ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Noc doganiała już dzień, gdy Harskeel rozkazało swym
ludziom rozbić obóz. Zaraza! Miało ich już prawie w garści! Teraz będą musieli czekać na
pierwsze promienie słońca, a kto wie, czy zabity potwór nie miał towarzysza lub krewnych w
tych górach? A Harskeel postawiłoby worek złota przeciwko kupie koziego łajna, zakładając
się, że Conan z pewnością nie flirtuje teraz ze swą kobietą, czekając na pogoń. Na
Bezimiennego i wszystkie jego włochate sługi! Świadomość, że nic nie może na to poradzić,
doprowadzała Harskeel do wściekłości.
Wikkel obluzowywał właśnie strop jaskini, chcąc zrobić kolejną zapadnię, kiedy jeden z
Albinosów wbiegł do groty w szalonym pędzie, potrącając w poślizgu ciężką drabinę, na
której Wikkel z trudem utrzymywał równowagę.
- Idioto! - wrzasnął Wikkel, gdy drabina zakołysała się groźnie. Albinos zabełkotał coś
w swym dziwnym języku, znanym z konieczności także Wikkelowi, z uwagi na jego służbę u
Katamaya Reya.
- Co? Czego tam mamroczesz?
Istota powtórzyła swą niewyraźną wypowiedź i tym razem Wikkel zrozumiał jej sens.
Mężczyzna, którego szukali, wpadł do jednej z zapadni poniżej szczytu korytarza!
Wikkel pospiesznie zlazł z drabiny. Sukces, i to tak wcześnie! Czarodziej będzie
zadowolony.
- Macie go?
Albinos zapewnił Wikkela, że tak. Dziesięciu z jego braci okrążyło schwytanego
mężczyznę i w tej chwili z pewnością niosą go do jednej z cel w głównej jaskini Albinosów.
- Dobrze, bardzo dobrze! - To rzekłszy, Wikkel pobiegł za Albinosem, by złapać swą
ofiarę.
Deek słuchał opowieści jednego z brązowych, skórzastoskrzydłych nietoperzy, który
sfrunął ku pobliskiemu stalagmitowi. Deek nie ufał im zbytnio, ponieważ były wyjątkowo
skore do zmiany frontu, w zależności od tego, kto oferował im większą zapłatę. Obecnie
jednak te nietoperze wielkości sporej małpy wydawały się chętne do współpracy z Chunthą...
po niezwykle hojnej ofercie w postaci przestrzeni lęgowej.
Deek podciągnął część swego cielska, która służyła mu do artykułowania słów, na twardą
skałę.
- Cz-czy j-j-jesteś p-pewien?
Nietoperz potwierdził.
- Para pełnych krwi ludzi wpadła do pułapki Jednookiego: jeden duży i z pewnością
smakowity, a drugi nieco mniejszy kąsek.
Deek gwałtownie zakołysał ciałem w przód i w tył.
- C-co się z n-n-nimi s-s-stało?
Tego nietoperz nie był pewien.
- Raport obserwatora mówił, że dwa soczyste ssaki zostały otoczone przez dużą bandę
Albinosów, zamierzających je schwytać.
- Z-zaraza!
Deek pospiesznie popełzł wzdłuż korytarza. Jeśli Jednooki złapie ludzi, on zostanie
pierwszym kandydatem do wapiennej jamy. Niezbyt przyjemna perspektywa. Musiał coś
zrobić, i to szybko! Nad większością tej okolicy panowały Tkaczki, może mógłby namówić je
do pomocy... To powinno przedłużyć jego istnienie. Bez mężczyzny, którego pożąda
wiedźma, jego życie miało mniejszą wartość niż guano tego marnego, głupiego nietoperza!
Pierwsza z bezokich białych istot skoczyła - nie tak ostrożnie, jak może powinna.
Przekonawszy się w mgnieniu oka, iż nie był to objaw sympatii, Conan uskoczył i ciął
mieczem płasko, szerokim łukiem. Czubek ostrza dosięgnął boku kreatury, rozcinając ją
niemal na dwoje. Ciało przeleciało jeszcze obok Conana i utonęło w wodzie nieco za nim.
Krew, szkarłatna nawet w przyćmionym świetle, zabarwiła zimne fale rubinowym odcieniem.
Pozostali napastnicy poruszali się już znacznie ostrożniej. Gdy Conan skoczył naprzód,
oddali pola i poszli w rozsypkę, próbując okrążyć Cymmerianina i Elashi.
