ďťż

Jaryna słuchała jej, jak wprzódy Ostapa, z tym zachwytem dusz prostych, które z uniesieniem witają świtające im światło nowego dnia...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Całe godziny milcząca, zadumana, sparłszy piękną swą głowę na ręku, wpatrując się w hrabinę, cierpliwa, ciekawa, głodna, wyzywała pragnąc opowiadań bez końca. Badała Michalinę naiwnie, biegła do niej co dzień po pokarm dla duszy, którego już czuła potrzebę. Można ją w człowieku przytłumić, ale zgasić nie podobna. Zestarzałemu w nieświadomości i opuszczeniu okaż promyk światła, pozwól mu się skierować ku niemu, a rzuci się nań chciwie. Ciekawość - ten głód duszy nieśmiertelnej, pragnącej wiedzą związać się ze światem - w kimże zupełnie umarła? Ostap od przybycia żony rzadko widywał Michalinę, o jej stosunkach z nią nie wiedział wcale z początku, bo Jaryna mówić o nich nie śmiała, a on nie badał, hrabina milczała umyślnie. Tak upływały dnie, tygodnie, miesiące. W pracy czas schodzi piorunem, ani się obejrzeć. Ostap szukał pracy, bo czas mu ciężył; rzucał się na nią, a nie brakło przedmiotu. Choć główne trudności były już ułatwione, pozostawało drobnostkowe dokonanie wszystkiego, często mozolniejsze niż plany i urządzenia ogólne. Alfred, którego o postępie czynności uwiadamiał, coraz to rzadziej odzywał się z zagranicy. Pracowano starając się o przebaczenie mu winy, i choć familia zabitego ogłaszała, że mu bezkarnie powrócić nie da, były wszakże nadzieje jeśli nie darowania kary, to ulżenia jej przynajmniej. Michalina w nowym życiu swoim niespodziewane znalazła przyjemności, bo nie ma pracy, nie ma dobrego uczynku, co by się nie zapłacił wewnętrzną radością. Dwoje dzieci, Staś i Jaryna zajmowali ją całą. Widziała Ostapa i to jej wystarczało. Oswoiła się z myślą, że dla niej stracony na zawsze... Alfred zajmował ją oddalony jak przyjaciel; jak ojciec dziecięcia; kochać go usiłowała na próżno. W ostatnich czasach boleśnie ścisnęło się jej serce na popełnione przez niego szaleństwa: uczuła jakby litość połączoną ze wstrętem. I tak biegło życie w Skale. W jednym domu, w jednej izdebce żyjąc z Ostapem, Jaryna była mu obcą jak w pierwszych dniach poznania; ledwie przemówił do niej, ledwie na nią spojrzał; obawiał się jej i unikał. Ona znosiła spokojnie, ulegle, cicho ból swój; nie mogąc go wymówić wypłakiwała. Czasem tylko z litości Ostap szepnął do niej: - Zobaczysz, powrócim tam, powrócim; łzy ustana, będziesz szczęśliwsza. Ona spoglądała jasnym okiem na niego, serce jej zabiło do tego szczęścia, pokazywanego z daleka jak cacko dziecięciu, i zamilkła - nie miała już nadziei. Gdy jej bardzo a bardzo było na sercu ciężko, gdy się łzy nadto kręciły w powiekach, szła ukradkiem do Michaliny. Dla niej nie miała już tajemnic; powiedziała jej wszystko jak matce, jak siostrze; ta ją pocieszała jak dziecię jutrem i pocieszając, starała się to jutro uczynić podobnym, a szczęście dla Ostapa bez siebie dostępnym. Przewidywała nawet chwile, w której zdziwi się swej żonie, przybliży do niej, pociągniony urokiem nowości może, pokocha ją i zapomni. Ona nigdy zapomnieć nie chciała. Dwa miesiące upłynęły od przybycia Jaryny do Skały, gdy w nocy umyślny posłaniec przybiegł z listem do Ostapa znad granicy. Nie znalazł go w domku, w którym jak zwykle Jaryna sama siedząc na ziemi u spopielałego komina, patrzała na gasnące w nim jedna za drugą iskierki. List był pilny. Pośpieszono szukać go gdzie indziej i znaleziono aż u brzegu z nocleżanami siedzącego na kłodzie w tym stanie pół snu, pół jawy, co rozkosznym marzeniem strapionych kołysze. Często tak Ostap z życia, w które go wepchnęły obowiązki, wyrywał się uciekając do wiejskiego. Niezapomniane chwile młodości kołatały do jego duszy, wdzięcznym go wabiąc uśmiechem do tych uciech nędzy, których sierotą doznawał na łąkach, w lasach u brzegu wód błąkając się swobodny. Nieraz wiedziony tą niepojętą chętką, biegł za trzodami z dala, wpatrując się w życie pastusze, chwytając wyrazy prostej piosenki, dźwięki znajomej przygrywki, dymy znanego ogniska, nieraz podkradał się do wesołych nocleżan, rozmawiał z nimi i, wspominając dawne, najpierwsze lata swoje, tęskno pieścił się ich przypomnieniem. Nieraz błądził samotny po lasach, szukał gospodarzy, co szli z pługami w pole, by z nimi pomówić, zbliżał się do pracujących i chciwie patrzał na ich zatrudnienia. Wszystko co mu dzieciństwo wieśniacze wracało, było mu drogim. Czemuż temu smutnemu nawet dzieciństwu zazdrościł? czemu tej nędzy żałował? - nie wiem. Tak wszyscy po czymś płaczem, choćby po łzach własnych - i żal nam przeszłości zawsze, a młodszych lat stokroć więcej niż innych. Jemu lżej było ze swymi i długie godziny spędzał z nimi rozkosznie, a każde tętno życia wiejskiego żywo w nim odzywało się jeszcze. Niewidzialna siła pociągała go ku temu stanowi, z którego jednak wyszedł tak wcześnie. Inny byłby się może wstydził, byłby uczuciu kazał zamilknąć, myśli odwrócił gdzie indziej; on je szanował i cieszył się nimi. Czuł się niezepsutym; oświecenie, cywilizacja ta tylko dobra, która związku człowieka z prostym życiem i prostymi uczuciami nie zrywa. Biada tym uczonym, co wszystką naukę swą czerpią z książki, co świat w nią radzi by zamknąć; książka jest jak beczka, ale u źródła woda lepsza. Posłaniec, który zachwycił Ostapa w jednym z tych zadumań, którymi dusza ucieka ze świata, tak że ją nie łatwo ku niemu sprowadzić, długo oddawał mu list, nim się opamiętał, gdzie był i czego od niego chciano. Nareszcie wziął pismo w ręce machinalnie, obojętnie, rozłamał pieczątkę, ale ledwie kilka słów przeczytał, krzyknął, zakrył oczy i upadł. Ludzie skoczyli ku niemu ratować, ale za pierwszym dotknięciem obcej ręki już był na nogach, chwycił papier, łzy mu z powiek pociekły i szybkim krokiem pobiegł nie wiedząc dokąd. List ten zawierał doniesienie o śmierci Alfreda, Michalina była wdową
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.