ďťż

— Bez obawy, panie kapitanie — odpowiadał wesoło niezmie-szany cieśla...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
— O dziesiątej wieczorem staruszek „Roebuck” będzie gotów opłynąć świat dokoła! Dampier był mniej optymistycznie usposobiony. John Hughes tylko głową potrząsał. Watson śmiał się: — „Roebuck” nie nadawał się do żeglowania od dwudziestu lat. Postawię o to w zakład mój dom i moją żonę na dodatek! Dampier nawet się nie uśmiechnął na słowa kwatermistrza. Artylerzysta Pain objął komendę nad pompowaniem: zachęcał i poganiał ludzi na zmianę, intonował rytmicznie piosenki żeglarskie, dodawał otuchy. John Knight pracował z tymi, którzy wyczerpywali wodę i dowcipkował na temat niestrawności u rekinów, które ich połkną. Watson otrzymał wdzięczne zadanie wydzielania co pewien czas, na rozkaz kapitana, porcji rumu. Marynarze wcale zresztą nie tracili humoru, zerkając co chwila na bliskie wybrzeża wyspy leżącej na uczęszczanym przez europejskie statki szlaku. Dziesiąta godzina minęła, a cieśla Fox wciąż jeszcze nie dopełnił swoich obietnic. W godzinę później Grigsen zameldował posępnie, że wszelkie wysiłki powstrzymania napływającej wody zawiodły. Na dole panował chaos. Deska, w której powstała dziura, okazała się tak zmurszała, że ťrozpadła się na próchnoŤ. Woda podniosła się we wnętrzu okrętu ponad otwór. Dampier, zdeterminowany, choć bezradny w obliczu katastrofy, wszedł po pas w wodę i sam na zmianę to pracował przy pompach, to wyczerpywał wodę. Wkrótce przekonał się o beznadziejności tego wysiłku. — Z równym skutkiem moglibyśmy próbować wyczerpać ocean — rzekł odrzucając naczynie, którym czerpał wodę. 265 Uczynił wszystko, co do niego należało. Nie znał się na ciesielce, a Fox zawiódł — jeżeli w ogóle naprawienie tego statku było w granicach możliwości najlepszego nawet cieśli. Tego, co teraz pozostało do zrobienia, Dampier dopełnił spokojnie, z rozwagą, podtrzymując na duchu swą młodą, niedoświadczoną załogę. — Spuścić łódź, Chadwick — wydał rozkaz młodszemu oficerowi. — Okręt może pójść na dno prędzej, niż się spodziewamy, ale to nie powód, byśmy i my zatonęli. Gdy łódź kołysała się na falach, odwaga opuściła jednookiego płatnika, Waltera Douglasa. Zeskoczył od razu do łodzi, zabrawszy ze sobą pisarza okrętowego Jamesa Branda. Ani błagania, ani groźby oficerów nie poruszyły go z miejsca, W parę godzin potem, późną mocą, przyłączyli się do mich John Boate i Owen Harris. Reszta załogi obrzucała dezerterów z pokładu szyderstwami, a czasem przekleństwami. O świcie Dampier kazał podnieść kotwicę. Pół tuzina marynarzy siadło do wioseł i łódź ruszyła z miejsca, by przyholować bliżej lądu skazany na zagładę okręt. Doholowali „Roebuck” na głębokość trzech i pół sążnia, nim wreszcie dali za wygraną. Cieśli zlecono zadanie, które mieściło się w granicach jego umiejętności: miał zrobić tratwę z zapasowych części i luźnych desek. Spuszczano ją na wodę, by przewieźć na brzeg kuferki marynarskie, koce i zapasy z magazynów. Tej nocy większa część ludzi z załogi „Roebuck” ulokowała się na odpoczynek już na wyspie; tylko Dampier został na okręcie z dwoma młodszymi oficerami, bosmanem i artylerzystą Painem. A gdy nad ranem opuścili tonący okręt, stwierdzili, że w ciągu nocy niewykryci sprawcy ukradli większą część ryżu z zapasów, a także sporo książek i papierów kapitana. — Bukanierów można nazwać morskimi rozbójnikami — rzekł sucho Dampier — ale nie było wśród nich zwyczaju okradania własnych towarzyszy okrętowych. Jak się zdaje, mają oni tę wyższość nad marynarzami okrętów Jego Królewskiej Mości. Wyspa Wniebowstąpienia była w owych czasach nie zamieszkana i jałowa. Mogły się tutaj wyżywić jedynie kozy i kraby. Szczęściem przypływały tu licznie żółwie z zachodnich wybrzeży Atlantyku, by składać jaja, które zagrzebywały płytko w piasku wybrzeża. Z tych jaj i morskiego ptactwa składało się pożywienie 266 rozbitków. Na zboczu Góry Zielonej, która jest wygasłym wulkanem o szczycie wznoszącym się na tysiąc metrów nad poziomem morza, odkryto obfite źródło dobrej wody do picia, które do dziś dnia nosi nazwę Źródła Dampiera. W pobliżu rosła trawa i trochę drzew. Ludzie z załogi „Roebuck” rozbili namioty, pogoda im sprzyjała. Tak spędzili sześć tygodni, aż pewnego ranka do zatoki wpłynęły trzy okręty marynarki królewskiej i statek handlowy należący do kompanii wschodnioindyjskiej. Gdy już oddalali się od wyspy, zażywny i wesoły jak zawsze kwatermistrz Watson, stojąc na pokładzie „Anglese” obok Dam-piera i śledząc niknące na horyzoncie zarysy Wyspy Wniebowstąpienia, rzekł do swego kapitana: — Gdybyśmy jeszcze mieli po dwie kobiety na jednego marynarza, moglibyśmy bardzo przyjemnie spędzić na tej wyspie roczek lub dwa. — A ile by czasu upłynęło — zapytał Dampier — zanim byście zaczęli się wszyscy kłócić i mordować o te kobiety? — Ja właśnie dlatego wyliczyłem, że potrzeba by było dwóch kobiet na jednego mężczyznę. Wtedy one by się o nas kłóciły, a my byśmy żyli w spokoju! Dampier nie uśmiechnął się. Wiedział aż nadto dobrze, że dwie kobiety to czasem o jedną za dużo dla spokoju mężczyzny. Rozdział XXVIII NARESZCIE SUKCES Piękny okręt „Duke”, o trzystu dwudziestu tonach wyporności, trzydziestu działach, osiemdziesięciu stopach długości i dwudziestu pięciu szerokości, liczył o wiele więcej oficerów, proporcjonalnie do całej załogi, niż to było w zwyczaju
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.