Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Doktryna nominalistyczna Roscelina grozi³a przekszta³ceniem Trójcy ¦wiêtej w trzech Bogów, w troisto¶æ ich substancji; potêpiona w 1092 przez synod w Soissons (przyp. t³um.).
66
WALKA Z KOMENTARZAMI
by³o ich wiêcej, na bardzo delikatny i wra¿liwy problem Trójcy ¦wiêtej i doszed³ do wniosku, ¿e istnieje trzech oddzielnych Bogów. Potem znik³, a jego pogl±dy znamy tylko z cytatów w pismach przeciwników. My¶lano wówczas na sposób „powszechny": wszystko mia³o odniesienie do powszechno¶ci Ko¶cio³a i systemu wiary, któremu s³u¿yæ mia³a tak¿e filozofia. Wed³ug ujêæ dzisiejszych by³yby to problemy teorii poznania; wszystkie jednak próby obja¶niania my¶li ¶redniowiecznej przy zastosowaniu pó¼niej rozwiniêtej teologii s± wysoce w±tpliwe. Za ka¿dym s³owem i pojêciem sta³ wówczas ca³y, inny zupe³nie ¶wiat; inny jest jêzyk, owa ¶redniowieczna ³acina, tak oporna na wszelkie próby przek³adu. Za ka¿dym s³owem stoi ponadto autorytet Ko¶cio³a, a o wielu spo¶ród najodwa¿niejszych my¶licieli dowiadujemy siê tylko z ko¶cielnych ekskomunik, z wybranych i potêpionych tez, które wcale nie musz± byæ zgodne z ich orygina³ami. Wyobra¿enie o „realno¶ci" unosz±cej siê nad przedmiotami czy o substancjalno¶ci, której odbiciem jedynie s± przedmioty ¶wiata ziemskiego, okre¶lono by dzisiaj jako „hiperidealizm", pod pojêciem za¶ „realizmu" rozumie siê dzi¶ zupe³nie co¶ innego ni¿ w ¶redniowieczu. By jednak nie popa¶æ w zadufanie, pamiêtajmy, ¿e ma³o które pojêcie ma tyle znaczeñ i zastosowañ co realizm; w terminologii dzisiejszej mo¿na go obja¶niaæ lub popieraæ jako „realizm spo³eczny", który przedstawia cz³owieka nie takim, jaki jest, ale takim, jaki mia³by byæ wed³ug okre¶lonej ideologii. Nie inaczej postêpowa³a my¶l scho-lastyczna. Cz³owiek mia³ byæ w³±czony w uniwersaln± strukturê Ko¶cio³a hierarchicznego, a tam pojêcia ogólne by³y realno¶ci±.
Walki toczy³y siê d³ugo i ze zmiennym szczê¶ciem, a trudno¶ci, na jakie napotykano w d±¿eniu do tego, by raz na zawsze ustalone sprawy wiary w³±czyæ do obja¶nieñ filozoficznych, prowadzi³y do najró¿niejszych kompromisów; najwiêksze znaczenie mia³ „realizm umiarkowany" Tomasza z Akwinu. Jego nauka jest umiarkowana, utrzymana w proporcjach, wywa¿ona a¿ nadludzko, czy mo¿e nieludzko. Nie znalaz³o siê w niej miejsce na nic osobistego ani z twórcy, ani z dziejów mu wspó³czesnych, które Tomasz z Akwinu ca³kowicie, jak ¿aden inny my¶liciel ¶redniowiecza, pomija; ani jeden odg³os skandalicznych walk miêdzy cesarzem a papie¿em nie przenika do spokojnych obszarów, które nakre¶li³ syn wysokiego dostojnika z otoczenia heretyckiego cesarza Fryderyka II. Owym wielkim s³owem, które Tomasz wprowadzi³ do dyskusji, jest rozum; w ca³okszta³cie porz±dku ¶wiata Tomasz widzi zgodny ze swoj± natur± model jedno¶ci rozumu i wiary; rozumny i zgodny z wol± Boga jest ¶ci¶le hierarchiczny ustrój spo³eczny ¶wiata i ustrój Ko¶cio³a.
