ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
-Myślę, że książę Gonzaga bardzo się
martwił, gdyż co wieczór, przebrany za lokaja, przychodził do doktora Garby
i powtarzał zniechęcony: To długo trwa, doktorze, "bardzo^Hługo".
Każdy z zabijaków siedzących w niskiej izbie oberży Pod Jabłkiem Adama"
miał na sumieniu morderstwo, niemniej jednak wszyscy zadrżeli, mróz
przeszedł po kościach. Pięść Cocardasse'a opadła na stół, Peyrolles schylił
głowę, milcząc.
- Pewnego wieczoru - - ciągnął Passepoil zniżając głos książę Gonzaga
przyszedł wcześniej niż zwykle. Garba dotknął jego pulsu; książę miał
gorączkę. Wygrał pan dużo w karty" - rzekł Garba, który znał go dobrze.
Gonzaga zaśmiał się i odpowiedział: Przegrałem dwa tysiące pistolów.
A po chwili dodał: -Nevers był dziś w sali fechtunku, nie ma już
siły, by utrzymać szpadę". W takim razie szepnął doktor to koniec.
Może już jutro..." Tymczasem dodał radośnie Passepoil nazajutrz
królewski bratanek zabrał Neversa do Turenii, a ponieważ nie było tam
doktora Garby, Nevers ozdrowiał. Stamtąd ruszyli do Neapolu,
po ciepło, po słońce, po życie. Filip Gonzaga kazał memu panu
udać się w tamte strony.
Pakowałem bagaże, gdy pewnej nocy pękł alembik1 i doktor zmarł, gdyż przez
chwilę wdychał parę uchodzącą z eliksiru długowieczności! Szczerze go
żałowałem. Nevers spędził półtora roku poza granicami Francji. Wrócił nie
do poznania: silny, zdrów, kwitnący! Odmłodniał o lat dziesięć! Musicie
wiedzieć, że po pięknym Lagarderze Nevers jest pierwszą szpadą na świecie.
Passepoil zamilkł, skromnie spuszczając oczy.
- Wtedy książę Gonzaga wynajął ośmiu fechtmi-strzów, by go pokonać...
Nieźle! --'dokończył Cocar-dasse.
Zapadło milczenie, które przerwał pan de Peyrolles.
- Jaki cel ma ta gadanina? spytał. Podwyższenie stawki?
- I to znaczne odparł Gaskończyk. Nie można żądać tej samej ceny
od ojca, który chce pomścić zbezczeszczony honor córki, i od Damona,
który przed czasem pragnie dziedziczyć po Phintiasie.
- Czego chcecie?
- Potroić sumę.
- Dobrze - - odparł Peyrolles bez wahania.
- Ponadto chcemy wejść w służbę Gonzagi. Dobrze - - raz jeszcze powiedział
Peyrolles. Po trzecie...
- Za wiele żądacie... -- zaczął Peyrolles.
- Do kata! - - krzyknął Cocardasse. - - Uważa, że za wiele żądamy.
- Bądźmy sprawiedliwi - - rzekł Passepoil. - - Być może, bratanek
królewski zechce pomścić przyjaciela, wówczas...
- Wówczas - - odparł Peyrolles - - przechodzimy granicę, Gonzaga wykupuje
dobra w Italii i siedzimy bezpiecznie.
A l e rn h i k - naczynie do destylacji cieczy (z arabskiego).
Cocardasse powiódł wzrokiem po swych akolitach1.
- Dobiliśmy targu - - powiedział.
Peyrolles wyciągnął rękę, ale Gaskończyk trzasnął się po szpadzie wiszącej
u boku i rzekł:
- Oto świadek, który odpowie za pana, dobry panie de Peyrolles. Nigdy mnie
pan nie oszuka.
- Jeżeli go chybicie, nic z zapłaty powiedział Peyrolles od progu.
- To się wie, niech pan śpi spokojnie!
Głośny wybuch śmiechu towarzyszył wyjściu konfidenta Gonzagi, następnie
wesołe głosy wrzasnęły: Wina! Wina!
