ďťż

- Wprowadziliście swoich młodych ludzi do najbliższego otoczenia sułtana, sztylety halca* są naostrzone, ale czy jesteście pewni, że następcy otworzą się dla idei szyickiej?...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Najstarszy czuł się zmuszony wkroczyć. - Zastanówcie się, czy nowi władcy także w przyszłości pozwolą wam sobą powodować - to było skierowane do pierwszego, potem zwrócił się do drugiego: - Ale prędzej może się zdarzyć, że pewien mameluk, któremu Allah dotąd odmówił łaski wiary, odnajdzie prawdę, a potomkowie Saladyna*, którzy się mogą powołać tylko na Sunnę, zejdą z drogi. - Nas obchodzi tron w Kairze tylko dlatego - powiedział drugi - że nie chcemy, by został wciągnięty do Wielkiego Planu. Powinien zająć go ktoś, kto pozostawi Jeruzalem nietknięte. - Skoro jesteście pewni - odparł pierwszy - że tam zostanie ulokowana władza, która będzie promieniować także na Wschód i skutecznie trzymać w szachu waszych mongolskich współwyznawców, możemy wyrazić zgodę. Pierwsi uznamy królewską parę władców i będziemy ją chronić własnym ciałem, jak to dotychczas, wierni naszemu paktowi, już czyniliśmy! - Wkład was obydwu - wtrącił najstarszy - nie jest przez nikogo tutaj podawany w wątpliwość. Tolerować należy wszystkie trzy światowe religie, o ile są oddane dynastycznej linii, "krwi królów", a więc także żydowskiej, od której się ona wywodzi. Tron Jeruzalem powinien być dla wszystkich święty, dla wszystkich dostępny jako miejsce pokoju dzięki spotkaniu, zrozumieniu i poszanowaniu. Drugiemu wydał się ten obraz zbyt niejasny i zbyt idylliczny. - Tak więc w interesie nas wszystkich niech się dopełni los starego ładu w Kairze i niech nowy obierze właściwą drogę. Trzeba sprowadzić ostatniego Ajjubidę, ażeby tę zmianę przyspieszyć, i to ostatecznie. - Kto wam kazał to mniemanie ujmować w słowa? Powinniście je zachować dla siebie - upomniał go najstarszy. - Lecz jeśli to pojmujecie, czemu wasi mamelucy dotąd powstrzymują naszego przyjaciela od wprowadzenia do boju Turanszaha? - Bajbars ma kłopoty! - bronił się pierwszy. - Wracając zatroszczcie się o uwolnienie Czerwonego Sokoła - dodał najstarszy. - To uwolnienie nie jest teraz konieczne, Turanszah jest już w drodze, jednakże zastosujemy się do waszego życzenia. - W przeciwnym razie my się w to zaangażujemy - powiedział drugi. - W końcu Czerwony Sokół jest sprawie dzieci zaprzysiężony i dla niej się zasłużył. Jest rycerzem pierwszej godziny. - Nie spierajcie się - powiedział najstarszy - wszyscy przecież służymy dzieciom Graala! Zadbajcie, proszę, wspólnie o to, żeby nasz przyjaciel odzyskał wolność! Potrzebujemy każdego ramienia i każdej głowy. Obaj przybysze skłonili się przed najstarszym i opuścili tajemne miejsce. Piraci uwolnili Czerwonego Sokoła tak samo niespodziewanie, jak go uwięzili. Pożeglowali nawet z nim prawie do ujścia Nilu, do jeziora Mareotis, i tam wsadzili go do łodzi rybackiej. Zwrócili mu także sakiewkę z pieniędzmi, w której nie brakowało ani jednej monety, co stwierdził, gdy mu się udało uwolnić najpierw od więzów, potem od zasłaniającej oczy przepaski. Gdy rankiem przybyli rybacy, Czerwony Sokół łatwo ich przekonał, że bardziej im się opłaci przewieźć go przez jezioro do Aleksandrii, niż zarzucać