Dla Ko¶cio³a rzymskiego Tomasz z Akwinu sta³ siê wi±¿±cym Nauczycielem dopiero po ¶mierci Lutra, od czasu soboru trydenckiego, nastêpnie
67
DOJRZEWANIE BUNTOWNIKA
WALKA Z KOMENTARZAMI
za¶ w ró¿nych odmianach neotomizmu. Nieprzypadkowo Luter go nie przeczyta³, a to, co pozna³, zdecydowanie odrzuci³; przyczyn± by³o i to, ¿e jego zakon niechêtnie spogl±da³ na wielkiego mistrza dominikanów. Luter odrzuci³ go wiêc nie tylko dlatego, ¿e od Akwinaty odpycha³a go bezosobowo¶æ, choæ i to mog³o graæ rolê; istnieje co¶ takiego jak pokrewieñstwo charakterów, na tym za¶ gruncie bli¿szy Lutrowi by³ Augustyn, a tak¿e Bernard z Clairvaux, w którym Luter ceni³ wielkiego kaznodziejê i obroñcê ludu. Chodzi tu mniej o poszczególne tezy i dogmaty, mniej, ni¿ chc± to dostrzec szerokie i liczne porównania definicji. Przede wszystkim Luter by³ z zasady przeciwnikiem filozofii w kwestiach wiary. G³ównym zarzutem Lutra by³o to, ¿e Tomasz wprowadzi³ — pocz±tkowo odrzucanego — Arystotelesa jako filozofa i wi±¿±cy autorytet. „On — Tomasz —jest odpowiedzialny za to, ¿e panuje teraz Arystoteles, burzyciel wszelkiej pobo¿no¶ci." Luter nienawidzi filozoficznych spekulacji, „stu kwestii" zaczerpniêtych z pogañskiego filozofa — „ani w tym s³ówka, które by mog³o daæ ufno¶æ w Boga". Mówi o tym nieustannie, „bo zwiod³a go metafizyka"; taka jest zasadnicza opinia Lutra o Tomaszu.
Metafizyka: dla Lutra znaczy to po prostu tyle co filozoficzne wnioskowanie, tyle co dedukcje i definicje, których dopiero co nauczono siê z filozofii staro¿ytnej. Z niechêci± mówi o „zje³cza³ym" Arystotelesie, a nazywa go tak dlatego, ¿e dawno ju¿ utraci³ ¶wie¿o¶æ, przeszed³szy przez tyle r±k, t³umaczony z greckiego na arabski, z arabskiego na ³acinê, tylekroæ przek³adany i transformowany. Z wielkiego badacza przyrody, który d±¿y³ do objêcia ca³ej wiedzy swoich czasów, Arystoteles sta³ siê niejako Ojcem Ko¶cio³a honoris causa, na którego mo¿na by³o powo³ywaæ siê bez obaw. Jego wniosek uzyskany w drodze fizykalnego my¶lenia, ten, ¿e z faktu ruchu nale¿y dedukowaæ istnienie pierwszej, najwy¿szej przyczyny, nieruchomej i wszystko wprawiaj±cej w ruch — któr± nazywamy Bogiem -wszed³ w sk³ad scholastycznych dowodów logicznych na istnienie Boga; podobnie rzecz siê mia³a z ca³ym szeregiem piêtrowych i ³añcuchowych dowodów. Wszystko to by³o Lutrowi obce. Nie chcia³ takiej architektury. Obca mu by³a ca³a piêtrowo stopniowana nauka, dziel±ca dok³adnie na odcinki drogê do „doskona³o¶ci": najwy¿szy stopieñ by³ w ¿yciu ziemskim w ogóle nieosi±galny, drugi ewentualnie, lecz rzadko mo¿liwy do osi±gniêcia, dopiero najni¿szy by³ mo¿liwy dla tych, którzy ufali Bogu „z przyzwyczajenia", jak to okre¶la Tomasz. Gabriel Biel wychodzi³ w swej nauce od najni¿szego stopnia, od „zwyk³ego cz³owieka", którego mia³ na uwadze Ko¶ció³, m±drze uwzglêdniaj±c s³abo¶æ swoich dzieci. Tamte ksi±¿kowe podzia³y by³y schematami czysto my¶lowymi, teoretycznymi, bez odniesieñ do praktycznego ¿ycia; stopieñ najwy¿szy by³ w ka¿dym razie zastrze¿ony
dla ¶wiêtych. Luter buntuje siê przeciw temu wysoce arystokratycznemu porz±dkowi hierarchii. Chce wystêpowaæ przed Bogiem jako osoba wobec osoby, sam, bez schodów i porêczy. Zbyteczne mu s± wszelkie matematy-czno-logiczne dowody na istnienie Boga; Bóg i Jego istnienie nie jest dlañ przedmiotem pytañ, twierdzeñ i kolejnych pytañ w odpowiedzi na twierdzenia. Nie chce te¿ jakiegokolwiek po¶rednictwa innych ludzi, a Ko¶ció³ jest dla niego instytucj± stworzon± przez ludzi. By³o to jego wielkie zawo³anie bojowe. S³yszano je daleko.
Ale i w królestwie my¶li zasz³y du¿e przemiany. Luter nie pozosta³ wobec nich obojêtny, choæ tak bardzo broni³ siê przeciw „sofistom"
|
WÄ…tki
|