ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Nie wiem - odparła, starając się, by wyszło to naturalnie. - Jestem pewna, że propaganda
mogła mieć taki cel i go osiągnąć. Z drugiej strony niewinny i uczciwy wygląd zawsze jest
zaletą u tajniaka, a od tego zaczynał. Podobnie jak u midszypmena, którego złapali tam, gdzie
nie powinno go być. Może to maskowanie, które pewne osobniki mają lepiej rozwinięte od
innych.
- Nie pomyślałem o tym - roześmiał się Grigovakis i ukłonił jej się z uznaniem.
Tyle że to uznanie było z gatunku: proszę, jaka spryciula z tego prymitywu.
- Tak sobie pomyślałam, że na to nie wpadniesz - odparła z uśmiechem.
I tonem, z którego jednoznacznie wynikało: bo nie jesteś dość bystry.
Błysk złości w jego brązowych oczach świadczył, że zrozumiał.
Abigail uśmiechnęła się niczym wcielenie niewinności.
- No dobra - w głosie Karla słychać było, że gorączkowo szuka nowego tematu. - Obojętnie
jak bym wyglądał przy dzisiejszym obiedzie, i tak mi to nie pomoże.
- Przynajmniej nie będziesz sam - pocieszyła go Shobhana. - Będziesz miał Abigail do
towarzystwa, więc zrób to, co robiłeś zawsze na obiadach u księżnej Harrington.
- A co robiłem? - spytał podejrzliwie Karl.
- Chowałeś się za nią.
- Kłamstwo i kalumnia! - zaprotestował. - Tak się złożyło, że siedziała między mną a
gospodynią.
- Trzy razy pod rząd? - prychnęła Shobhana. - To ci przypadek, nie?
- Zostałeś zaproszony trzy razy przez księżną Harrington? - spytał Grigovakis ze zdziwieniem
i czymś dziwnie przypominającym szacunek.
- No... tak - potwierdził Karl, opuszczając skromnie oczęta.
- Jestem pod wrażeniem - przyznał Grigovakis, po czym wzruszył ramionami. - Ponieważ nie
znalazłem się w grupie, w której uczyła taktyki, nie miałem szans na zaproszenie. Słyszałem
tylko, że jedzenie podają znako mite.
- Lepsze niż znakomite - zapewnił go Karl. - Zwłaszcza ciasta pani Thorne!
I uniósł oczy do sufitu w niemym zachwycie.
- Fakt. A potem odpracowywaliśmy je w symulatorach - dodała Shobhana ze znacznie
mniejszym zachwytem. - Zwykle wybierała rolę przeciwnika i systematycznie kopała nam
tyłki.
- Nie wątpię - Grigovakis potrząsnął głową.
Tym razem mówił bez żadnych podtekstów i zupełnie szczerze, gdyż podobnie jak pozostali
darzył Salamandrę prawdziwym szacunkiem.
- Próbowałem przenieść się do którejś z grup, z którymi mogła mieć zajęcia, ale za późno się
o tym dowiedziałem - dodał i przyjrzał się pozostałej trójce. - Nie wiedziałem, że wszyscy
mieliście z nią taktykę.
- Mnie omal to nie ominęło - przyznała Shobhana. - Byłam druga na zapasowej liście i tylko
dzięki temu, że dwójce ze składu podstawowego wynikły problemy rodzinne, w wyniku
których musieli wziąć urlop na semestr, załapałam się na zajęcia z lady Harrington.
- A ile razy zostałaś zaproszona na obiad? - Grigovakis doszedł do siebie, bo po tonie sądząc,
spodziewał się usłyszeć, że raz.
- Tylko dwa - przyznała spokojnie zapytana. - Raz był zaproszony każdy, na następne
zaproszenie trzeba było zapracować, a taktyka nie była moim ukochanym przedmiotem.
I uśmiechnęła się słodko, bo wszyscy wiedzieli, że nawet jedno zarobione" zaproszenie na
obiad oznaczało wyróżnienie dla każdego uczącego się w akademii.
- A ty byłeś trzy razy? - Grigovakis spojrzał na Karla.
Ten kiwnął głową.
- I Abigail także trzy? - tym razem w głosie pytają ego było czyste niedowierzanie.
