ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Nie będziemy rozmawiać o mnie, tylko o tobie. Wychowywano
mnie w nieufności wobec Ezzarian, więc niełatwo ci przyjdzie mnie
przekonać. Z własnej woli zbratałeś się z Derzhimi. Nie nosisz kajdan,
choć widzę, że miałeś je w przeszłości. Yayapol opuściłeś jako wolny
człowiek. Jeśli chcesz dożyć zachodu słońca, lepiej wymyśl dobrą his
toryjkę.
- Zaskoczyło mnie, że w ogóle chcesz mnie wysłuchać. Twój przy
jaciel był gotów mnie zabić.
- On rzadko się myli w takich sprawach.
Wyszedłem za nim z chaty i ruszyłem przez wypełnioną blaskiem
przedświtu zieloną dolinę, bardzo przypominającą tę, z której banici ucie-
kli. Cztery rozklekotane budynki wzdłuż strumienia, kilka innych ukrytych
118 Carol Berg
w lesie. Po zawietrznej zagroda diakoni. Skały i drzewa. Szliśmy wzdłuż
brzegu strumienia, który migotał w słabnącym blasku zachodzącego księ-
życa. W okolicy nie było nikogo. Tylko śpiący w chatach, strażnicy na
obu końcach doliny, kilku mężczyzn niespokojnych z powodu odniesio-
nych ran w domu w głębi lasu. Moje rany nie dokuczały mi w czasie spa-
ceru. Od dawna marzyłem o takim zaklęciu, ale miałem paskudne prze-
czucie, że nie spodobałby mi się sposób jego tworzenia. Nie powinienem
pozwolić, by kobieta-demon znów mnie dotknęła.
Teraz jednak najważniejsze było, by Blaise mi zaufał, i dlatego od-
sunąłem kwestię demona na bok i opowiedziałem mu swoją historię
najdokładniej, jak mogłem, nie wyjaśniając jednak związków łączą-
cych mnie z Aleksandrem. Powiedziałem, że byłem niewolnikiem Derz-
hich od czasu zdobycia przez nich Ezzarii. Służyłem w kilku domach,
a ostatnim z nich był letni pałac cesarza w Capharnie. Przed dwoma
laty, w zamieszaniu związanym z aresztowaniem i planowaną egzeku-
cją księcia Aleksandra, udało mi się uciec i wrócić do swoich, gdzie
znów podjąłem przydzielone mi obowiązki. A później urodził się mój
syn i został odesłany.
-1 to wyciągnęło cię z lasów, zdecydowałeś się nawet zaryzykować
pojmanie jako zbieg, żeby go odnaleźć.
- Musiałem go zobaczyć. - Żeby spojrzeć w jego duszę i rzeczywi
ście odkryć to, co w niej nosił, a co potwierdzała Ysanne i troje świad
ków. - Nasze zwyczaje wydają się okrutne, ale istnieją ważne powody,
dla których... pewne dzieci... chore dzieci... nie mogą pozostać w Ezza
rii. Jak już mówiłem, nie chcę, żeby umarł. Wolałbym wiedzieć, że do
rasta bezpiecznie u kogoś, kto dobrze się o niego troszczy. - Do chwili
gdy będę mógł wejść do jego umysłu i usunąć demona, którego nie
powinno tam być. Ale ten człowiek by tego nie pojął. Zostawił mnie
przecież pod opieką opętanej.
-A jak mnie odnalazłeś? - Jego spokój był niewzruszony. Zatrzy-
maliśmy się na drewnianym mostku nad strumieniem. Nie wiedziałem,
jakie umiejętności posiada Blaise, ale słuchał całym sobą, więc musia-
łem się trzymać prawdy.
