnienia wyrażeń sen-
sownych od bezsensownych iprzez zastosowanie kry-
teriów sprawdzalności. Wersja ta, jeśli ma być wyja-
śnieniem genetycznym, nie jest wcale lepsza z punktu
widzenia jej spekulatywnego charakteru; jeżeli zaś ma
być normą ustalającą kryteria sensu, to wystarczy
przywołać raz jeszcze poprzednie uwagi o jej
arbitral-ności. Co do tego zaś, że przodkowie nasi nie
potrafili odróżnić drzewa od słowa drzewo" i że
trwałość religii można złożyć na karb naszej niezdolności
do czynienia takich rozróżnień, nadal utrzymującej się w
pewnych przypadkach to brak dla tej teorii
empirycznego potwierdzenia, a nie zasługuje ona też na
zaufanie jako prawda zdroworozsądkowa.
Wspomniane zbieganie się rozumienia i wiary sta-
piających się w akcie partycypacji" imożna zaob-
serwować we wszystkich rytuałach religijnych. Mircea
Eliade podkreślał wielokrotnie, że wszystkie rytuały,
jak długo wierzący traktują je serio, są dla nich praw-
dziwym odtworzeniem oryginalnego wydarzenia, nie
zaś wyłącznie aktami przypomnienia. Fundamentalny
dla chrześcijaństwa obrządek Eucharystii jest tu dob-
rym [przykładem, choćby dlatego, że tak często był ulu-
bionym obiektem szyderstwa (racjonalistów. Chrześci-
janie nie utrzymywali nigdy, że jakoby słowa oto
ciało moje" sugerowały tajemniczy proces chemiczny,
w którym chleb zamienia się w ciało, o czym pewnego
dnia naocznie się może przekonamy; zawsze wiedzieli,
że nie ma miejsca żadna empiryczna iprzemiana tego
rodzaju. Z drugiej strony zawsze wierzyli, że sens ry-
tuału nie sprowadza się po prostu do rozpamiętywania
męki Chrystusa, ale że uzyskują przezeń prawdziwą
komunię z pełnym życiem Odkupiciela, z ludzkimi i
boskimi Jego sprzymiotami. Wyjaśnienie" rytuału w
kategoriach airystotelesowskich, które potem stało
się standardem że substancję chleba zastępuje sub-
stancja ciała, przy czym akcydensy, tj. jakości zmy-
słowe, pozostają te same nie rościło sobie nigdy
pretensji do jakiegokolwiek sensu empirycznego. Nie
było to zapewne sformułowanie najszczęśliwsze ze
względu na ciągłość tradycji religijnej, jako że musiało
paść ofiarą generalnego szturmu na
arystotelesowsko-scholastyczny system pojęciowy
|
WÄ
tki
|