ďťż

Potem zauważył grupkę chłopaków obrzucających wyzwiskami jakąś starą kobietę iznowu wydawało mu się, że jest wśródnichRafał...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Stwierdził omyłkę, ale wrócił do domu tak rozjuszony, jakbyrzeczywiście widział wśród nich swojego syna. Po prostu przyszłomunamyśl, że Rafał mógłbyć wśród tamtych, może nawet był już kiedyśw podobnej sytuacji. Nie różnisię przecież od nich ani strojem, anisylwetką. Iwybuchnąłgniewem, który ani nie był proporcjonalny dotego, cosię stało,ani w ogóle nie mógł dotyczyć Rafała, skoro chłopakwłaśnie siedział w domu i nie miał nic wspólnego z grupką młodych,lżących starą kobietę. "Czy wiecie, jakie wrażenie maczłowiekdorosły, obserwujący was, młodych? niemal krzyczał naRafała. Matakiewrażenie,jakEuropejczyk, który przyjechał do Chin. Wszyscywydają mu się identyczni. Czy nie czujesz do siebie niechęci nosząctakie samespodnie, jakwszyscy koledzy,taką samą koszulę, kurtkę,tak samo czesząc włosy? " Chłopak nie rozumiał, oco mu chodzi. "Jakże, przecież mam czerwony szalik" odpowiedział. Rafał lubiłto, co inni koledzy. Taką samą muzykę,takiesame piosenki. Czyobawa pokazania się z ojcem w swoim środowisku nie wynikaławłaśnie z faktu, że bał się; koledzy nie zechcą przyjąć do wiadomościtakiego ojca, a niepodtatusiałego, zrzędzącego pana? "On nie ma29. indywidualności"myślałJan o synu, a w rozmowachz przyjaciółmidowiadywał się,że pod takimsamym terrorem zbiorowości żyją i synowie jego znajomych. "Uniformizm" Jan wołał o młodym pokoleniu. Ten uniformizm nie pozostawał tylko na powierzchniw sferzestroju, sposobubyciai gustów. Wchodził gdzieś w głąb jak korozjawmetal. Objął nawet tę najintymniejszą dziedzinę życia erotykęi miłość. Czym były wkońcu te ich prywatki, jeśli nie zbiorowym,erotycznym przeżyciem? Czy nie przerażające wydawało się, że to, codawniej robiono jakocoś niezwykle intymnego, oni tolubili robićrazem, każdy podterroremkażdego. Czynie był Jan niemym świadkiem kawiarnianej rozmowy dwojgamłodych chłopców idziewczyny? "U kolegi jestwolny pokój. Pójdzieszz nim tamdzisiaj mówiłchłopak do dziewczyny, którą zapewne uważał za swoją i bądźdobra dlakolegi. " Prześladowały go potem tesłowa, goniły za nim jakkamienierzucane przez niewidzialnego przeciwnika. Gdziekolwiek byłigdziekolwiek widział tegromadki chłopcówprzemieszanychprzezdziewczęta,zdawało mu się, że słyszyów szept: "Bądź dobra dla kolegi". Czytał potemw gazetach o zbiorowych orgiach, o zbiorowychgwałtach, o zbiorowych napadachi morderstwach. Znajomy adwokat,który bronił takichgwałcicieli, mówił Janowi: "Każdyz osobna jestświetniezapowiadającym sięmłodym człowiekiem. Nie potrafią wyjaśnićtego, co się stało. Każdy z nichz osobna mówi,że nie chciałtego, ale bał się powiedzieć nie, żeby go nie wykpiono. Bał sięwyłamać". Bunt jednostki? Nonkonformizm? Wydawało mu się, że są zdolni conajwyżej do buntu zbiorowego, bezmyślnego, strasznego właśnieprzez swójbrak zindywidualizowania. Ich buntniemógł mieć twarzy,jak gwałt zbiorowy, mógł być tylko ślepym "nie", sza-łem zniszczeniai negacji. A więc znowu wstręt,odraza, obrzydzenie. Małgorzata nosiła w sobie także strach. "Kiedyś mówiła potrafiłeśodróżnićgimnazjalistę odchłopaka, który czasspędza na włóczędze. Ucznia odłobuza. Różnice uwidaczniały się w stroju i sposobie bycia, zachowania, postępowania, wmentalności i słownictwie. Gdy widziałeś gromadkę młodych naulicy, wiedziałeś,czego się można po niej spodziewać,ukłonuczy wyzwiska. Teraz ich nierozróżnisz. I to budzi niepewność,obawę, lęk. "Oczywiście, każdy z nich musiałbyć inny i zapewne był inny. Alepozostawałoto wszystkowgłębokim ukryciu,jakby całą inteligencjęi przebiegłość skierowali na to,by ukryć swoją odrębność. Czy miał 30 prawo widziećw Rafale gwałciciela, mordercę, chłopaka obrzucającego wyzwiskami starą kobietę? Mówił sobie: "Rafał jest inny". Ale gdy^mógłgo na ulicy odróżnić od innych,spostrzegałw nim tensam sposób bycia imyślenia, te same co w innych gusty, stwierdzał: "Jest taki sam 'Trzeba tylkoodpowiedniejsytuacji, abędzie gwałcicielemi mordercą i chłopcem, który obrzuca wyzwiskami starą kobietę. Skoro nie potrafi się oprzećterrorowi kolegów w sprawach błahych, nigdy nie zdoła powiedzieć "nie". Jedynym ratunkiem pozostaje nie dopuścić go do znalezienia się w sytuacjach, gdzie może zrodzić sięgwałt lub morderstwozbiorowa orgia lub gdzie wybuchnąć może ślepa nienawiść. Pytał wwięzawsze: "Dokąd? , Z kim? Gdzie? , Dlaczego? ,Jak długo? ". Kontra"wał każdy jego krok, niekiedy wsiadałw samochódi wolno jechał ulji^-mi,rozglądając się po chodnikach, czy nie zobaczy gdzieś synaw /)'madce chłopców przemieszanych z dziewczętami. Ileż to razy stałprzy krawężniku, bo wydawało musię, że widzi syna w gromadce chłopaaków, tłoczącychsię w jakiejś bramie, hałaśliwych ibrutalnych. A myśleć o swym synujako o potencjalnym gwałcicielulubmordercy?Nie mogłotonie pozostać bezwpływu na ichwzajemny stosunek
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.