ďťż

– No to słucham...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
– Po pierwsze, kiedy zdobędziemy transport dla łodzi podwodnych, nie informując o niczym pani admirał Napalonej, pozostawimy w jej wodach jedną dużą i jedną małą łódź. Jak najbliżej stąd i jak najgłębiej... – A po co? – Myślałaś o komórkach ruchu oporu jako o tajnych bazach w największych miastach, z pojazdami i amunicją przechowywanymi w jaskiniach czy w zapomnianych zbiornikach podziemnych, gdziekolwiek się da. Te łodzie podwodne może i są przestarzałe, jednak doskonale wystarczą na początek jako bazy oporu... można ich także użyć do znalezienia jaskiń, do których można dotrzeć tylko od strony 75 morza i spod wody... Nie zostaną użyte wobec Yuuzhan jako broń, lecz jako przenośne domy, które strzelają potężnymi pociskami. Wystarczy na cztery komórki ruchu oporu. – Nieźle – uśmiechnęła się Leia, rozważając ten pomysł. – A więc jak to zrobimy? – Co? – Jak sfałszujemy wybory? – Nie mam pojęcia. Miałam robić to co ty, pamiętasz? Nigdy nie fałszowałam wyborów. Han westchnął. – No to lepiej szybciutko coś wymyśl. Albo będę ci musiał zabrać tymczasową licencję łajdaka. Borleias Jag siedział oparty o kadłub swojego szponostatku, pochłonięty przeglądaniem notatnika. Dok działań specjalnych choć raz wydawał się stosunkowo spokojny. Słychać było tylko pojedyncze brzęknięcia i nieliczne przekleństwa, dochodzące z kąta, gdzie uwijali się mechanicy. Jag nie był jednak na tyle zaaferowany, żeby nie zauważyć w polu widzenia pary obutych nóg. Powędrował wzrokiem w górę, aż dotarł do błękitnej twarzy Shawnkyr Nuruodo. Chissanka była jego partnerką w pierwszej wyprawie do przestrzeni Nowej Republiki, jeszcze na początku kryzysu wywołanego napaścią Yuuzhan Vongów, jego jedyną towarzyszką w czasie samotnego powrotu i zastępcą, gdy dołączył do eskadry Vanguard na Hapes. Teraz, odkąd latał z eskadrą Bliźniaczych Słońc, ona dowodziła Vanguardami. – Pułkowniku, czy mogę usiąść? – Oczywiście. Przycupnęła naprzeciwko niego ze skrzyżowanymi nogami. – Słyszałem, że eskadra Vanguard została zakwalifikowana do działań elitarnych i specjalnych – rzekł Jag. – Że będziecie teraz stacjonować na planecie razem z nami. Gratuluję. – To tylko kwestia szkolenia, motywacji i narzucenia dyscypliny – wzruszyła ramionami Shawnkyr. – Przyszłam do ciebie, bo uznałam, że postąpię niewłaściwie, jeśli bez rozmowy z tobą odrzucę tę promocję, niewątpliwie przyznaną w dobrej wierze. W końcu to ty stworzyłeś eskadrę. – Dlaczego miałabyś ją odrzucić? 76 – Ponieważ nie mam zamiaru dłużej prowadzić eskadry. Ty też do niej nie powinieneś wracać. Czas, abyśmy odeszli. – Mów jaśniej. – Mieliśmy jasno określony plan, pułkowniku. Wróciliśmy po to, aby sprawdzić, jakie zagrożenie stanowią Yuuzhanie dla społeczeństwa Chissów. Mieliśmy dość czasu, aby dokonać oceny. Teraz powinniśmy wrócić i złożyć sprawozdanie z naszych działań. Jag przyglądał się jej beznamiętnie. Już od jakiegoś czasu spodziewał się tej konfrontacji. – A co będzie zawierał twój raport dla dowództwa? – Że Yuuzhanie stanowią poważne zagrożenie