Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Każd± ¶licznotkę mog± wte- j dy okrzykn±ć star± wiedĽm± i omijać z daleka. Babka chciała mieć spokój, więc natrętnych i w¶cibskich trochę postraszyła. Sama też rozpuszczała na swój temat plotki.! Ludziom wiele nie potrzeba. Jeżeli co¶ niemiłego o bliĽ-j nich, szybko uwierz±.
— Bo wygodnie. Każdy wtedy sobie wydaje się bielszy.] Prawidłowo.
— Ale co zrobimy, je¶li wyniosła się z tych stron na za-1
i: wsze.'
Odezwie się do ciebie, skoro jej będziesz potrzebna.
L24 .;
Może ma jeszcze inne kryjówki, nie tylko szałas przy kamiennym kręgu?
— Innych nie znam.
Z łomotem i rykiem motoru wtoczyli się na pagór i pędem zjechali obok owczego pastwiska. Owce spłoszyły się i rozbiegły, tylko Bimber obserwował ich z godno¶ci±, Juli-szfce za¶ powita! przyjaznym pobekiwaniem. Juliszka nie zwracała na niego uwagi, toteż obrażony pod±żył do szopki, stoj±cej na skraju ł±ki i skrył się w jej wnętrzu.
Na podjeĽdzie było pusto. Juliszka wbiegła do domu. Ani żywej duszy. Tomasz sun±ł za ni± krok w krok. Wszedł tez.dowaroz.nego pokoju. Na oknach wisiały gęste zasłony i nie przepuszczały ¶wiatła. Juliszka szarpnęła grub± storę, snop słonecznych promieni upadł na rozbebeszony tapczan, gdzie leżał kompletnie ubrany mężczyzna. Zbudził się, stękra±i, podparł na łokciu. Tomasz zobaczył zniszczon±, pooran± zmarszczkami twarz, wory pod oczyma, nos z fioletowymi żyłkami, zlepiony potem kosmyk siwych włosów opadaj±cych na czoło i smutne czarne oczy, które gorzały gor±czkowo.
— Tatusiu!
Patrzył na córkę nieprzytomnie, jak gdyby jej nie poznawał.
— Głowa mnie boli — poskarżył się.
— Tatu¶ pewnie głodny, nic nie jadł? — położyła mu dłoń na czole". Chłodny dotyk przyniósł mu ulgę, bo przymkn±ł oczy. Wyraz przestrachu czy udręki złagodniał. -Zaraz zrobię ¶niadanie. Trzeba, żeby tatu¶ umył się i przebrał. Przyniosę ¶wież± koszulę.
— Nie trzeba — sięgn±ł ręk± do kołnierzyka — dopiero wczoraj j± założyłem.
— Oj. chyba dawniej. Tatusiu, ciocia nam głowę /myje /a ten bałagan. Jak po spaleniu!... Czy Floru¶ nie mógł pozbierać? A w ogóle, co się tu działo'.' Szukał tatu¶ c/egn'.' (idzie s± chłopcy?
— Czarny.,.
?.25
__Chyba w nracy. Oni mnie o niczym nie mówi±.
Tomek spu¶cił oczy. Przykro było patrzeć na to stare dziecko, rozżalone, rozdygotane i zaniedbane. Ileż ten człowiek ma lat? Trzęsie głow± jak stuletni starzec. Chyba. jest niezupełnie normalny. Powinni go leczyć. Czy tego nie rozumiej±, czy się wstydz±?
Juliszka paplała beztrosko jak mała dziewczynka. Tomasz znał j± już na tyle, by zorientować się, że udaje, że w ten sposób stara się pocieszyć biedaka.
— Tomek, przedstaw się. Mój kolega, tatusiu.
Doktor Tona zawstydził się swego rozmamłania. Wydawało się, że dopiero teraz zorientował się, że w pokoju jest kto¶ obcy. Podci±gn±! kołdrę pod brodę i opadł na poduszki z męczeńskim wyrazem twarzy.
— Przepraszam, ale jestem chory, bardzo chory.... Juliszka jednak była równie stanowcza jak delikatna.
— Wstanie tatu¶ i zaraz lepiej się poczuje. No, tatusiu^ proszę. Muszę tatusia ogolić. Fu, jaka szczecina.
— Wczoraj się goliłem — protestował słabo.
__ ±jc icraz jest dzisiaj i trzeba powtórzyć. — Podsuwała kapcie, prawie sił± wyci±gała go z łóżka, przez cały czas nie przestaj±c zagadywać jak pielęgniarka do ozdrowieńca. Tomasza zaczynało irytować to gaworzenie i zamierzał się-wycofać do kuchni, kiedy go przystopowało pytanie zadane od niechcenia przez Juliszkę:
— Podobno mieli¶cie go¶cia? Taki czarny, z brod±. Podawał się za malarza?
Doktor, który wła¶nie nakładał szlafrok, zwrócił się do. córki z nagłym gniewem.
__ Ty mi takich go¶ci do domu nie sprowadzaj! To nie
jest dla ciebie towarzystwo! Wybij go sobie z głowy!
Tomasz miał ochotę u¶ciskać starszego pana.
__ Tak tatusiu — Juliszka zachowywała się jak dobrze
wychowana panienka, tyle że po drodze między biurkiem a. fotelem, w którym umie¶ciła ojca, pu¶ciła do Tomasza oko. — Nic będę.
226
— Pamiętaj! Ja tego twojego go¶cia byłem zmuszony wyrzucić za drzwi. Dzi¶ rano. Jeszcze do tej pory jestem rozbity po tym zaj¶ciu.
— Co się stało, tatusiu?
— Wyczekał, aż chłopcy odjad± i zacz±ł myszkować po domu. My¶lał, że nie słyszę. A ja cał± noc spać nie mogłem, wci±ż mi się zdawało, że kto¶ łazi. Postanowiłem; przyłapać go na gor±cym uczynku i udawałem, że ¶pię. Wszedł tutaj, porozgl±dał się i splun±ł na mnie. Ja się nie ruszam, czekam, oczy mam półprzymknięte. A pod ręk± miałem butelkę. Wiesz, pusta już była. Ciotka pozabierała, a Florek nie przywiezie. Dlatego jestem taki chory...
— I co dalej, tatusiu?
— Szukał czego¶, wyci±gał szuflady, grzebał w bieliĽ-nie. O, widzisz przecież, co jest. Potem się dobierał do mojego biurka. Ale ja szuflady zawsze mam na klucz zamknięte, a klucze schowane. Ponieważ nie mógł otworzyć, próbował rozbić. Akurat tę szafkę, gdzie trzymam fotografie, listy, wiesz, różne pami±tki. Tak się tym zaj±ł, że podszedłem do niego z tyłu, dopiero się obejrzał. A ja butelk± trzask o kant biurka i szkłem pocelowałein prosto w twarz.. Kwiczał jak zarzynane prosię i uciekał, że dogonić nie mogłem. Zl±kł się, chociaż go mocno nie pokroiłem. Nie krwawił tak bardzo. Skoczył do samochodu i tyle go widziałem. A mnie się słabo zrobiło, że w kuchni na podłogę upadłem. Gdyby zaczekał, mógł mnie dostać
|
WÄ…tki
|