ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Ten zwierzoczłek, Indulio, to dla mnie nic. Nie będę jednak brudził tego miejsca jego krwią, jeśli sobie nie życzysz. To rzekłszy odwrócił się z powrotem do kufla z piwem, ale widać było, że twarz pokrył mu rumieniec wstydu. Cymmerianin stał za nim jeszcze chwilę uśmiechając się, a następnie ruszył w kierunku baru.
Jesteśmy głodni, spragnieni i zdrożeni odezwał się Hyrkańczyk. Widzę, że można się u ciebie napić. Czy jadło i spoczynek też tu znajdziemy?
To zależy odparł karczmarz. Macie czym zapłacić?
Cymmerianin i jego nowi kompani przeszukawszy sakiewki usypali na barze niewielki stosik miedzianych i srebrnych monet. Człowiek nazwany Indulio rozpromienił się.
Za to możecie jeść, pić i spać przez trzy dni i trzy noce. Jednym ruchem zgarnął pieniądze do ręki i wsypał je do okutej żelazem skrzyni, stojącej u jego stóp. Potem musicie przynieść więcej.
Gdzie mamy spać? spytał Conan.
Karczmarz wskazał grubym palcem za siebie.
Jak dotąd nikt nie zajął jeszcze piątego piętra. Uważajcie tylko ze świecami i latarniami. Wyżej jest już tylko strzecha. Jedzenie właśnie się gotuje i będzie niedługo. Co pijecie?
Piwo rzekł Conan. Hyrkańczyk dowiedziawszy się, że nie można dostać sfermentowanego końskiego mleka także zamówił piwo. Indulio postawił przed nimi spienione kufle.
Jak wam powiedziałem, bądźcie ostrożni z ogniem. Nie chcę też żadnych bijatyk. Trzymajcie też łapy z dala od służebnych dziewek. Poza tym możecie robić, co wam się żywnie podoba.
Będę przestrzegał twoich poleceń zapewnił Conan. Ale ten tam wystawił mnie na ciężką próbę. Gdybym był młodszy rozpłatałbym mu czaszkę, zanim trzecie słowo przeszło mu przez usta. Teraz jestem bardziej cierpliwy i mam więcej powściągliwości.
Nic mam nic przeciwko temu, żebyście się pozabijali powiedział karczmarz. Byle tylko na zewnątrz.
Conan, KyeDee i reszta znaleźli pusty narożnik i usiedli na słomie z kuflami w dłoniach. Jeden z niewolników przyniósł dla nich niski stół z tyłu pomieszczenia. Za chwilę kobieta z żelazną obręczą na szyi postawiła przed nimi półmisek dymiących wołowych żeber. Inna przyniosła ser, owoce i stertę płaskich, twardych bochnów chleba. Wygłodniali mężczyźni przerwali swoje gry i przechwałki, by zaspokoić głód.
Conan miał cały czas świadomość, że człowiek o imieniu Arpad rzuca w jego stronę mroczne spojrzenia. Było oczywiste, że jego towarzysze o równie opryszkowatej powierzchowności naigrawali się z niego za jego niemęskie zachowanie. Cymmerianin nie odwracał spojrzenia. Zdecydował, że będzie musiał zabić tamtego, zanim skończy się noc. Wcześniej czy później Arpad wypije na tyle dużo, że ponowi zaczepkę. Ta perspektywa nie martwiła Conana.
Gdy kufle zostały ponownie napełnione, Indulio opuścił swoje miejsce za barem zostawiając je pod opieką jednej ze służebnych i przyłączył się do stolika swoich nowych gości.
Przybywacie chyba z daleka, przyjaciele odezwał się sadowiąc swoje olbrzymie cielsko na słomie.
A jakże, z daleka rzekł Conan. On i jego towarzysze przedstawili pokrótce historie swoich niepowodzeń. Jak to się stało, że to miejsce nagle zaczęło cieszyć się takim wzięciem? zapytał Cymmerianin gdy skończyli.
Karczmarz podkręcił wąsy z zadowoleniem.
