ďťż

- A to niespodzianka - rzekł Druss i Sieben roześmiał się...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Pewnie, ale miło to słyszeć. Wysączył wino, a potem wstał i pozbierał swoje rzeczy. - Dokąd się wybierasz? - zapytał Druss. - Nie ja, tylko my. Opuszczamy nasze pokoje. - Podoba mi się tu. - Owszem, przyjemnie tu. Jednak potrzebujemy snu, a choć tamci dwaj byli mili, nie ufam ludziom, których nie znam. Collan wyśle za tobą zabójców, Druss. Bodasen może być na jego usługach, a ten wszarz, który wyszedł stąd po nim, sprzedałby własną matkę za złamanego miedziaka. Dlatego posłuchaj mnie i ruszajmy stąd. - Wprawdzie spodobali mi się obaj, ale masz rację. Potrzebny mi sen. Sieben wyszedł na zewnątrz i zawołał jasnowłosą kelnerkę. Wcisnął jej do ręki sztukę srebra i poprosił, żeby nikomu nie mówiła o przeprowadzce - nawet gospodarzowi. Wsunęła monetę do kieszeni skórzanego fartuszka i zaprowadziła ich na sam koniec galeryjki. Nowy pokój był większy od poprzedniego, stały w nim trzy łóżka i dwie lampy. Na kominku ułożono drwa, ale nie rozpalono w nim i było zimno. Kiedy dziewczyna odeszła, Sieben rozpalił ogień i usiadł przed nim, przyglądając się, jak płomienie liżą polana. Druss ściągnął buty i kaftan, a potem wyciągnął się na najszerszym łóżku. Zasnął w mgnieniu oka, położywszy topór na podłodze przy łóżku. Sieben zdjął pas z nożami i zawiesił go na oparciu krzesła. Kiedy ogień buchnął jaśniej, poeta dołożył kilka grubych kawałków drewna ze stojącego przy palenisku koszyka. Mijały godziny, w sali poniżej zapadła cisza i słychać było tylko trzask płonących polan. Sieben był zmęczony, ale nie spał. Nagle usłyszał szmery, ukradkowe kroki wchodzących po schodach ludzi. Wyjął jeden z noży i podszedł do drzwi, po czym uchylił je odrobinę i wyjrzał na zewnątrz. Na drugim końcu galerii siedmiu ludzi stało pod drzwiami ich poprzedniego pokoju. Towarzyszył im karczmarz. Napastnicy gwałtownym szarpnięciem otworzyli drzwi i rzucili się do środka, ale zaraz wyszli. Jeden z nich chwycił gospodarza za koszulę i pchnął na ścianę. Przerażony mężczyzna podniósł głos i Sieben rozpoznał niektóre słowa: „Byli tu... naprawdę... na życie moich dzieci... oni... nie zapłacili...”.Sieben zobaczył, jak obalili karczmarza na podłogę. Potem niedoszli zabójcy zeszli po schodach i zniknęli w mroku nocy. Sieben zamknął drzwi i wrócił do kominka. I zasnął. Rozdział 6 Borcha siedział w milczeniu, gdy Collan karcił ludzi, których wysłał na poszukiwanie Drussa. Stali zawstydzeni przed nim, ze spuszczonymi głowami. - Jak długo mi służysz, Kotisie? - zapytał jednego z nich cichym, nabrzmiałym groźbą głosem. - Sześć lat - odpowiedział mężczyzna stojący na środku grupki, wysoki, brodaty pięściarz o szerokich barach. Borcha przypomniał sobie, jak go pokonał. Zabrało mu to najwyżej minutę. - Sześć lat - powtórzył Collan. - Chyba przez ten czas nauczyłeś się, co robić z ludźmi, którzy wchodzą mi w drogę? - Tak, oczywiście. Otrzymaliśmy te informacje od starego Thoma. Przysięgał, że zatrzymali się „Pod Drzewem Wisielców” - i tak też było. Tyle, że zniknęli stamtąd po walce z Borchą. Nasi ludzie nadal szukają. Z pewnością jutro znajdą ich bez trudu. - Masz rację - powiedział Collan. - Jutro nie będzie trudno ich znaleźć. Sami tu przyjdą! - Mógłbyś oddać mu żonę - podsunął Bodasen, wyciągnięty na sofie w drugim końcu pokoju. - Ja nie oddaję kobiet. Ja je biorę! Ponadto nie mam pojęcia, o którą wiejską dziewkę mu chodzi. Większość z tych, które zabraliśmy, uciekło, gdy ten szaleniec zaatakował obóz. Pewnie jego żona skorzystała z okazji i opuściła go. - Ja tam wolałbym, żeby taki człowiek na mnie nie polował - rzekł Borcha. - Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żebym tak mocno kogoś uderzył, a on utrzymał się na nogach. - Wracajcie na ulice, wszyscy. Przetrząśnijcie gospody i tawerny przy dokach. Nie mogą być daleko. I zrozum, Kotisie, że jeżeli jutro on wtargnie do mojego domu, zabiję cię! Mężczyźni wyszli, powłócząc nogami, a Borcha odchylił się na sofie, tłumiąc jęk, gdy poczuł przeszywający ból, promieniujący od złamanego żebra. Musiał wycofać się z turnieju, co zraniło jego dumę. Teraz odczuwał niechętny podziw dla młodego wojownika. Sam również dla Carli walczyłby nawet z całą armią. - Wiesz co myślę? - zaczął. - Co? - warknął Collan. - Myślę, że chodzi mu o tę wiedźmę, którą sprzedałeś Kabuchekowi. Jak jej było na imię? - Rowena. - Zgwałciłeś ją? - Nie tknąłem jej - skłamał Collan. - W każdym razie, sprzedałem ją Kabuchekowi. Dał mi pięć tysięcy w srebrze - tak po prostu. Powinienem był zażądać dziesięciu. - Uważam, że powinieneś zobaczyć się ze staruchą - poradził Borcha
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.