ďťż

Nagadała mu o wszystkim, nawet o swoich przygodach w charakterze konduktorki tramwaju w ostatnim roku wojny...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Chłopak musiał chłonąć jej paplaninę jak gąbka. Oczywiście uraczyła go także historią wiecznie tonącego statku. Odtąd Konny albo „Konradżik”, jak mówiła matka, był jej wielką nadzieją. W tym czasie często przyjeżdżała do Berlina. Przeszedłszy już na emeryturę nabrała ochoty na wojażowanie swoją trabanciną. Ale matka ruszała w drogę jedynie po to, żeby odwiedzić swoją przyjaciółkę Jenny; ja pozostawałem kimś z dalszego planu. Cóż to były za spotkania! Czy to w pokoju lalek u ciotki Jenny, czy w mojej kreuzberskiej norze w starym budownictwie, mówiła tylko o Konradżiku i swoim szczęściu na stare lata. Jak to dobrze, że może teraz bardziej się nim zająć, od kiedy wielki państwowy kombinat stolarski zwinął żagle, zresztą z jej pomocą. A ona chętnie pomaga pchnąć sprawy do przodu. Znowu zwracają się do niej o radę. A jeśli o wnuka chodzi, to ona ma masę planów. Ciotka Jenny reagowała na ten nadmiar energii jedynie swym zlodowaciałym uśmiechem. A ja usłyszałem: Z mojego Konradżika to ani chybi wielki człowiek wyrosznie. Ni taki popapraniec jako ty... - Zgadza się - odparłem - ze mnie nic wielkiego nie wyrosło i nic już nie wyrośnie. Ale jak widzisz, matko, pod jednym względem się rozwijam - jeśli wolno to nazwać rozwojem - mianowicie jako namiętny palacz. Niczym ten Żyd Frankfurter, dodaję dzisiaj, który jak ja odpalał papierocha od papierocha i o którym muszę teraz pisać, ponieważ strzały dosięgły celu, ponieważ budowa statku, pod który w Hamburgu położono stępkę, posuwała się naprzód, ponieważ na Morzu Czarnym oficer nawigacyjny Marinesko pełnił służbę na okręcie podwodnym przystosowanym do pływania w pobliżu brzegów i ponieważ 9 grudnia trzydziestego szóstego przed sądem szwajcarskiego kantonu Gryzonia rozpoczął się proces przeciwko pochodzącemu z Jugosławii mordercy obywatela Rzeszy Wilhelma Gustloffa. W Chur trzej strażnicy po cywilnemu stali przed stołem sędziowskim i ławą oskarżonego, który siedział wciśnięty między dwóch policjantów. Na polecenie policji kantonalnej mieli oni stale obserwować publiczność oraz krajowych i zagranicznych dziennikarzy: obawiano się zamachu, z którejkolwiek strony. Z powodu natłoku przybyszów z Rzeszy konieczne się stało przeniesienie rozprawy z sądu kantonalnego do sali posiedzeń Małej Rady Gryzonii. Obrony podjął się leciwy pan z białą szpicbródką, mecenas Eugen Curti. Wdowę po zamordowanym jako oskarżycielkę posiłkową reprezentował znany profesor Friedrich Grimm, który wkrótce po wojnie wywołał sensację swym fundamentalnym dziełem „Polityczna sprawiedliwość - choroba naszych czasów”, wobec czego nie byłem zdziwiony natykając się w internecie na nowe wydanie książki, rozprowadzane przez niemiecko-kanadyjskiego prawicowego ekstremistę Ernsta Zündela, ale tymczasem nakład tego pamfletu został podobno wyczerpany. Mimo to jestem pewny, że mój Webmaster ze Schwerina w porę postarał się o egzemplarz, bo jego strony internetowe były naszpikowane cytatami z Grimma i polemicznymi odpowiedziami na - przyznajmy - rozwlekłe przemówienie mecenasa Curtiego. Wyglądało to tak, jakby proces miał się odbyć powtórnie, tym razem w wirtualnie przepełnionym teatrze świata. Później z zebranych przeze mnie materiałów wynikło, że mój solista obkuł się przy pomocy „Völkischer Beobachter”. Na przykład raczej marginalna informacja, że gdy w drugim dniu rozprawy na salę sądową weszła pani Hedwig Gustloff w żałobnej czerni, obecni tam obywatele Niemiec, garść szwajcarskich sympatyków i przybyli z Rzeszy dziennikarze powitali ją na stojąco unosząc dłonie w hitlerowskim pozdrowieniu, została skopiowana z „walczącego dziennika ruchu narodowosocjalistycznego Wielkich Niemiec”. „V.B.” zaznaczył swoją obecność nie tylko w ciągu zasługujących na miano historycznych czterech dni rozprawy, lecz również w internecie; rozpowszechniane w sieci cytaty z listu surowego ojca do marnotrawnego syna też zostały zaczerpnięte z walczącego dziennika, bo list rabina - „Niczego już od Ciebie nie oczekuję. Ty nie piszesz. I już nie musisz pisać..
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.