- Widzisz, spotkałem kiedyś pewnego Derzhiego imieniem Yanye,
z potężnego rodu. Kiedy przebywałem w Capharnie, był zaciekłym wro
giem księcia Aleksandra. Zrobił to... - wskazałem na piętno na lewym
policzku- ...żeby obrazić księcia. Uznał, że jeśli zeszpeci jego własność,
OBJAWIENIE 119
w oczach innych ludzi będzie się wydawał potężniejszy. Książę nie za-
bił lorda Vanye, rozumiejąc motywy jego postępowania, bo wbrew temu,
w co wielu wierzy, Aleksander ma silne poczucie sprawiedliwości. -
Nadeszła pora na bardziej ryzykowną część opowieści. Na kłamstwo.
Aleksander twierdził, że jestem najgorszym łgarzem na świecie. Mia-
łem nadzieję, że się mylił. - Kiedy cię szukałem, złapali mnie Derzhi.
Vanye polował na Yvora Lukasha... uznał, że w ten sposób odzyska
łaski księcia... i był pewien, że zbiegły ezzariański niewolnik musi mieć
jakieś informacje o buntownikach. Dowiedział się o twojej kryjówce
i zaciągnął mnie tam, obiecując, że puści mnie wolno, jeśli pomogę cię
pojmać i zidentyfikować. Zgodziłem się. Nie byłem twoim wrogiem,
bo czy po tym, co przeszedłem, mógłbym nie podzielać twoich opinii?
Po prostu nie sądziłem, że zwykli banici przetrwają atak Derzhich. Kiedy
zobaczyłem, kimjesteś...
- Rozpoznałeś mnie?
- Człowieka definiuje nie tylko jego twarz. Jak myślisz, czemu po
zwoliłem ci zatrzymać mojego syna?
Spojrzał na mnie z namysłem. -
Mów dalej.
- Powiedziałem Derzhim, żeby powstrzymali atak, bo wśród was
jest pięćdziesięciu czarodziejów, którzy zasypią oddział głazami. Kie
dy Yanye uświadomił sobie, ilu ludzi naprawdę broni doliny, przysiągł,
że znów przeprowadzi mnie przez rytuały Balthara. Jeśli kiedykolwiek
rozmawiałeś z jakimś ezzariańskim niewolnikiem, wiesz, że to gorsze
od śmierci. Gdybym wiedział, że się zbliżasz i możesz mi pomóc, wy
myśliłbym jakiś mniej drastyczny sposób uwolnienia się od niego. Dzię
kuję ci za pomoc. Wiele przeżyłem, ale tego chyba bym nie przetrwał.
- Nie ułatwiasz mi sprawy, przyznając, że chciałeś nas oddać w rę
ce Derzhich.
- Moje życie zależy od ciebie. I chyba mam większe szansę zacho
wać je tu niż u lorda Yanye. Ty jednak musisz dowiedzieć się więcej
o świecie, który cię otacza.
Jeśli nie umiał rozpoznać demona i nie wiedział, jaką krzywdę stwo-
rzenie to może wyrządzić jemu i jego towarzyszom, to nie potrafił też
pojąć ryzyka swoich działań.
Wspięliśmy się krótką, stromą ścieżką na otwartą łąkę i usiedliśmy
na płaskiej skale, patrząc, jak słońce oświetla niebo nad końcem doliny.
120 Carol Berg
Blaise milczał. Ja czekałem na jego ocenę, ponownie przepowiadając
sobie informacje, jakie mu przekazałem, szukając potknięć, skaz i pół-
prawd, które będę musiał podtrzymywać lub omijać. Niestety, wtedy
właśnie zaklęcie opętanej przestało działać, a ja poczułem się chory
i zmarznięty. Wełniana koszula paliła mi plecy niczym kwas. Krew są-
czyła się z głębokich ran i zwilżyła szorstką tkaninę, a fala słabości
sprawiła, że moje nogi były niczym z galarety. Nie zwracałem uwagi na
dostojne piękno czerwieniejącego nieba.
- Muszę... gdybym mógł gdzieś pójść... położyć się-wyjąkałem. -
Przepraszam..
|
WÄ
tki
|