- Och, nie - odparł z kamienną miną Karl, odczekał, aż w oczach Grigovakisa błyśnie
satysfakcja, i dodał: - Abigail była zaproszona co najmniej dziesięć razy... z tego co mi
wiadomo.
- Co mu jest, do diabła? - spytała Shobhana wieczorem, gdy obie brały prysznic.
Pierwszeństwo w korzystaniu z dwuosobowej kabiny każda płeć miała co drugi dzień.
- Komu? - spytała Abigail, wcierając szampon w sięgające prawie do pasa włosy.
Wielokrotnie już miała ochotę obciąć je na krótko, tak jak nosiły koleżanki czy lady
Harrington, gdy pierwszy raz zjawiła się na Graysonie, bo czas i wysiłek potrzebny na ich
pielęgnację były olbrzymie, a na dodatek długie włosy stanowiły zawadę w stanie
nieważkości czy w hełmie skafandra próżniowego, nie wspominając już o ćwiczeniach
fizycznych. To, że tego dotąd nie zrobiła, oznaczało milczącą zgodę na standardy narzucone
przez urodzenie. Żadna bowiem szanująca się graysońska dziewczyna nie ścięłaby włosów
tak krótko. Wreszcie skończyła i wsadziła głowę pod strumień wody.
- Doskonale wiesz komu - prychnęła Shobhana. - Temu dupkowi Grigovakisowi, jakbyś
miała wątpliwości. Co jakiś czas można by przysiąc, że ma się do czynienia z normalnym
człowiekiem, a potem pstryk i wszystko jest po staremu.
- Cóż... - odparła nieco niewyraźnie Abigail. - Według mnie uważa, że jest lepszy od nas
wszystkich, a my tylko przez wrodzone chamstwo i małpią złośliwość nie okazujemy tego
spontanicznie. Jego świętym obowiązkiem jest więc takie zachowanie na nas wymusić w
każdy mo żliwy sposób.
Po czym wyszła spod wody i zaczęła wykręcać włosy. Dopiero w tym momencie zdała sobie
sprawę, że Shobhana przygląda jej się uważnie. Najwyraźniej musiała w jej głosie usłyszeć
coś, co zwróciło jej uwagę.
- Miałam na myśli nie tyle nas, ile ciebie - dodała Shobhana. - Wydawało mi się, że ma
problem głównie z tobą, ale teraz jestem prawie pewna, że ty też masz problem z nim. Mam
rację?
- Nie... - zaczęła ostro Abigail i urwała.
- Nigdy nie umiałaś dobrze kłamać. To pewnie przez to religijne wychowanie. No dalej, mów,
o co chodzi.
- Ano... On jest jednym z tych idiotów, którzy uważają, że wszyscy na Graysonie to dzikusy
mieszkające w jaskiniach i na dodatek dotknięte fanatyzmem religijnym. A nasze zwyczaje i
zasady są po prostu śmieszne i niedorzeczne.
- Oho - mruknęła Shobhana cicho. - Przystawiał się do ciebie?
- A przystawiał - przyznała Abigail, rumieniąc się wbrew sobie.
Na Graysonie kobiet było trzy razy więcej niż mężczyzn, a jeszcze nie tak dawno jedyna
kariera, jaka je czekała, to bycie żoną i matką. Dlatego rywalizacja o względy mężczyzny
była na Graysonie zawsze intensywna, a praktyka poligamii uczyła graysońskie dziewczęta
szczerości wobec siebie, jako że miały w perspektywie zostanie jedną z co najmniej dwóch
żon. A to narzucało konieczność szczerości i kompromisów. Dlatego też graysońskie
dziewczęta były przyzwyczajone do bardziej otwartych i pragmatycznych rozmów między
sobą niż te pochodzące z Królestwa. A Abigail jeszcze nie do końca pogodziła się z faktem,
że takie właśnie rozmowy może spokojnie prowadzić z Shobhana, jakkolwiek by była
urodzoną i wychowaną w Królestwie.
- Wcale mnie to nie dziwi - oświadczyła Shobhana, przekrzywiając głowę i przyglądając się
przyjaciółce. - Gdybym miała twoją figurę, opędzić bym się od chętnych nie mogła
|
WÄ
tki
|