dla nas, dla Imperium i dla wszystkich społeczeństw nie przypominających ich samych. Że Nowa Republika rozpada się na wszystkich frontach, że dokończenie inwazji w tej okolicy przez Yuuzhan Vongów i zwrócenie się przeciwko nam jest jedynie kwestią czasu. – Zgadzam się z twoimi wnioskami. – No to ruszamy. Potrząsnął głową. – Ja jednak doszedłem do innych wniosków, zgodnie z którymi powinniśmy zostać. – Mogę je poznać? – Uważam, że wojna tu, na Borleias, będzie najpoważniejszą próbą zdecydowania i charakteru Yuuzhan. Dopiero kiedy zobaczymy, jak przebiegnie ta kampania, będziemy mogli przeprowadzić dokładne rozpoznanie wroga, któremu nasz lud będzie musiał kiedyś stawić czoło. – Zamierzasz więc wrócić do przestrzeni Chissów natychmiast po upadku Borleias? – Nie. – Wobec tego nie rozumiem. – Nie przedstawiłem moich wszystkich wniosków. A oto drugi, niemający nic wspólnego z pierwszym: moja obecność tutaj może wpłynąć na bieg wydarzeń, choćby niewielkim, ale z pewnością wymiernym stopniu. Odejście z tej kampanii spowoduje nie tylko jej porażkę, ale również zwiększy zagrożenie dla naszego ludu. Każda szkoda, którą dziś wyrządzę naszemu wrogowi, oznacza, że on jej nam nie wyrządzi, kiedy już do nas dotrze. – Więc nie odejdziesz nigdy. – Odejdę... kiedyś. Shawnkyr w milczeniu trawiła jego słowa. Odległe przekleństwa przybrały na sile, akompaniując wzmożonemu waleniu młotem, które 77 bardziej przypominało teraz odgłosy krwawej zemsty niż naprawy. Po chwili jednak wszystkie dźwięki wróciły do normalnego poziomu. – Mogę z tobą porozmawiać jak pilot z pilotem? – Oczywiście. – Sądzę, że uczucia zaćmiły twój trzeźwy osąd. To świadomość, że nie będzie cię tutaj, kiedy Jaina Solo znajdzie się w niebezpieczeństwie lub zostanie zabita, nie pozwala ci swobodnie podejmować decyzji. Ale pamiętaj, że masz zobowiązania wobec swojego ludu i nikogo innego. – Czy aby naprawdę? – Tak. Złożyłeś przysięgę. Przysięgę posłuszeństwa i lojalności. – A co, jeśli dokładniejsze przyjrzenie się lojalności oznacza odejście od posłuszeństwa? – Nie może tak być. – Uważam, że się mylisz. Nie jestem lojalny wobec Chissów dlatego, że przyjęli do siebie moich rodziców ani dlatego, że wśród nich wyrosłem. Jestem lojalny, ponieważ są uosobieniem cech, które podziwiam i szanuję; to oni sprawili, że cechy te stały się kręgosłupem naszego społeczeństwa. Mam na myśli przeciwstawienie się siłą agresji i przedkładanie obowiązku nad osobiste interesy. Chissowie nie są jednak jedynymi istotami, które mają wiele wspaniałych cech; nie są też jedynymi, które zasługują, aby przeżyć walkę z Yuuzhanami i nie są jedynymi, z którymi się identyfikuję. Już nie. – Uważasz zatem, że zostając, wspierasz lepszą sprawę. – Tak. Możemy przygotować raport i przesłać go holokomunikatorem. Możemy w nim wyjaśnić, że potrzebna jest dalsza ocena... co zresztą jest prawdą. – Skoro tak twierdzisz. – Tak twierdzę. Wyraz twarzy Shawnkyr zmienił się. Nie patrzyła już na niego twardo, a takiej właśnie reakcji Jag się spodziewał, choć jej nie pochwalał
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.