IV. MAŁY PARYŻANIN Była czwarta, gdy od strony lasu rozległ się
tętent kopyt końskich i po chwili pijąca wesoło kompania usłyszała krzyki z
fosy; krzyczeli kosiarze, uciekający przed bandą partyzantów, która na
prawo i lewo grzmociła płazem szpady. Przybyli po furaż i doprawdy nigdzie
nie znaleźliby lepszej paszy.
Fechtmistrze rzucili się do okna oberży.
- Zuchwali hultaje - - powiedział Cocardasse.
- Pod samymi oknami markiza de Caylus! dodał Passepoil.
- Ilu ich tam jest? Trzech, sześciu, ośmiu...
- Tylu, ilu nas.
Partyzanci spokojnie zabierali siano, śmiejąc się i żartując. Umundurowanie
ich było niejednolite; w tym małym szwadronie można było rozpoznać
zniszczone uniformy wielu regularnych korpusów: byli dwaj szaserzy,
flandryjski kanonier, muszkieter spoza Pirenejów, stary kusznik,
pamiętający jeszcze czasy Akolita tu: towarzysz, wspólnik (z
greckiego).
Frondy1. Całość sprawiała wrażenie bandy rzezimieszków. Awanturnicy,
zwący się dumnie królewskimi wolontariuszami2, niewiele więcej byli
warci od zwyk-. łych bandytów.
Gdy załadowali siano, brygadier rozejrzał się i wskazując palcem oberżę
krzyknął:
Tędy panowie, oto, czego nam potrzeba!
- Brawo! - - ryknęła .banda.
Towarzysze szepnął Cocardasse radzę przygotować szpady.
W mgnieniu oka zapięto pasy i fechtmistrze rozsiedli się swobodnie przy
stołach.
- Hola! zawołał szef maruderów, wsadzając brodatą twarz w
drzwi oberży - - sala zajęta, dzieci!
Trzeba ją opróżnić! - zakrzyknęli postępujący za nim wolontariusze.
- Fora ze dwora! -- wrzasnął brygadier. -- Tu jest miejsce tylko dla
królewskich wolontariuszy!
Odpowiedziało mu milczenie. Ludzie królewscy tłoczyli się w drzwiach.
- Na co czekacie? - - spytał bragadier. Fechtmistrze wstali i skłonili się
grzecznie.
- Możecie wyjść przez okno - - rzekł flandryjski kanonier, chwytając pełną
szklankę Cocardasse'a i podnosząc do ust.
- Nie widzicie, chamy, że potrzebujemy waszych stołów, stołków i dzbanów?
- - spytał brygadier.
W tej chwili Cocardasse rozbił dzban na głowie kanoniera, a Passepoil
trafił ciężkim stołkiem w pierś dowódcy, Carrigue'a. Szesnaście szpad
jednocześnie wyrwano z pochew. Wszystko to były solidne zabijaki, do walki
szli jak w taniec. Nad szczękiem żelaza góro1 f- r o n d a bunt
teudarów francuskich w latach 1648- 1653, zmierzający do
ograniczenia absolutyzmu.
\\ o l n n l d r i u s /. ochotnik sln/.cu> \\ wojsku
dobrowolnie (/. Im.)
wał tenorowy głos Cocardasse'a, zagrzewający towarzyszy. Grupa napastników
natarła z okrzykiem: Naprzód! Lagardere! Lagardere!
Usłyszawszy to, Cocardasse i Passepoil cofnęli się, przedzielając dwie
walczące strony ciężkim stołem.
- Do kata! wrzasnął Gaskończyk złożyć broń! A
zwracając się do poturbowanych żołnierzy, spytał: - - Dlaczego wołaliście
Lagardere'a?
To nasz dowódca -- odparł Carrigue.
- Kawaler Henryk de Lagardere?
- Tak.
- Nasz Mały Paryzjknin, nasze złotko! zagruchał Passepoil.
- Chwileczkę -- przerwał Cocardasse. -- Zostawiliśmy kawalera de
Lagardere'a w Paryżu, był szwoleżerem.
- Znudził się służbą --odpowiedział Carrigue. -Nosi dawny mundur, ale
dowodzi kompanią królewskich wolontariuszy w tej dolinie
|
WÄ
tki
|