Nie was jednych dotknęły złe czasy. Po raz pierwszy od chyba pięćdziesięciu lat Nemedia, Ofir, Koth, Korynthia i Zamora zawarły pokój. Królowie korzystają z tego, by wyplenić rozbójnictwo w swoich krajach. Co więcej, współpracują ze sobą w tym względzie. Banici z jednego kraju nie mogą więc przekroczyć granicy i znaleźć za nią spokoju. Pół roku temu zrozumiałem, jakie to stwarza możliwości i przypomniałem sobie o tym mieście, które widziałem wiele lat wcześniej, gdy uciekałem z Zamory do Brythunii. Nawet król Brythunii nie dba o te graniczne góry, więc rozpuściłem wieść, że tu jest bezpieczne schronienie. Miasto wciąż stoi i jest prawie nie zamieszkane. Można tu przeczekać, aż wszystko wróci do normalności. Załadowałem wozy towarami i przyjechałem tutaj, żeby najlepszy budynek w mieście zająć na gospodę. Dalej wystarczyło już tylko położyć dach i czekać. W ciągu kilku dni zaczęli przybywać pierwsi, za miesiąc było ich już dwustu. Teraz miasto jest prawie pełne zakończył promieniejąc z zadowolenia.
Co oni wszyscy robią, gdy kończą im się pieniądze na kwatery?
Wprowadzają się do pustych domów. Trzeba tam tylko położyć dachy. Chłopi za marne grosze dostarczają materiałów. A co do chłopów, to lepiej ich nie ruszać. Ukradniecie im jedną kozę, a wszyscy wyniosą się stąd ze swoimi trzodami i pomrzemy z głodu.
Słuszne myślenie rzekł Conan. Ja przynajmniej
Urwał, bo otwarły się drzwi i do gospody weszła przedziwna grupa.
Pierwszy wszedł przysadzisty krasnolud, niosący na ramionach świeżo ubitą antylopę. Kończyny miał krótkie i umięśnione, a jego pierś przypominała beczkę z piwem. Głowa była większa niż zazwyczaj mają ludzie, a rysy twarzy regularne i wręcz przyjemne. Dziwnym akcentem był pierścień przebity przez nos. Następnie weszły trzy kobiety uzbrojone w łuki. Z pasów zwisały im zabite zające i bażanty. Każda miała wymalowany na twarzy czarny, przypominający maskę, pas na oczach. Ubrane były w krótkie tuniki bez rękawów, rajtuzy z jeleniej skóry i obwieszone licznymi małymi amuletami. Włosy miały zwichrzone i nie ułożone w żadne uczesanie. Przypominały bardziej dzikie zwierzęta niż kobiety. Jednak ostatnia postać, która weszła sprawiła, że Conan zapomniał o wszystkim dookoła.
Miała na sobie suty płaszcz wykończony futrem i przyozdobiony jaskrawymi piórami. Wspaniałe, złote włosy okalały jej piękną twarz o twardych rysach, które łagodziły duże, jasnoszare oczy. Usta o olśniewającym kształcie pomalowane były intensywną czerwienią. Słońce i wiatr uczyniły jej oblicze smagłym, z wyjątkiem blizn, które pozostały białe. Jedna biegła od nosa przez szeroką kość policzkową do linii szczęki. Mniejsza pionowa przecinała podbródek.
Gdy osoba ta stanęła pod belkami stropu, Conan zauważył, jak była niezwykle wysoka. Chciał zobaczyć, czy nosi buty na grubej podeszwie i ku swemu zdziwieniu spostrzegł, że była bosa. Mogła być niższa od niego zaledwie o 5 centymetrów. Gdy kroczyła przez izbę, wzbudziła jego podziw. Widywał nieraz koronowane królowe, które poruszały się nie aż tak godnie, jak ona.
Indulio! zawołała, gdy karzeł zrzucił antylopę na bar. Przygotuj to dla nas. Pozostałe kobiety także położyły swoje łupy na barze i oddaliły się w kierunku pulsującego ogniska.
Już biegnę, Achileo zawołał właściciel i poderwał się na równe nogi z prędkością, której trudno było się spodziewać po ogromnym cielsku. Oni sami zaopatrują się w pożywienie, polują wyjaśnił Conanowi. A moja służba oporządza zwierzynę
|
WÄ
tki
|