Wtedy Conan zauważył ciekawe zjawisko. Gdy światło na zewnątrz zgasło, zobaczył
dziwny, zielonkawy blask bijący od ścian i stropu jaskini. Była to wprawdzie trupio blada i
przyćmiona światłość, ale dość jasna dla bystrych oczu Cymmerianina.
Otaczające ich istoty nie spieszyły się, by podzielić los swego świeżo przepołowionego
brata, toteż Conan stwierdził, że lepiej opuścić tę nieprzyjazną okolicę, dopóki jest po temu
okazja.
- Może mi jeszcze powiesz, jak chcesz to zrobić? Przelecieć nad nimi? - spytała Elashi.
- Nie - odrzekł Conan, silniej chwytając rękojeść miecza - nie nad nimi, lecz przez
nich. Tylko trzech blokuje nam drogę. Ty weź tego z prawej, a ja zajmę się pozostałymi
dwoma. Na mój znak, gotowa?
Elashi westchnęła, oblizała wargi i skinęła głową.
- Teraz!
Oboje rzucili się na trzy zaskoczone istoty. Ta od strony Elashi po prostu odwróciła się i
umknęła, podczas gdy obaj przeciwnicy Conana wydali z siebie przerażone krzyki i zderzyli
się ze sobą, próbując zejść mu z drogi. Rozległ się tępy trzask, kiedy ich czaszki uderzyły o
siebie. Upadli bez czucia i Conan przeskoczył nad nimi, by natychmiast znaleźć się tuż obok
biegnącej Elashi.
- To nie było takie trudne! - krzyknęła.
Conan zdołał mruknąć coś potwierdzającego, ale zachował resztę oddechu na szybką
ucieczkę przed pozostałymi jazgoczącymi istotami - prosto w otchłań żarzących się tuneli.
Wikkel stał nad unoszącym się na wodzie ciałem i gapił się na nie. Mrugnął swym
pojedynczym różowym okiem i odwrócił się ku dwóm Albinosom, siedzącym na zimnej
podłodze i pocierającym wielkie guzy na głowach.
- Co stało się z ludźmi? - zapytał w końcu.
Oba Albinosy zabełkotały.
- To były potwory - rzekły.
- Rozszarpały jednego z naszych braci olbrzymimi pazurami. Słyszeliśmy, jak jęczy
powietrze, cięte ich ostrzami. Nas także chciały rozpłatać. Staliśmy na ich drodze, a rzuciły
się na nas i odepchnęły, jakby oganiały się od pająków! Walczyliśmy dzielnie, lecz pokonała
nas potężna siła potworów...
- Dość! - uciął Wikkel. - Pozwoliliście im uciec.
- Ale nasi bracia ich ścigają - odparli równocześnie.
- Módlcie się lepiej, żeby ich złapali - ostrzegł Wikkel. - Jeśli ci ludzie uciekną,
przypłacę to życiem. Ale zanim odejdę, zabiorę ze sobą was i tylu waszych braci, ilu tylko
zdołam!
Niechaj spadnie na nich klątwa tysiąca demonów! Wikkel biegł tunelem, przez który
uciekli ludzie. Wiedział już, że wiedźma wysłała jednego ze swych tłustych robali, sunącego
tą samą drogą ku jego ofiarom. Jeśli mu nie przeszkodzi, spędzi resztę życia czekając na
klątwę czarodzieja, która zamieni go w rozpuszczoną galaretę. I z pewnością nie będzie długo
czekał, o nie! Koniecznie musiał schwytać mężczyznę, którego żądał Rey, nie miał innego
wyjścia.
Deek wpełzł do szerszej części tunelu i obserwował swymi ukrytymi ślepiami zwłoki
Albinosa podskakujące na powierzchni wody poniżej dużej dziury w stropie jaskini.
Nietoperz, z którym rozmawiał już wcześniej, zakręcił się i usiadł na martwym ciele, które
wkrótce zatonęło. Skrzydlaty wampir kwiknął i podleciał, by wylądować ponownie na brzegu
stawu.
- N-nie t-trudź s-s-się - rzucił Deek - j-jego k-k-krew j-już d-daw-no w-wyciekła.
- Cóż, zawsze lepszy mały łyczek niż sucha gęba - odparł sentencjonalnie nietoperz. -
Jeśli potężny Deek pomoże wyciągnąć kąsek z wody, to może nietoperz powie mu coś
ciekawego
|
WÄ
tki
|