sieci. Aleksandria wciąż przyćmiewała Kair w tym, co dotyczyło godności, wiedzy i wszelkiego umysłowego znaczenia. Mimo że pożar w museion* strawił sławną bibliotekę, aleksandryjski uniwersytet przyciągał przez stulecia najwybitniejszych filozofów ze Wschodu i Zachodu. O totius Asiae gloria regis Alexandriae filia, Graeciae gymnasia coram te, Maxentia, dea confidit philosophia, de cuius victoria protectorem virginum. Aleksandria była bogata, przez jej porty przechodził cały zamorski handel Egiptu, w jej murach żyło tysiące chrześcijańskich kupców, chociaż po nieudanej krucjacie przed trzydziestu laty obciążono ich znacznymi podatkami i zezwolono tylko na użytkowanie wschodniego portu, który od miasta był oddzielony przez półwysep Faros. Wznosiła się tam latarnia morska, jeden z siedmiu cudów świata. Jan Turnbull nie po raz pierwszy był w Aleksandrii. Dawniej, gdy wielkiemu sułtanowi Al-Kamilowi służył jako poseł nadzwyczajny do cesarza, miał okazję częściej podziwiać miasto, a wiele jego podróży stąd się rozpoczynało. Ale to było dawno. Ponad dziesięć lat nie wstępował już do ka'at al-kira'a, wielkiej czytelni uniwersytetu, i pozostało mu tylko w pamięci nazwisko Ezera Melchsedeka, ponieważ ten znakomity kabalista* odważył się wówczas jako pierwszy przedstawić Wielkie Arkana w postaci obrazków, co wywołało wielki wrzask ze strony ortodoksyjnych wyznawców tajnej żydowskiej nauki. Tymczasem, jak mówiono, w Marsylii handlowano nawet złymi i prymitywnie uproszczonymi kopiami i co było jeszcze gorsze, grano nimi o pieniądze, co sprzeciwiało się wszelkim zamiarom odgadywania przyszłości. Jan Turnbull, który w mieście wynajął kwaterę jako chevalier z Mont-Sion, spotkał się tylko z lekceważącym wzruszeniem ramion, gdy w krużgankach akademii pytał o sławnego uczonego. Znalazł go wreszcie na starym mieście, na rogu ulicy, gdzie siedząc na skrzynce za kulawym stołem przepowiadał przechodniom przyszłość w sprawach handlowych czy miłosnych i otrzymywał za to nędzną zapłatę. - Nie pozbędziecie się duchów, które przywołujecie! - przemówił do starca. Ten podniósł wzrok znad rozłożonych przed sobą, zakrytych kart. - Podróżujecie już siedem lat w tej samej sprawie - powiedział, nie zastanawiając się długo. - Infanci są jeszcze młodzi i niepewne ich królestwo. Wskazał gościowi stołek i zgarnął złotą monetę, którą Turnbull położył na stole. - Czego chcecie ode mnie? - spytał nieufnie, gdy stwierdził wartość monety. - Nie tutaj, nie teraz, Ezerze Melchsedeku, powinniście mi dać odpowiedź na pytania, które jak się wydaje, już znacie. Turnbull pochylił się i zniżył głos do szeptu, kilka osób bowiem zatrzymało się i słuchało ciekawie. Ezer zachował milczenie, póki nuda nie kazała gapiom iść dalej. Turnbull odchrząknął. - Idźcie do domu, skoncentrujcie swoją myśl na dzieciach i ich imperium! Wynagrodzę was. Mam dwa pytania, które implikują odpowiedź na trzecie. Pierwsze: Czy dzieci mogą i czy im wolno pozostać razem, kochać się i połączyć cieleśnie? Drugie: Gdzie znajduje się ich tron, kiedy i jak się objawi? I trzecie: Czy powinny na ten tron wstąpić? Melchsedek patrzył długo na siedzącego przed nim gościa. - Czy tak bardzo zależy wam na ich szczęściu..
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.